wtorek, 1 grudnia 2015

Czas oczekiwania.



O come, o come Emmanuel, 
To free your captive Israel. 
That mourns in lonely exile here, 
Until the Son of God appear. 

[Refrain:]
Rejoice! Rejoice! 
O Israel, to you shall come Emmanuel. 

Veni, veni, Emanuel! 
Captivum solve Israel! 
Qui gemit in exilio, 
Privatus Dei Filio. 

[Refrain:]
Gaude, gaude, Emanuel 
Nascetur pro te, Israel. 

[Chanting] - Gaude, gaude

[Refrain: (2x)]
Gaude, gaude, Emanuel 
Nascetur pro te, Israel.


Jak słucham te pieśni o tej porze roku, to niezmiennie mam ciary... Choć przed chwilą po raz pierwszy zdarzyło mi się parsknąć śmiechem, kiedy sobie uświadomiłam że jeden Emmanuel już przyszedł na świat, prawie miesiąc temu w Boliwii. Emmanuela i jego mamę Renfri pozdrawiam :D


Whatever, zaczął się Adwent, czas oczekiwania. Dla jednych oczekiwania na wyżerkę przy stole (niee, bynajmniej nie jestem wrogiem wyżerki i do takiego karpika smażonego to sobie tęsknię cały rok... i ten kompot z suszonych śliwek ech...), dla innych na prezenty (choć w moim domu rodzinnym prezenty były tylko od Mikołaja, w Wigilię już nie). Ale tak generalnie to i dobre jedzonko i kolorowe paczuszki z niespodzianką w środku nie mają uroku, jeśli zabraknie tego najważniejszego. Święta bez Boga to tylko... szopka :) A potem się mówi, że "święta i po świętach", bo jak się już zje to wszystko, to nagle zostaje się samemu z uczuciem pustki i Kewinem borykającym się z problemami na ekranie. Wiem, bo sama swego czasu tej pustki doświadczyłam - i było smutno i bez sensu...

Dlatego lubię Adwent. Jest trochę jak ciąża (i dlatego po raz czwarty w życiu "czuję" go szczególnie). Na pewne rzeczy trzeba się przygotować i potrzeba na to czasu i modlitwy. No i najpiękniejsze jest to, że tak naprawdę Adwent trwa cały czas - bo cały czas czekamy na powtórne przyjście Jezusa. A te kilka tygodni przed świętami pozwala sobie o tym przypomnieć.

No i te piękne czytania...


Jeżeli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia. Wszak mówi Pismo: żaden, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony. (Rz 10, 9-11)

Jakoś odkąd pamiętam ten czas od końca listopada do końca grudnia był mi szczególnie bliski. Pewnie w dużej mierze dzięki temu, że moje urodziny wypadają zwykle blisko początku Adwentu. I dawniej imieniny obchodziłam 1 grudnia, a moje imię też z Bożym Narodzeniem jest związane.

Teraz, kiedy mam z kim przeżyć te święta, znowu jest tak pięknie jak w dzieciństwie. Znowu cieszę się choinką, kolędami, tym wszystkim - bo mogę to robić z Krzyśkiem i z dziećmi. Był taki czas, kiedy wydawało mi się, że ta radość zgasła we mnie na zawsze. Ale dla Boga nie ma nic niemożliwego i z mojego wyschłego, przestraszonego sobą i światem serca zrobił całkiem nowe. Kiedy mam przy sobie moją rodzinę, kiedy modlimy się razem - żadne inne prezenty nie są mi potrzebne.

Planów świątecznych porządków i kulinarnych wyzwań póki co nie mam. Na myśl o jedzeniu dalej mnie cofa :P (i mam nadzieję, że do Wigilii to minie... no bez jaj). Pewnie jedzonko wyszykujemy na ostatnią chwilę. A sprzątać całego domu nie mam siły i nawet nie powinnam, ze względu na Maluszka. Także będzie jak zwykle, chałupa ogarnięta jako-tako. Zresztą sama wiem, jak to jest z tym sprzątaniem. Wczoraj wypoczęta po weekendzie wyszorowałam kuchnię i nawet podłogę umyłam, a kilka minut później chłopaki w jednej części kuchni wysypali kaszkę mannę. A kiedy to posprzątali, to Ela w drugiej części rozlała kakao - efektownie i z rozbryzgiem. I to by było na tyle jeśli chodzi o nasze sprzątanie. Syzyfowa praca to przy tym pikuś i niezwykle sensowne zajęcie.


