Wrzesień przyszedł szybko i gwałtownie, zmęczył nas, zmoczył i wyziębił. Zrzucał orzechy i kasztany z drzew, zaczął obrywać liście. I (prawie) sobie poszedł.
To naprawdę szokujące, jak czas biegnie, gdy ma się dzieci. Dopiero co były wakacje! I w morzu się kąpaliśmy, i wrzosy pachniały w lesie lubiatowskim.
A teraz co? Rano naprawdę mi głupio wymagać od dzieci, by wstawały tak wcześnie, jadły szybko śniadanie i wychodziły... No ale wiem, że potem są zadowolone - bo koledzy, bo zajęcia ciekawe. Ileż można siedzieć w domu, przy mamie :)
No i mama też potrzebuje czasu tylko dla siebie. To znaczy ta konkretna mama, czyli ja. Są takie, które uwielbiają mieć dzieci przy sobie i usychają bez nich. A mi tak dobrze i błogo z ciszą, kawką i książką. W sensie że na chwilę, tak być samemu. Bo tak ogólnie to też bez dzieci bym nie mogła :P
Więc z jesienią każdy zaczął jakieś swoje schodki...
Gabryś - trzecia klasa. Ostatnia w edukacji wczesnoszkolnej, za rok to dopiero będzie ciekawie! I już mi żal wychowawcy obecnego, bo jest super :) A poza tym cóż, niby do dziesiątki jeszcze dużo czasu, a ja już mam wrażenie, że to nastolatek pod dachem... Inne problemy, inne wyzwania. Przewrażliwienie na swoim punkcie, przebąkiwanie o dziewczynach, świadomość własnego wyglądu ("podoba ci się ta fryzura? dobrze mi w tych spodniach?"). Jeszcze nie jest dryblasem z sypiącym się wąsem, ale... zaczynam czuć, że tak kiedyś będzie :P I to szybciej niż później. Omg O.o
Rafcio pierwsza klasa, zaczęła się szkoła! Zadowolony. Pierwsze lekcje pływania na basenie. Znów treningi piłki nożnej. Żeby nie było - starszy też trenuje i pływa. U Rafika jednak jakoś tak spokojniej póki co, może to ja tak nie przeżywam, bo pierwszą klasę przerabiałam już, dwa lata temu. Pierworodni mają bardziej przekichane :P Jednak dobrze mieć przy sobie spokojnego rodzica. Co nie znaczy, że się nim nie przejmuję/zajmuję. Owszem, ale inaczej. Tylko wyciągam z niego, jak tam z kolegami, czy ktoś nie dokucza... Boję się przemocy w szkole, a takie problemy są w zasadzie wszędzie. Na razie mówi, że dobrze się czuje w klasie.
Elka - tej to się nie chce wstawać rano... Wielki foch codziennie. Pięcioletni. Więc jak się uprze, to nie ma zmiłuj. Trzylatka łatwiej do czegoś przekonać, bo zaraz zapomni i myśli o czymś innym. No ale poza tym lubi się bawić z dziećmi (gdy zostaje w domu, to zaraz kwęka, że jej się nudzi). Pokazywała mi swoje prace plastyczne. Uczy się piosenek, tańców. Trzeba będzie ją posłać na jakąś gimnastykę albo balet, tylko w normalnych godzinach, szkolnych. Bo wieczorem to moim zdaniem dzieci powinny mieć czas dla siebie w domu, a nie latać po zajęciach.
Sarcia, nasz świeżo upieczony przedszkolaczek. Dalej rano zrywa się z łóżka, ubiera szybko i wcina śniadanko, a potem - do przedszkola! Dziś nawet zaproponowałam, żeby się wyspała rano i została w domu (nie chciało mi się jej ubierać i szykować czwartego śniadanka, przyznaję... mój piątkowy kryzys). A gdzie tam! Popatrzyła na mnie zdziwiona, przebrała się, zjadła kanapkę z masłem orzechowym. I poszła. Popołudniami jest zmęczona i naładowana emocjami, więc bywa kapryśna, jak nie ona. Musimy być wyrozumiali. Ale generalnie - zadowolona i chce chodzić (jak Eluśka w tym wieku), więc niech korzysta. Dzieci w grupie w większości znajome, mają rodzeństwo w grupie Lusi i klasach naszych chłopaków. Sami swoi, także jest łatwiej.
I Misiaczek. Ten uczy się w domu :) Jeszcze nie raczkuje, ale pewnie niedługo zacznie. Leżąc na brzuchu podnosi się elegancko, silny jest. Dziś nawet byłam go zaszczepić, więc był ważony - 9610g. Kawał chłopa. Do jedzenia pierwszy :P Fajny jest. Taki już nasz. Znaczy zawsze był nasz, zresztą nawet jak go nie było, to było marzenie o nim, o naszym Michałku <3 Ale teraz to już jest piąty aktywny element naszej domowej układanki. No, siódmy, licząc mnie i Krzyśka. Ale jeśli chodzi o dzieci, to już przestaje być takim maluszkiem, z którego nie wiadomo co będzie. Patrzę na zdjęcia dzieci w tym wieku i one już wtedy wyglądają jak one, jeśli wiecie, o co mi chodzi :D Rosną potem, pewnie, ale te charakterystyczne rysy już są. Tak więc Misiek jest już całym sobą :P Siedem miesięcy skończył. W niedzielę ma imieninki, w święto archaniołów. No, nie on jeden ;) Ale on ma pierwszy raz!
I tak to u nas wygląda... Karuzelka się kręci. Nic dziwnego, że miesiąc minął jak z bicza strzelił. Brakuje mi tylko kurnika, albo psa do wyprowadzania :P I krowy, o!