czwartek, 22 sierpnia 2013

Freedom!

Uff. Jeszcze  niecałe dwa dni... I będziemy wreszcie w górach! Razem. Odpoczniemy...

Potrzebujemy tego odpoczynku jak powietrza. Czas ostatnio był nerwowy, kolejny remont w trakcie, praktycznie się z Krzyśkiem mijamy. Głównie przez to, że mało mamy czasu dla siebie, mnie potem brakuje sił, żeby ogarnąć dom i dzieci. Zresztą bądźmy szczerzy, w tamtym roku wakacji jako takich nie mieliśmy, także od dwóch lat jesteśmy pełnych obrotach.

Także już jutro wieczorem spakujemy plecaki, a pojutrze rano wsiądziemy do auta i... Freedom!!!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rafałek w Łańcucie.





Oto piękny Łańcut wieczorową porą :) Byliśmy tam wczoraj z Rafałkiem i Renfri (Gabryś został w domu z wujkiem Pawłem). Rzeszów nas nie zachwycił, ale za to zaliczyliśmy piękny łańcucki zamkowy zamek. No i z moim smykiem na spółkę zjedliśmy półmetrową zapiekankę, chyba najdłuższą jaką widziałam kiedykolwiek. A później zgarnęliśmy z lotniska Alnilam & Alberto i wróciliśmy do domu.

Na "Wolverinie" byliśmy z Krzyśkiem we wtorek  i napiszę o tym specjalnie dla Celta. Film bardzo fajny, widziałam już dwie wcześniejsze części o włochatym superbohaterze i ta trzecia moim zdaniem trzyma poziom. Generalnie mi się podobało, a dzięki głównemu bohaterowi byłam w stanie nawet przetrwać japońskie klimaty, za którymi nie przepadam. Wrażenia trochę jak po "Iron Man 3" - przyjemny, niezbyt skomplikowany film, dobry na poprawę humoru.

A teraz kończę pisać i biorę się za strzyżenie mojego Wilkołaka, póki Rafałek śpi. Po południu chcemy skoczyć do Łagiewnik na eucharystię. Poza tym - będziemy odpoczywać do niedzieli. Sasasa.

wtorek, 13 sierpnia 2013

W oczekiwaniu na kino :P

Jest 14. Za trzy godziny przyjdzie Renfri, a ja wyskoczę do Bonarki, gdzie z moim lubym obejrzymy w kinie "Wolverina". Can't wait...

Teraz korzystam z chwili spokoju, bo Rafałek śpi, a Gabryś jeździ na rowerze na podwórku (ostatnio nauczył się jeździć na takim czterokołowym, ale dużym, także jestem z niego dumna!). A ja mam zawias. Nie wiem, czy to pogoda taka na spanie, czy ja już zmęczona jestem (czekam na nasz wyjazd w góry jak na zmiłowanie), czy jeszcze coś innego, ale padam na pysk. A to dopiero wtorek... 

Cóż, w pewnym sensie do mojego wyczerpania w dużej mierze przyczynił się Gabryś, który od jakiś dwóch tygodni przechodzi upierdliwy etap pytania "dlaczego???". Zawsze się śmiałam z tego etapu, ale teraz jak nadszedł, to marzę już o jego zakończeniu. Każde niewinne pytanie czy stwierdzenie kończy się niekończącą serią "a czemu?". Ech, a tak lubiłam rozmawiać z moim synkiem. Teraz zabawne lub trafne stwierdzenia zamienił na  jedno irytujące słówko. Mam nadzieję, że mu szybko przejdzie. Już wolałam odpowiadać na pytanie "a z czego to jest zrobione?", też popularne ostatnio. No cóż, rośnie mały odkrywca, trza mi zacisnąć zęby i tłumaczyć.

Na szczęście dziś mój tydzień pracy się kończy ;) Jutro zostawiam Gabrysia z chrzestnym i jadę z Rafałkiem oraz Renfri do Rzeszowa. Będziemy zwiedzać, a wieczorem przylecą na tamtejsze lotnisko Alnilam i Alberto. Wrócimy wszyscy razem jakoś w środku nocy. A później będą cztery ślebodne dni z moim Wilkołakiem, bo wziął urlop na piątek. Sasasa. Może gdzieś wyskoczymy, w jakieś Gorce albo inny Beskid.

Także do 17... Jeszcze dwie godziny i pięćdziesiąt minut :P

Na deser Nigel Kennedy po żydowsku. Szwędałam się ostatnio z Renfri po Kazimierzu wieczorem i teraz mi chodzi po głowie. Piękne...

piątek, 9 sierpnia 2013

Grecka muzyka na upalne dni.

