Dziś zaspaliśmy. Na wariata robiliśmy śniadanie dla dzieci, szukaliśmy ubranek, poganialiśmy się nawzajem. I jak to zwykle rano, ktoś pomarudził, ktoś zgubił czapkę, ktoś jęczał że łazienka zajęta. Na szczęście śniadanie zjedli bez fochów, bo zmęczona codziennymi w tym tygodniu utarczkami kupiłam owocowy serek Almette - tym razem kanapki zniknęły od razu. A potem wyszłam na ganek zamknąć drzwi za Krzyśkiem i starszą trójeczką... i zamarłam. Biało! Śnieg spadł!
Teraz siedzę już którąś godzinę przeszczęśliwa i nie mogę się napatrzeć. Ogarnęłam szybko co było trzeba i stwierdziłam, że dziś święto - nic nie muszę. Będę się gapić za okno i cieszyć jak dziecko. Tak bardzo doskwierała mi ta szarość za oknem i tęskniłam za wiosną - ale już mi przeszło. Jest coś takiego w tym spadającym białym puchu, że w sercu od razu budzi się spokój i dziecięca radość. Aż by się chciało już lecieć kupować choinkę, wybierać bombki, łańcuchy. Iść na sanki jak za dawnych czasów i niczym nie martwić. Przetaczać po śnieżnych zaspach w grubym kombinezonie. Cieszyć, cieszyć, cieszyć.
Boże, jak dobrze, że dałeś nam coś takiego, jak grudzień :D Jak biel śniegu, światła w oknach, jak Twoje urodziny - najpiękniejsze oprócz Paschy święto na świecie! I ten czas, kiedy jesteśmy o krok bliżej Ciebie - bo stajemy się jak dzieci, choć na chwilkę. Obyśmy z każdym Bożym Narodzeniem stawali się tacy na dłużej... a w końcu na zawsze. Przytuleni do Ciebie i pełni nadziei.
Miałam tu wrzucić jakąś zimową piosenkę ze starych czasów, ale plany planami... Znalazłam dziś w necie "Perfect" Eda Sheerana - nie słyszałam jej wcześniej. I się zakochałam :) Najpiękniejszy teledysk ever... I tak mi się jakoś kojarzy z nami, ze mną i Krzyśkiem znaczy. Muszę mu pokazać. Słucham teraz i się wzruszam.
I w temacie zimowych piosenek pozostając, przypomniały mi się słowa "Kto wie" - stary przebój De Su. Pamiętam, jak słuchałam go te kilkanaście lat temu, będąc w depresji i nie mając nadziei na nic:
Kto wie czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
Nie obserwują zdarzeń,
I nie spełniają marzeń...
Nie stoją Anioł z Bogiem?
Nie obserwują zdarzeń,
I nie spełniają marzeń...
Wtedy Bóg i anioły wydawali mi się tak odlegli i głusi na moje cierpienie i samotność bez dna. Teraz wiem, że byli wtedy przy mnie - nie za cholernym rogiem, ale tuż obok, przy mnie. I znali moją tęsknotę lepiej ode mnie. A potem powolutku... mnie oswoili. Bóg dał mi to, za czym tęskniłam. Miłość. Najpierw swoją - bo żaden człowiek tej naszej tęsknoty za miłością nie zaspokoi, tylko Bóg może zalepić tą dziurę w nas (ehem, teraz tak to sobie mądrze piszę, ale wtedy chciałam się rzucić na pierwszego lepszego faceta, żeby tylko czuć sie potrzebna, chciana - na szczęście nie dane mi było zrobić takiej głupoty). Potem dopiero - rodzinę, żebym mogła się uczyć kochać, dawać siebie, swój czas i wychodzić poza swoje potrzeby.
Zdecydowanie... nie jesteśmy sami ze swoimi problemami i smutkami. A co do piosenki (dalej ją lubię) to jedną tylko mam uwagę - "wszystko będzie tak jak trzeba" tylko z udziałem nieba. Bez Boga jest do chrzanu.