poniedziałek, 27 grudnia 2021

Zapach noworodka.

Te święta to trudny czas...

Jeśli nastawisz się na magię świąt, na ekscytację płynącą z zapachu kolorowych pierników oraz innych wigilijnych dań, na bliskość z ludźmi... To może przyjemność będzie trwała przez chwilę, a potem pryśnie i zostanie pustka. Może nie będzie nic, bo zamiast bliskości będzie niezrozumienie i samotność - tym boleśniejsza, że wśród ludzi. A może właśnie będzie ci błogo i przyjemnie, ale gdzieś tam pogryzą cię wyrzuty sumienia, że przecież tylu ludziom nie jest, a ty niewiele możesz pomóc.

Gdzieś tam kotłowało się we mnie wszystko. W tym roku wyjściem było skupienie się na zwykłych czynnościach. I powrót myślami do żłóbka.

***

Zrób kompot. Weź te suszone owoce ze składzika... Mały kroczek naprzód.

(Zapach siana, pomrukiwanie wołów... Miriam czuje skurcze, może wody odchodzą na klepisko.)

Puść dzieciom kolędy. W tym roku jakoś ich nie czujesz, ale dom pełen muzyki jest inny. Kolejny kroczek...

(Józefie, co czujesz? Strach, niepewność? A może zaufanie, że Bóg przewidzi i wszystko będzie dobrze? Gdzieś nad tobą jasno świeci gwiazda.)

Barszcz, barszcz... Gabryś obiera warzywa, ja doprawiam. Jest smak! Ciemnoczerwona zupa bulgocze w wielkim garze.

(Zwierzęta poruszają się zaniepokojone zachowaniem zgiętej kobiety. Skurcze się nasilają. Józef stara się pomóc? Aniołowie czekają w ciszy, choć śpiew już w nich wzbiera.)

Ryba będzie od mamy... Więc co? Kapusta z grochem. Ale najpierw kolejna kawa. Szkoda, że Ania nie dała się wyspać w nocy. Kroczek, kroczek...

(W nocnej ciszy postękiwanie dziecka. Zapach noworodka. Miriam owija je w pieluszki, Józef ociera oczy. Zwierzęta się uspokajają.)

Znowu bałagan w pokoju i w kuchni... Przekonać dzieci do sprzątania... Zegar tyka na ścianie, czasu coraz mniej.

(Gdzieś w oddali pasterze nagle są świadkami najazdu anielskiej kapeli. Wyrwani ze snu zabierają swoje białe futrzaki i idą odwiedzić Mesjasza.)

A jednak w zabieganiu wszystko się układa. Bóg się rodzi, moc truchleje, a my przeżywamy kolejną dobrą Wigilię. Tak po prostu.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Już blisko.

Jeszcze kilka dni do Wigilii.

Tegoroczny adwent był trudny, ale powoli idzie ku dobremu.

Wprawdzie z wielu powodów bliżej nam do prostej stajni, niż takiej szopki jak ta obok (chociaż mieszkamy w Krakowie), ale chmury zaczynają się rozstępować.

Jednak jest gwiazda, która prowadzi...

Bardzo poruszyło mnie (jak zwykle) czytanie z wczorajszej ewangelii o spotkaniu Marii i Elżbiety. Tym razem uderzyło mnie to, że żadna z nich nie myślała o sobie. Obie doświadczyły czegoś cudownego, ale zamiast się tym chwalić i mówić tylko o sobie, jakby zupełnie o tym zapomniały, koncentrując się na drugiej osobie. Miriam nie patrząc na swój odmienny stan idzie w góry, by pomagać cioci w końcówce ciąży. A Elżbieta na dzień dobry zamiast mówić "popatrz, co mi Pan Bóg zrobił!", gada tylko o Marii i małym Jezusie w brzuchu.

W tych czasach, gdzie mówi się przede wszystkim o swoich emocjach i odczuciach, jest to tym bardziej niezwykłe.

I tak sobie myślę, że to dobra lekcja na tegoroczne święta. Zapomnieć o sobie, być dla innych. Jeśli nie robi się z takiej postawy cierpiętnictwa, to naprawdę daje radość :)

Dobrej, owocnej końcówki adwentu! <3

czwartek, 16 grudnia 2021

Przyjdź.

Zamawiałam sobie świąteczne czytadła w bibliotecznym książkomacie i dostałam w prezencie trzecią książkę... Trochę jestem w szoku, że tak trafili z wyborem, bo trudna i o bólu - idealnie pasuje do mojego czasu teraz. Im bliżej Wigilii, tym bardziej widzę, że teraz wcale na nią nie czekam, a gdzieś w środku coś się we mnie wypaliło.