Ten tydzień upłynął pod znakiem upałów... Takich, że aż musieliśmy w domu siedzieć, tak prażyło. Tygodnia nie zapomnę też z innych względów, ale o tym napiszę kiedy indziej. Ta notka ma być wakacyjna, ciepła i rozleniwiona. Staram się mimo wszystko odpocząć jeszcze przed naszym wyjazdem. Pod koniec sierpnia wyjeżdżamy w Beskid Niski i już się  nie mogę doczekać... Wreszcie las, łąki, góry, moje ukochane połemkowskie okolice. A przede wszystkim spokój i oderwanie od krakowskiego szumu.

Póki co słucham grania świerszczy w trawach, cieszę się zapachem sierpniowych zarośli, staram się wgryźć w to lato i mieć z niego jak najwięcej. Dobrze, że mieszkamy na przedmieściach, nie muszę grzęznąć w rozpalonym asfalcie. Zamiast tego siedzę z dzieciakami na podwórku i zmieniam miednice z wodą do wylewania na kolekcję samochodzików.

Zostawiam Was z muzyką grecką, której słucham od dwóch dni. Pasuje idealnie, tylko greckiego wina brak ;) Trzy słodkie kawałki, każdy z innej bajki.


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Im ciszej dziecko się bawi...


Tego demota powinnam powiesić sobie na ścianie ku przestrodze. O ile Gabryś bawi się już w sposób w miarę przewidywalny (a przynajmniej te nieprzewidywalne elementy zabawy dzieją się głównie w jego bujnej wyobraźni), o tyle Rafałek szaleje na całego. Podłoga w kuchni jest wiecznie brudna, bo młody wylewa na nią kubek z herbatą/mlekiem/sokiem kilka razy dziennie. Wycieram, ale ileż można? Już ścierek brakuje. Podobnie jest z jedzeniem. Owszem, młody je już ładnie wszystko, umie korzystać z łyżeczki i widelca. Ale przecież na koniec jest najlepsza zabawa, czyli rozrzucanie resztek pożywienia po kuchni, zanim mama zdąży zareagować. Wszystko z rozbrajającym, łobuzerskim uśmiechem, godnym Harrisona Forda i oczywiście błyskiem w oku. Także w tym momencie staram się już jakoś karcić małego i zwracać uwagę, że nie wszystko można robić. 

Oczywiście najgorzej jest, kiedy zapadnie błoga cisza, a ja zignoruję jej przyczynę. Później okazuje się, że na przykład: mały wysmarował się cały kremem czekoladowym lub malinami; wylał mydło w płynie na podłogę; zrobił konfetti z książeczki; wyrzucił pięknie poukładane ubranka z szafki na podłogę... I tak dalej. Pewnie, powinnam za nim latać i zapobiegać katastrofom, ale... ileż można? Po którymś razie po prostu siadam zrezygnowana. Pocieszam się myślą, że to minie. Podobnie jak minie etap zderzania się głową z twardymi bądź ostrymi powierzchniami - jak to jest, że biegnący Rafałek zawsze przewróci się tak, by uderzyć skronią w jakiś mebel? Naprawdę mam ochotę założyć mu strój bramkarza hokejowego i poczekać, aż skończy trzy lata. Widmo wizyty w szpitalu wisi nad nami nieustannie. Tyle że, jak już wspominałam, wiem, że to minie. 

Z Gabrysiem było to samo - i odeszło w niepamięć. Teraz problemy z nim są inne, ale łatwiejsze do opanowania. Pewnie dlatego, że można się z nim dogadać, no i jest już jakoś odpowiedzialny za to, co robi. A kiedyś - pamiętam, jak wysmarował sobie włosy i całą twarz moim kremem do rąk (wycisnął całą tubkę, świeżo kupioną), kiedy ja zmywałam naczynia. To było w zeszłym roku. I raczej tego nie zapomnę, bo mimo błyskawicznego prysznica jeszcze przez parę dni chodził natłuszczony. W momencie przyłapania na zbrodni wyglądał podobnie do dziecka z demotywatora. No i rok temu właśnie trzy razy Krzysiek jeździł z nim do szpitala z podejrzeniem złamania (nogi, palca i czaszki). Uroczy etap w życiu dziecka...

Gabrysia w tym momencie strofuję głównie za to, że bije/przewraca/wkurza i doprowadza do płaczu młodszego brata. Chłopaki się lubią, ale ryk jednego lub drugiego słychać często, jeśli bawią się w jednym pomieszczeniu. Starszy wykorzystuje to, że jest silniejszy i Rafałek przeważnie ląduje na podłodze popchnięty, a potem płacze z powodu utraty zabawki. Wkurzam się na Gabrysia, jest chwila spokoju, ale po jakimś czasie sytuacja się powtarza. Ech, sama tak traktowałam młodszego brata, teraz czuję się czasem jak własna mama :P Ale sprawiedliwość musi być.

