piątek, 25 października 2019

Złote dni i ciepłe książki.

Dobry czas. Dużo wyzwań, nowych pomysłów.

Każdy dzień w kalendarzu opisany, bo zawsze coś. Badania lekarskie, pasowania, spotkania, zebrania, zajęcia dzieci...

Ale jesień tego roku złota i piękna. Wprawdzie ranki zimne, ale potem ściągamy zimowe kurtki i chodzimy w krótkich rękawkach... Takie różnice.

Zbieramy złote liście i szuramy butami po liściastych kopach zalegających na chodnikach.

Tak sobie myślę, że jesień i starość to dwie rzeczywistości, które mówią nam o kruchości świata po tej stronie i konieczności zmierzania do innego, trwałego. Ja przynajmniej czuję to głęboko.

Czytam na zmianę "Beskidzkie rekolekcje" Wandy Półtawskiej (mam egzemplarz z autografem, udało mi się być niedawno na wykładzie! nigdy go nie zapomnę) i "Randkę z jeleniem" Elżbiety Sęczykowskiej. Obie takie moje... Zanurzenie w przyrodzie, w rytmie pór roku... Przeczucie tej innej, niematerialnej rzeczywistości. I pragnienie domu. Z mądrymi ludźmi wokół. A okładka tej drugiej książki mnie urzekła, dlatego wzięłam ją z półki w supermarkecie, nawet nie zaglądając do środka.
Okno jak z mojego wymarzonego domku <3 i te kwiaty, i zwierzęta za szybą!

Brakuje mi ludzi, którzy zamiast o tolerancji mówią o miłości. I nie szukają zadowolenia, tylko mądrości.

Jak sobie poradzą dzieci w tym świecie, który tworzymy? Tak wiele się zmieniło od czasów, gdy to my byliśmy dziećmi.

Póki co próbujemy uczyć, że od kolejnego filmiku na youtube lepsza zabawa na podwórku, rozmowa z żywym człowiekiem... A od gry komputerowej - książka. Na razie słuchają, potem będą musieli wybierać sami.

poniedziałek, 14 października 2019

Owieczki i kot w pudełku.

Piosenka, którą zalinkowałam w ostatniej notce, okazała się prorocza (kto nie słuchał, zachęcam do odsłuchania, cudowna jest!).

Weekend spędziliśmy z Krzyśkiem i Michałkiem nad Zalewem Czorsztyńskim, na rekolekcjach. Starsze dzieci zostały w domu z opiekunkami, a my mieliśmy czas oderwać się od codziennej rutyny i popatrzeć w niebo.

I poczytać o tym, co Najważniejszy.
Najbardziej poruszyła mnie w tym roku Księga Apokalipsy. Nic dziwnego, skoro jest w niej też o Michale ;) Ale akurat ten cytat powyżej został mi w głowie i w sercu. Kiedyś dojdziemy do źródeł i będzie tak, jak jest napisane.

Widzicie, ile tam jest o Baranku, owieczkach, pastwisku? Zgadnijcie, co widziałam za oknem, gdy akurat czytałam ten fragment.

Proszę:
Czasem Pan Bóg decyduje się na mały happening, żeby dotrzeć do człowieka jeszcze bardziej. Tego widoku z pewnością nie zapomnę, a rozdział 7 Apokalipsy to już na zawsze będą dla mnie owce biegnące drogą w Maniowach.

A poza tym było pięknie i poruszająco... Dobrze wrócić do domu z naładowanymi bateriami, zwłaszcza że przed nami wiele wyzwań i obowiązków.
Widok na Tatry <3
Takie Miś miał wygodne łóżeczko ;)
Dunajec i złote góry w drodze powrotnej.
A teraz w domu. Zamiast gór za oknem mam górę prania w łazience. Ale słońce świeci tak pięknie i tyle światła wszędzie... 

I poranek był dobry, bo biegaliśmy z Michałkiem po salach i składaliśmy życzenia wychowawcom i paniom przedszkolankom. Jest im za co dziękować.

Na koniec trochę nauki. Otóż - o czym powinny czytać niemowlęta? Założę się, że nie wiedzieliście!
No to już wiecie ;) Kwanty to podstawa!

środa, 9 października 2019

W ogrodzie.

Ta melodia chodziła mi po głowie, gdy spacerowałam dziś w deszczu po Parku Dębnickim. Było szaro, mokro i pięknie. Tylko ja i puste alejki. Krople na malutkich winogronach i owocach dzikiej róży. Mocny, ziołowy zapach ostatnich kwiatów. I niebieskie domki dla pszczół.

