wtorek, 7 kwietnia 2020

Niezwykły Wielki Tydzień.

Wtorek, tuż przed północą.

Przez to zdalne życie trochę nam się przestawił tryb działania. Wstajemy późno, późno idziemy spać. Nie trzeba wstawać o szóstej i szykować się do nowego dnia.

Ale nie tylko to jest inne.

Naprawdę z bólem myślałam w niedzielę o tym, że po raz pierwszy od dawna nie idziemy z dziećmi do kościoła z palmami w rękach. Pewnie, modliliśmy się razem, czytaliśmy z dziećmi czytania z mszy i rozmawialiśmy o nich. Ale brakowało tego wyjścia razem... I przewietrzenia głowy, myśli - naprawdę łatwiej mi wtedy być uważną na to, co się dzieje i nie odlatywać, ani nie dawać się zwątpieniu.

A teraz z niepokojem myślę o tym, jakie będą te święta. Czy będą tak radosne, jak powinny. To znaczy niedziela. Czy Pan Bóg da taką radość, jak zwykle w ten dzień? Mimo tego, że świętować będziemy w domu, zamknięci, z dala od wielu bliskich?

I będzie nam trudniej, bo dzieci, bo sceneria to grajdołek nasz powszedni... Bez świątyni i tego momentu ekstra. Staramy się dom wysprzątać rzecz jasna (dziś było pucandum magnum, a ja nawet umyłam duże okno w kuchni, choć czasu ciągle mi brakuje - jutro ciąg dalszy zmagań), ale mam świadomość, że muszę mieć dystans do tego, bo dzieci jeszcze tysiąc razy zdążą nabrudzić i skutecznie zatrzeć efekty sprzątania.

Nie przemawia przeze mnie biblijna Marta ;) Po prostu wiem, jak czasem trudno nie dać się irytacji, kiedy chcesz się modlić i skupić na Bogu, a musisz ratować obrus przez zalaniem, albo zmienić komuś pieluchę, albo starasz się nie warczeć na brykające dzieci, ale w końcu wybuchasz.

Takie są fakty :) Tęsknię za planami święconkowymi (nigdy nie udaje mi się wszystkiego wyszykować na czas, ale się staram :P za to jaja farbowane cebulą są zawsze, o!), szukaniem zakurzonych koszyczków, wyciąganiem przepisów na mazurka (okej, to akurat powinno się udać, o ile uda się w ogóle zdobyć to, co trzeba, w sklepie). Ale przede wszystkim - za przygotowywaniem się do TEJ NOCY, najpiękniejszej w roku... Do czekania od zmroku do świtu... Do "alleluja!", rozbrzmiewającego nad ranem... Do słów "Chrystus zmartwychwstał - prawdziwie zmartwychwstał!".

Co z tego wszystkiego wyjdzie i jacy będziemy w niedzielę - to już tylko Pan Bóg wie. Ufam, że zrobi nam takie święta, jakich jeszcze nie było. Najpiękniejsze i niezapomniane, mimo całej tej nędzy i niepokoju o bliskich. Może będą trudne, ale piękne. Tylko on to potrafi. I w sumie najbardziej lubi takie sytuacje, kiedy człowiek widzi, że nic nie może zdziałać.

Tak, patrząc z tej perspektywy, to mogą być naprawdę niesamowite święta... Odarte z kostiumiku i naszych przyzwyczajeń.

Życzę Wam, żeby ten czas był doświadczeniem bliskości Boga, który jest żywy. I kochający, jak nikt inny. I cały czas nas szuka...

Na koniec bardzo polecam, w ramach przygotowania. Posłuchajcie koniecznie!

PS. I nie Kaszubko, nie sądzę, że Jezus jest teraz sam. Był sam wtedy, w ciemnicy i w grobie - z miłości do nas i wcale nie miał o to do nas żalu. Teraz żyje i jest blisko nas. Może nawet bliżej niż kiedykolwiek. Chrystus jest przede wszystkim w drugim człowieku, a mimo tej kwarantanny (a może dzięki niej) wirus wyzwolił w ludziach wiele dobra i chęci pomocy. I to są prawdziwe święta i prawdziwe sacrum. Sacrum to nie budynek kościoła, dach i ściany, tylko miłość do drugiego, rezygnowanie ze swej wygody dla drugiego, tak jak Chrystus umierający na krzyżu. Jak tak robimy (a jeśli to robimy, to znaczy, że Bóg w nas działa, bo o własnych siłach nie dajemy rady być dla kogoś tak na dłuższą metę), to nikt nie jest sam. A On jest zawsze z nami.

PPS. Baardzo polecam również przemyślenia siostry Bogny w tym temacie. TU. :)) Ściskam mocno!

5 komentarzy:

  1. Mnie strasznie uwiera myśl, ze Jezus będzie sam w ciemnicy, sam w Grobie. Zostawili go przywódcy Kościoła. Czytałam dziś podobne wyznanie u Basi, więc nie tylko mnie to dusi. Przykre to okropnie. Co to za święta bez Sacrum, gdy zostaje tylko Profanum. Jest mi strasznie smutno.

    OdpowiedzUsuń
  2. A może właśnie w tych dniach jeszcze bardziej przybliżymy się sercem do Jezusa, którego kiedyś opuścili uczniowie? Może On czeka na tą naszą samotność w Tych sprawach?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie o tym samym pomyślałam.. będziemy czuwać jak przy przyjacielu <3 (a właściwie może czuwaliśmy?) Chrystus przyszedł do naszych serc <3

      Usuń
  3. Też pofarbuję jajka w cebuli :) A co do Jego obecności - ostatnio często do mnie przychodzi słowo z Ozeasza o wyprowadzeniu na pustynię i mówieniu do serca. Jemu pewnie o wiele bardziej zależy na tym, żeby być z nami - niż nam.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja ma poczucie, że Chrystus będzie z nami, a raczej my z nim bardziej niż kiedykolwiek. Właśnie w tym naszym codziennym bałaganie, kurzu, brudnych oknach, skromnym posiłku. W naszej codzienności.

    OdpowiedzUsuń