Miałam już nie pisać aż do niedzieli, ale muszę już teraz napisać sprostowanie do ostatniej notki :)
Otóż Wielki Czwartek już właściwie za nami. I kurcze już wiele pięknych widziałam, ale ten był wyjątkowy dla naszej rodziny... Bo chyba pierwszy raz mogliśmy usiąść z dziećmi wieczorem, przeczytać razem ewangelię, omówić ją, a potem - i to myślę, że dzieci zapamiętają - głowa rodziny, czyli Krzysiek :)) wziął miskę z wodą i każdemu umył nogi, nawet małemu Michałkowi.
A potem przenieśliśmy się do Łodzi (ach te internety... swoją drogą pozdrawiamy szczęśliwych łodzian, macie teraz Szustaka i Rysia, farciarze :)) i wzięliśmy udział w eucharystii. Niektórzy padli i zostali odniesieni do łóżka, bo było już późno, a cały dzień szaleli na podwórku. Ale inni wytrwali do końca. I to też był dobry czas bliskości. To akurat plusy "zdalnej" eucharystii z dziećmi, że przez komputer nie dadzą rady zakłócać innym mszy :P Akurat były bardzo grzeczne (o ironio), ale ja też byłam bardziej wyluzowana i mogłam się skupić na tym, co ważne.
Owszem, bardzo tęsknię za normalnym uczestnictwem w mszy, ale ta dziś też była super!
Tak więc - tak, to mogą być najpiękniejsze święta, w których nic nie będzie zasłaniać tego, co najważniejsze. Żadne przyzwyczajenia czy gesty. Jesteśmy tylko my w naszej kruchości i Bóg wszechmocny. I nasz domowy kościół.
Zanim zniknę, dwa odnośniki wrzucam. Jeden:
"Jeśli masz przy sobie mamę - to dzisiaj jest jej dzień. Bo ona ci nogi myła. Jeśli masz przy sobie tatę, który ci służył... to jest jego dzień. (...) Dzisiaj jest dzień każdego, kto kocha." Genialne!
I drugi, artykuł z GN.
I drugi, artykuł z GN.
Oto fragment, który mnie zauroczył:
Jak patrzymy w serce, to widzimy całe stado złotych cielców, które
ryczą, żeby oddawać im cześć. Całe mnóstwo cielców: dbałość o uznanie,
wzgląd na opinię innych, ekologiczne jedzenie; są w nas takie cielątka,
które ciągle chcą być głaskane, zauważane, dowartościowane, okadzane,
cielcem może być też forma modlitwy, duchowość, różne przejawy
religijności, ulubieni księża, bez których po prostu nie da się żyć,
mogą nimi być doznania emocjonalno - duchowe, np. spoczynki w Duchu
Świętym, a nawet charyzmaty, jakże Kościołowi dziś potrzebne. Takim
cielcem może być nawet sposób przyjmowania Komunii: do ust, albo na
rękę, a nawet, o zgrozo, cielcem może być Msza św., jako po prostu
religijne przyzwyczajenie, w którym im częściej uczestniczę, tym
bardziej mam poczucie bycia kimś wyjątkowym, w tym, co by nie
powiedzieć, pogańskim świecie. To zaś powoduje, że patrzę z góry na
tych, co do kościoła nie chodzą. Dla wielu kapłanów cielcem są kolejne
akcje duszpasterskie, z których niewiele wynika, oprócz tego, że "coś"
się dzieje. Korporacyjnie nakręceni, myślą czym tu jeszcze okadzić
swojego cielca.
Dlatego Pan przechodzi z mocą i oczyszcza swoją trzodę ze złotych
cielców, rozbija stare bukłaki, kruszy schematy, obnaża rozdźwięk
pomiędzy religijnością i wiarą, i przypomina, że On jest Świątynią...
No to byliśmy razem na Eucharystii :)
OdpowiedzUsuńMy też w Łodzi, ale u Jezuitów :)
OdpowiedzUsuńCzy taki piekny ten czas to bym polemizowala, ale zycze Wam prawdziwie Radosnych Swiat! :*
OdpowiedzUsuńŁódź serdecznie pozdrawia :) To trudny czas, ale też szukam pięknych plusów. I doceniam rzeczy, które do tej pory były oczywiste, a teraz z racji swej prawie niedostępności urastają do rangi skarbu. Dobrego dalszego świętowania :)
OdpowiedzUsuńJa akurat wybrałam krakowskich Dominikanów. Radosnego świętowania, Rivuet dla całej Waszej rodzinki
OdpowiedzUsuń