I tak to u nas ostatnio. Dobrze jest, każdego wieczoru kładę się spać bardzo zmęczona, ale szczęśliwa. Tyle że czekam na wakacyjny wyjazd jak na wybawienie, bo już mi się bateryjki wewnętrzne wyczerpują. Chciałabym się wyrwać z tego kieratu, pobyć z dala od domu, tylko z Krzyśkiem i chłopcami. Nacieszyć się sobą, odpocząć. Oby się udało..

***

A w rocznicę ślubu wieczorem zostawiliśmy dzieci z ciocią Renfri i poszliśmy do kina na "Jeźdźca znikąd". Film świetny, było super. Teraz planujemy wypad na "Wolverine 3D". Trzeba korzystać z lata ;)

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rocznica ślubu :) Już cztery lata...

Dziś o godzinie 15 miną cztery lata, odkąd jesteśmy małżeństwem :) Tak w godzinę miłosierdzia. Bo Pan Bóg okazał nam wielkie miłosierdzie, że dał nam wyjść z naszych bagienek pełnych nałogów i zranień, posłał na katechezy zaraz po śmierci Jana Pawła II. I tam się poznaliśmy. Potem Krzysiek jakiś czas nie przychodził, szukał gdzie indziej, ale niejaki Augustyn P. postawił sprawę jasno: albo Bóg, albo własne plany. Wilkołak wrócił do wspólnoty po prawie dwóch latach przerwy. Ja w międzyczasie zdążyłam się nieźle poparzyć i zobaczyłam, że chcę mieć faceta, z którym mogę się razem modlić, a nie wchodzić w grzechy. Niedługo potem zaczęliśmy się spotykać. Po dwóch latach się zaręczyliśmy, osiem miesięcy po zaręczynach wzięliśmy ślub (wiele osób nam tłumaczyło, że niemożliwe jest zorganizować ślub i wesele tak szybko... a jednak się dało!).

O tym można przeczytać na moim starym blogu między innymi  TUTAJ i TUTAJ. Bardzo polecam, jak ktoś jest ciekawy. Sama lubię to czytać i sobie przypominać. Piękna historia, aż się dziwię nieraz, że moja ;) Tyle że onet trochę wizualnie blog zmienił i wygląda zupełnie inaczej, niż dawniej.

Potem przyszedł czas na owoce ^^
Owoc numer 1:
 
Gabryś.
Owoc numer 2:
Rafałek.
I mamy nadzieję na więcej owoców ;)

A dziś? Ostatnio mam taki czas, że naprawdę dziękuję Bogu, że dał mi właśnie takiego, a nie innego męża. Pewnie, że nie zawsze jest łatwo, że mamy różne charaktery, temperamenty i przez to się żremy. Ale jakoś tak jest, że zawsze się godzimy, modlimy razem wieczorem i w ogóle walczymy o siebie. Także dla mnie właśnie Krzysiek jest mężem idealnym. Takim, który może mnie uspokoić. I którego ja mogę wyprowadzić z równowagi i sprawić, że zobaczy nowe horyzonty ;)


Na zakończenie modlitwa Sary i Tobiasza, których Bóg uwolnił tak jak nas, i dał nowe życie z Nim. Ta modlitwa pojawiła się na naszych zaproszeniach ślubnych, a potem na eucharystii...

Po uroczystościach weselnych Tobiasz rzekł do Sary: "Wstań, siostro, módlmy się i błagajmy Pana naszego, aby okazał nam miłosierdzie i ocalił nas". Wstała i ona i zaczęli się modlić i błagać, aby dostąpić ocalenia. I zaczęli tak mówić: "Bądź uwielbiony, Boże ojców naszych, i niech będzie uwielbione imię Twoje na wieki przez wszystkie pokolenia! Niech Cię uwielbiają niebiosa i wszystkie Twoje stworzenia po wszystkie wieki. Tyś stworzył Adama, i stworzyłeś dla niego pomocną ostoję - Ewę, jego żonę, i z obojga powstał rodzaj ludzki. I Ty rzekłeś: Nie jest dobrze być człowiekowi samemu, uczyńmy mu pomocnicę podobną do niego. A teraz nie dla rozpusty biorę tę siostrę moją za żonę, ale dla związku prawego. Okaż mnie i jej miłosierdzie i pozwól razem dożyć starości!" I powiedzieli kolejno: "Amen, amen!" [Tb 8,4b-8]