Wiemy, że potrójne jest przyjście Pana. Trzecie jest pośrodku między dwoma pozostałymi. Te są jawne, trzecie takie nie jest. Za pierwszym swoim przyjściem Pan był widziany na ziemi i przebywał wśród ludzi, bo jak sam o tym mówi: ujrzeli i znienawidzili. Gdy nastąpi ostatnie przyjście, wtedy "wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże" i "będą patrzeć na Tego, którego przebodli". Ale pośrednie przyjście, o którym mówimy, jest ukryte i tylko wybrani widzą Pana w sobie, a ich dusze dostępują zbawienia. A więc: pierwsze przyjście jest w ciele i słabości, to pośrodku - w duchu i mocy, ostatnie zaś w chwale i majestacie.
To przyjście w pośrodku między pierwszym i drugim jest drogą wiodącą od pierwszego do drugiego: w pierwszym swoim przyjściu Chrystus stał się naszym odkupieniem, w drugim ukaże się jako nasze życie, a pomiędzy tymi dwoma jest On naszym wytchnieniem i pocieszeniem.
Spodobał mi się ten fragment :) Taki adwentowy.
Już za dwa tygodnie Wigilia. Nawet mamy już wstępne plany z nią związane. Sukces :) Zaczęłam też myśleć o tym, co i kiedy ugotować i przygotować. Oczywiście na ostatnią chwilę, bo gdybym zrobiła to wcześniej, to na pewno by do świąt nie dotrwało. Nie przy naszym stadzie głodomorów. Nie sądziłam, że mając trójkę małych dzieci (no, czwórkę, ale to czwarte póki co sprawia paradoksalnie, że ja jem mniej), będziemy kupować takie ilości butelek mleka, paczek makaronu itp. Cały czas coś jemy. No rodzina hobbitów normalnie... Dobrze, że lubię gotować, bo inaczej bym chyba zeszła (gorzej ze sprzątaniem po jedzeniu, tu pomoc byłaby mile widziana).
Chociaż i tak nie mam co narzekać na razie. Dziś słyszałam o kobiecie, która urodziła bliźniaki, a dwa lata później zaszła w ciążę i okazało się, że to trojaczki. Teraz wędruje z piątką dzieciaczków. Fajnie, że udało jej się zaliczyć to w dwóch ciążach - z mojego punktu widzenia to super sprawa :D A jednak zastanawiam się, co czuła, zostając w domu z parą dwulatków i trzema noworodkami. Pewnie ktoś jej pomagał... (rozkmina typowo moja, bo ja z całym stadem od razu zostawałam sama póki co, Krzysiek musiał od razu iść do pracy - i w takiej sytuacji pewnie też bym została sama, bo nie lubię, kiedy ktoś poza mężem mi się po domu kręci).
Czekam na poniedziałkowe badanie. Ciekawa jestem, co tam u maluszka słychać. Czuję jego obecność coraz wyraźniej, taki ucisk w dole brzucha jakbym tam pomarańczę miała. Choć oczywiście boję się, czy wszystko ok i jak zwykle jestem w strachu przed usg. Za dużo poronień wśród znajomych, żebym nie miała obaw... Ale też wiem, że się Bóg dzieciątkiem opiekuje i nas przeprowadzi przez wszystko. Tylko emocji nie wyłączę.
Pozostała trójka czeka już na święta. Chłopcy co chwilę pytają o choinkę, no i chcą słuchać
piosenki o gwiazdeczce. Ciekawa jestem, jak to będzie w tym roku. Ela jest tak ruchliwa i zadziorna, że obawiam się o losy drzewka i bombek... Chłopcy też w jej wieku dawali popalić, ale jednak łatwiej było ich spacyfikować, zainteresować czymś innym. A ta mała zaraza dobrze wie, czego chce. I kiedy nie dostaje jest ryk, pisk i rzucanie się na ziemię. Dobrze, że to nie pierwsze dziecko, bo bym chyba zawału dostała przy niej. A tak to jej popisy nie robią na mnie wrażenia :P Inna sprawa, że mądra z niej bestia. A najbardziej mnie wzrusza, kiedy wieczorem co chwilę pyta o tatę i biega po drzwi, żeby sprawdzić, czy z pracy już wrócił. Chłopcy czasem nawet nie zauważą jego przyjścia, zajęci swoimi sprawami, a ona pierwsza jest na rękach i czeka na buziaczka w policzek (cmokając znacząco).
Gabryś ma fazę na sklejanie samolotów z papieru. Sam wszystko wymyśla i za pomocą kawałka kartki, nożyczek i kleju potrafi zrobić naprawdę pomysłowe modele. Aż się dziwię, skąd mu się te pomysły biorą, bo mnie do takich robótek ręcznych nigdy nie ciągnęło. Co innego malowanie czy pisanie :) Ale nożyczki? Klej? Albo - o zgrozo - druty, igły czy szydełko? Bleee...
A Rafał zaczął chodzić do logopedy. Te drugie dzieciaki naprawdę ciągną do starszych... Zażyczył sobie, że też chce się uczyć wierszyków i ćwiczyć, jak Gabryś. Więc skoro są chęci, to czemu nie? :) Tak jak do przedszkola, do logopedy poszedł na własne życzenie. I jak na razie jest zachwycony. Ciekawe, czy Ela też będzie potrzebowała pomocy w tym zakresie. Z tego co widzę, to dziewczynki zwykle łatwiej uczą się wyraźnej wymowy. Zobaczymy.
Jak na razie za oknami szaro. Marzy mi się taka biała zima... Wprawdzie nie lubię mrozu i w ogóle tęsknię do lata (aż mnie coś ściska), ale kiedy wszystko jest takie kryształowe i baśniowe, to jakoś łatwiej przetrwać. No i noce są wtedy jaśniejsze :)
Niech będzie tak:
Przez przypadek trafiłam na stronę Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu i się zakochałam w zdjęciach... W linku powyżej jest ich więcej. Rewelacja :) Ależ bym chciała spędzić święta w takiej chacie, paląc w piecu i czytając książki... Choć jak znam życie, to dzieci zmusiłyby mnie raczej do lepienia bałwana, wyścigów saneczkowych i bitwy na śnieżki. A potem one by odpoczywały, a ja musiałabym gotować i doprowadzać ubrania całej załogi do porządku. Pewnie dlatego tak bardzo doceniam teraz chwile spędzone z książką... :)