Przygotujemy się w inny sposób...


10 komentarzy:

  1. Ha ha! U nas z tym sprzataniem tez syzyfowa praca-ja w jednym kacie sprzatam a dzieci balagania w czterech innych. ;) Taki nasz los;) U nas tez przygotowania swiateczne,nie tylko te materialne sie licza. Bo ak piszesz-swieta to nie tylko prezenty... Nieodmiennie zycze duzo zdrowka i dobrego samopoczucie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, kompocik z suszu - uwielbiam i ja ;) Reszty może nie być, no chyba że jeszcze pierogi i jakieś ciacho, byle nie sernik, makowiec czy piernik :)
    Ale ja od kilku lat niestety mam tak jak Ty kiedyś, we mnie ta radość zgasła, nie wiem czy na zawsze, ciężko to powiedzieć, ale już zawsze Święta, a najbardziej Wigilia będzie mi się z moim osobistym smutkiem kojarzyc. Choć coraz łatwiej mi się usmiechac w te dni, widzac moje cudowne dzieci uradowane, mogąc się przytulić do mojego Ukochanego, to gdzies w środku jest ten mój prywatny smutek...

    Przejdzie, przejdzie, zobaczysz że z nawiązką ;) Mnie te ciężkie pierwsze tygodnie pomniejszyły o parę ładnych kilo, ale nawet wypitą wodę oddawałam z powrotem (!), ale potem jka już przeszło to jakoś tak całe okrąglutkie 25kg przybyło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja ulubiona pieśń angielska. Zawsze z dziećmi na religii śpiewałam . I na "chrristmasowym" przedstawieniu dzieci wchodząc do kosciola spiewaly. Zawsze mam ciarki;) Pozdrawiamy adwentowo! U nas misja w ciazy, czyli czekamy w Polsce aż się urodzi :) misja- powrót , wiec Adwent pomocny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Najpiękniejsze święta to te z maluszkiem pod sercem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Adwent przywołuje wspomnienia z dzieciństwa. Szykowanie lampionu. Roraty tak inne od wszystkich nabożeństw. Jezusek "schodzący" po drabinie. Za kilka lat z Synkiem te wspomnienia staną się realne, Teraz staramy się, żeby ten czas oczekiwania był dobrze przeżyty. Przede wszystkim duchowo. Ale o zewnętrzną oprawę też dbamy. Co roku szykowaliśmy Wigilię dla całej rodziny. W tym roku będzie inaczej, bo siostra jest mężatką, więc trzeba to wszystko jakoś poukładać. Ale najważniejsze, żebym miała obok Chłopaków.
    Dobrego Adwentu

    OdpowiedzUsuń
  6. Święta z dziećmi to wspaniała sprawa. A im ich więcej tym fajniej :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi tez Adwent kojarzy sie z ciaza, nowym zyciem, nadzieja... :) Chyba zostalo mi "po dzieciach". ;) Jednego roku nosilam pod sercem Bi i rzeczywiscie bardzo mocno wtedy utozsamialam sie z tym czasem. A w czasie innego Adwentu urodzilam Nika. I na tym podnioslosc sie skonczyla, bo wkrotce po narodzinach synka bylam tak wymordowana, ze ani reszty Adwentu ani Bozego Narodzenia w tamtym roku praktycznie nie pamietam. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. oj to prawda jakoś ja w tym roku też inaczej adwent przeżywam co do sprzątania sprzątam generalnie w piątek bo wtedy mąż przyjeżdża i jakoś tak bardziej się staram... a w tygodniu to w każdy dzień coś sprzątam po jednym pokoju a to kurze a to łazienke a to dół i jakś przez tydzień się wysprząta wszystko

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie zbliżasz się do końca pierwszego trymestru :-) Bardzo się cieszę. I gratuluję. U mnie też czas oczekiwania, ale inny etap ;-)
    Z tym sprzątaniem tak jest, ale jedno co daje, to pozwala na unikniecie nawarstwienia syfu. Potem byłaby masakra. Chociaż fakt sprzątanie z dziećmi to Syzyfowa praca.
    Pozdrawiam Czworokątnie

    OdpowiedzUsuń
  10. Święta bez Boga to tylko... szopka! - dobre! biorę to! ;-)

    OdpowiedzUsuń