Oczywiście to nie koniec świata, tylko ciemne dni plus zmęczenie wieloma sprawami, w tym kilkoma domowymi problemami. I Pan Bóg właśnie do mnie takiej, bardzo dalekiej od radości oraz "magii świąt" może przyjść. A może nawet bardziej niż zwykle... Chociaż jakąś sinusoidę zaliczam w tym adwencie.

Nie zmienia to faktu, że ostatnie dni to unoszenie z trudem głowy nad powierzchnią. Plus wyrzuty sumienia, że i tak daję za mało.

Nie chce mi się nic szykować i mam straszny bunt na te wszystkie rzeczy, które powinny być zrobione. A ja mam ochotę rzucić to wszystko i zaszyć się gdzieś daleko, w górach. I chociaż przez kilka dni nie robić nic, tak po prostu.

No ale pomimo wszystko...


środa, 8 grudnia 2021

Okruchy grudnia pachnące miodem i goździkami.

Kuchenne czary-mary.
Pierniczyliśmy już kilka razy.






Taki zimowy domek podczas spaceru - aż chce się zamieszkać.

Anna od aniołków z piernika.
Grudzień mamy już na całego.

W kuchni zapach pierników (sprawka dzieci) tudzież grzanego piwa/wina (ja czasem po godzinach). Albo po prostu goździkowo-cytrusowy aromat z kominka.

Za oknem biel. Pewnie, to nie taka biel jak na Kaszubach czy w górach, ale i tak się cieszymy! Nawet powstał jeden bałwan, umieszczony specjalnie dla podsmarkanych najmłodszych na zewnętrznym parapecie.

Uzupełniałam dziś kalendarz i zdziwiło mnie, jak niewiele zostało do Wigilii... Minie szybciej niż bym chciała. Lubię to czekanie.

Dzieciaki tuż przed świętami będą na zdalnym... To zdecydowanie nie ułatwi nam organizacji. A liczyłam na kilka dni spokoju tuż przed.

Za nami Mikołaj. Był oczywiście, nie patrząc na to, czy byliśmy grzeczni (święty pytający, czy ktoś był grzeczny? bujda na resorach wymyślona przez jakieś sfrustrowane ciotki). Przyniósł duże zestawy klocków Lego, dla każdego innego rodzaju... To chyba najbardziej trafiony prezent u nas, bo ciągle używany, a nie zajmuje osobnego miejsca. Klocki po znudzeniu się konkretnym zestawem lądują w jednym z wielu ikeowych pojemników, razem z innymi. I tu się zaczyna prawdziwa zabawa, bo o wiele fajniej budować bez instrukcji, co się chce.

Właśnie czekam, aż mi ciasto na pizzę urośnie (dawno nie robiłam), więc zapuszczam jakąś skoczną muzę i ruszam do dziecięcego pokoju... Generalnie porządki tam zostawiam im w całości, ale w tym momencie zrobię przedświąteczny wyjątek. Niech będzie tak czysto, jak bym sobie życzyła. Chociaż nie łudzę się, że ten stan potrwa dłużej niż 2-3 dni. Więc w sumie to jedna z tych bezsensownych czynności, które wykonuję sama nie wiem po co w ramach umartwienia :P Bo prawda jest taka, że nie cierpię sprzątać, a na kurze i pajęczyny chętnie przymknęłabym oko. Przewróciło się - niech leży. Gdybym mieszkała sama, pewnie zapuściłabym się totalnie. Pan Bóg wiedział co robi, dając mi to stado...

No to co. Let it snow...

czwartek, 2 grudnia 2021

Nuta w sercu.

Słucham sobie i mam wrażenie, że wracam do domu...

Jakoś tak mnie dopadło na początku grudnia, że zamiast cieszyć się nadchodzącymi świętami, ja zatęskniłam za latem i górami.

I za tym, co dawne i znane. Zwłaszcza za ludźmi, którzy byli, a potem gdzieś sobie poszli.

W głowie mam Beskid Niski i Bieszczady. A w uszach kolczyki z wiosennymi kwiatami od Kaszubki :)

Popłakałam się czytając fragment "Serca w skowronkach" Magdy Kordel, gdzie była mowa o Bojkach i zniszczonej wsi.

Coś mnie ścisnęło w gardle, gdy usłyszałam tą wersję piosenki "Zielony dom" z powyższej płyty - znałam inną, też piękną, ale ta jest niesamowita.

I sobie przeglądam zdjęcia z Radocyny. Zastanawiam się, czy dzieci są za małe na Bieszczady, czy...?

Obiecałam im morze w przyszłym roku, ale może choć na parę dni w góry się uda.

W tym całym dziecięco-domowym kociokwiku dobrze jest jednak pamiętać, skąd się przyszło. I gdzie się idzie.

Na połoniny, na niebieskie :)