Czasem dobrze pobyć chwilę bez dzieci, bez bliskich i usłyszeć własne myśli.

Pomodlić się różańcem w samotności.

Cieszyć się deszczem, Dębnikami w jesiennej szacie.

A potem wrócić do domu :)

Czytałam ostatnio moją ukochaną i pierwszą książkę z dzieciństwa, "Tajemniczy Ogród". Może dzięki temu jeszcze bardziej byłam wrażliwa na te ogrodowe klimaty. Park Dębnicki polecam gorąco! Nawet po sezonie.

poniedziałek, 7 października 2019

Liści opad i pełzanie do budyniu.

No, jak w tytule. W ogóle te nazwy miesięcy nie są trafione. Takie na przykład lipy kwitną w czerwcu, a nie w lipcu. A liście spadają w październiku, listopad to już gołe badyle i mróz...

Dziś piękne błękitne niebo za oknem, słońce świeci jasno. Wydawałoby się - ciepły, jesienny dzień. Błąd! Rano mieliśmy szron i pierwsze skrobanie szyb w samochodzie. Odwoziłam dzieci do szkoły i przedszkola, bo Krzysiek musiał załatwić parę spraw remontowych. Ale było zimno... Musimy kupić rękawiczki :/ Chociaż w radiu zapowiadali rano ocieplenie i nawet 18 stopni w przyszły weekend. Bądź tu człowieku mądry...

Później po powrocie, kiedy jadłam (wreszcie!) śniadanie, grzałam się przy włączonym kaloryferze i wypiłam duszkiem ciepła kawę, zamiast się nią delektować. Na szczęście udało mi się kupić po drodze pączki z czekoladą, więc poranek nie był taki zły ;) A za oknem spadały liście. Nie tak pojedynczo, melancholijnie. Dużo ich leciało na ziemię, jakby drzewo zachorowało i w jeden dzień chciało się pozbyć wszystkich.

Liście zachowują się teraz jak moje włosy po kilku miesiącach karmienia :P Sruuu - na ziemię. Dobrze, że mam ich dużo i bycie łysą mi nie grozi. Cóż, macierzyństwo czasem jest metaforycznym dawaniem siebie, a czasem bardzo dosłownym.

Dobrze, że na wiosnę wyrosną nowe listki i kwiaty. A moja fryzura w końcu dojdzie do ładu, pewnie również na wiosnę. Zwykle po 13 miesiącach karmienia piersią wymiękam. Wypada na koniec marca, idealnie z krokusami :P

Co u nas? Dużo wyzwań. Tych remontowych i tych edukacyjnych. Podjęliśmy się paru dodatkowych zadań, tak żeby się nie nudzić... Ale póki mamy siłę - czemu nie? :)

A Misiek - uwaga, uwaga! - wczoraj miał debiut raczkujący. Ofkors do śmigania po podłodze jeszcze pewnie trochę czasu (?), ale było tak... Leżał sobie Miś. A obok, w pewnej odległości, leżał postawiony przeze  mnie kubek z budyniem czekoladowym. I pachniał (budyń, nie Misiek). Więc co? Misiosław zebrał się w sobie i zrobił to, czego nigdy nie robił - podkurczył nogi i się odepchnął, podpierając się łapkami i (!) czołem. Potem znowu, i jeszcze raz. Dopełzł w końcu do kubka. W nagrodę dałam mu troszeczkę do posmakowania tego budyniu (domowej, Krzyśkowej roboty :)), niech ma!
Już prawie mam! :)
Moje dzieci zasypiają z książkami pod pachą ;)

wtorek, 1 października 2019

Pola Chwały :)

Październik...

A ja jeszcze wspomnę o ostatnim weekendzie września, który jak co roku spędziliśmy w Niepołomicach na "Polach Chwały". Jak zwykle było pięknie :)

Mieszanka różnych epok <3 Dzieci się uczą, my (wychowani na "Panu Samochodziku") mamy frajdę.

Kupiłam nawet książkę kucharską ze starorzymskimi przepisami (praca naukowa, rewelacyjna) i zamierzam skorzystać :)
A teraz zmykam. Tydzień pełen zajęć, a ja jak na złość złamałam sobie wczoraj wieczorem palec u nogi. Wrr. Nic to, nie mam wyjścia. Działać trzeba.

Buziaki :))