Dziś dzień archaniołów. Czyli biba u nas :) Czekam, kiedy Rafałek wróci z przedszkola, to chłopaki dostaną imieninowe prezenty.
A tutaj fajny tekst o aniołach. Dobrze, że są... Ich obecność dodaje otuchy. I dobrze wiedzieć, że choć niewidzialni, to są obok i walczą o nas. I są tak totalnie przezroczyści, żeby nie zasłaniać sobą Boga. A ich imiona, jak to ujął bodajże Jakimowicz, są komplementami szybującymi w stronę Najwyższego. To dobry wzór dla nas.
Co poza tym... Gabryś dalej w domu. Z głupiego przeziębienia się zrobiło zapalenie płuc, jak nigdy. Antybiotyk i długie siedzenie w domu. Teraz niby może wychodzić na małe spacery, ale dalej kaszle więc mam trochę schiza, żeby znowu nie wróciło. Pff...
Pogoda taka, że prawie wszyscy albo wychodzą z przeziębienia, albo chorują, albo właśnie zaczynają się źle czuć :P Mnie też zmogło na parę dni i dziś wprawdzie katar wreszcie sobie poszedł, ale za to sił brakuje na wszystko. Dawno nie czułam takiej niechęci, patrząc na górę wypranych ubrań, które trzeba było ułożyć do szafek. Do tego odkurzanie (święto lasu, jeśli tylko raz dziennie), mycie zalanej kawą podłogi, sprzątanie okruchów, resztek jedzenia, zmienianie pieluch i inne urocze czynności, które normalnie mnie nie drażnią, ale dziś jestem bliska wybuchu. Upierdliwe to wszystko i tyle, mam ochotę wziąć sobie L4 od rodziny i wyjechać na Hawaje.
W te dni przymusowego tkwienia w domu ratują mnie książki. Właśnie kończę ostatnią część "Świata Dysku" Pratchetta - "Para w ruch". I żal mi, że więcej nie będzie... Autor zmarł w zeszłym roku. Większość jego książek przeczytałam po kilka razy.
Czeka na mnie kupiony na promocji album "Blondynka na Orinoko" Beaty Pawlikowskiej. Wolę czytać Cejrowskiego, ale zawsze to lekkie opowieści i piękne zdjęcia Ameryki Południowej. Czytając robi się cieplej.
I wczoraj kupiłam "Jak w niebie" Marca Levy'ego. Za cholerę nie wiem, co to, ale czasem kupuję w ciemno, bo mnie coś tknie. Najwyżej będzie do wyrzucenia :P
Choć jedyne książki, jakie byłabym w stanie wyrzucić bez wyrzutów sumienia na śmietnik, to "powieści" Katarzyny Michalak. W dodatku drukowane tak, że nie mogą się przydać nawet jako papier toaletowy.
Apropos czytania jeszcze, chciałam polecić fajną stronkę, bloga właściwie. Choć mam wrażenie, że to więcej niż blog. Dla mnie osobiście to inspiracja i źródło spokoju i piękna. Rodzina (i)lustrowana. Urzekło mnie to, że małżonkowie po wielu latach małżeństwa, mając ósemkę dzieci, mogą pisać razem tak, jak gdyby niedawno się poznali i dopiero odkrywali. Rozumiem ich, ale fajnie czytać też coś takiego u innych.
Ok dzieci wzywają, trza mi kończyć. Koła w ruch...