wtorek, 14 listopada 2017

Gaduły.

Po dość długim okresie ogólnego zdrowia (aż mi dziwnie było, że nikt nie smarka ani nie kaszle) nastąpił czas zarazy. Czyli typowo listopadowe klimaty :) Cała rodzina po kolei zmaga się z bólem gardła, latarem, kaszlem, a także - w przypadku głowy rodziny - gorączką. Ja w weekend chrypiałam jak stary gramofon, ale i tak wszystko pobiła Ela. Normalnie ma dźwięczny, dziewczęcy głosik, a w niedzielny poranek nagle odezwała się do mnie głosem Garou. Szok :)
Tak więc siedzimy sobie razem w domu. Krzysiek na L4. No, Rafałek odchorował już w zesżłym tygodniu i teraz chodzi do przedszkola. Ale cała reszta bandy świruje w domu od rana do wieczora. Budzą się oczywiście o świtaniu, bo kto by tam chciał pospać dłużej... A potem zabawa do późnego wieczoru. Hem. Niby takie zdechlaki kaszlące, a tyle energii. To się bawią w chowanego, to coś rysują, lepią z plasteliny, wylewają kakao na pół kuchni (to Ela dziś i ta część aktywności nie przypadła mi do gustu), grają w piłkę w pokoju. I gadają, gadają, gadają... 

Najpierw nawija Rafałek, korzystając z tego, że ma mnie tylko dla siebie (przy śniadaniu i kiedy go odprowadzam do przedszkola). Takie poranne rozmowy o życiu i w ogóle - ale bez jajecznicy, bo nie lubimy :P Ten sam rytuał powtarzamy, gdy go odbieram. Fajnie mieć chwilę czasu tylko we dwoje. Pogłaskać psa sąsiadów, podziwiać lecący po ciemnym niebie samolot, porozmawiać o piłce nożnej lub o tym, co było na obiad w przedszkolu.

Po powrocie do domu dopada mnie całe stado i się zaczyna. Każde woła "mamo!", każde chce ze mną poczytać lub porobić coś innego, oczywiście akurat w tej chwili, nie później. Ale w sumie to się cieszę, że chcą ze mną spędzać czas ;) Choć żeby nie zwariować i też móc ogarnąć dom oraz ugotować obiad - odsyłam ich do innych zajęć. Na przykład tak twórczych, jak rozpakowywanie zmywarki. A kiedy już wszystko mam opanowane, możemy razem poszaleć. Tańczyć, gonić się po całym domu z wrzaskiem, oglądać razem film...

Najwięcej gaduli oczywiście nasz pierworodny filozof. Czasem to się dziwię, że mu się nie nudzi, że nie chce chwilę pomilczeć. Okej, przez moment posiedzi zaczytany nad książką, ale zaraz potem przyłazi i coś mi opowiada, albo zadaje tysiąc pytań. Ale mądrze mówi jak na siedmiolatka, to fakt. Bywa że sama nie znam odpowiedzi na pytania i muszę się szybko dokształcać u wujka Googla. Albo odpowiadam i wtapiam, bo się mylę, a Gabryś lepiej się zna na danym temacie i tylko miał nadzieję, że dzięki mnie poszerzy swoją wiedzę. Well... No ale kurka nikt mi nie mówił, że decydując się na dziecko muszę stać się ekspertem w sprawach mechaniki, kosmosu, dinozaurów, budowy oraz typów okrętów i kurka nie wiadomo czego jeszcze ;)

Ela jak to Ela, mała kobietka lubiąca opowiadać o swoich przemyśleniach. Na przykład o tym, że "nie lubi duzych piesów, tylko malutkie", albo że "kazde oko jest oklągłe, wies?". O tym, że musi nakarmić swojego dzidziusia. Że chce sobie pomalować buzię błyszczykiem (dziś się pomyliła i zaczęła smarować paszczę dezodorantem - na szczęście nieużywanym :P). Jeśli nie mam akurat dla niej czasu, to albo cos broi po cichu w najbardziej oddalonej ode mnie części domu (czas usuwania skutków jest zdecydowanie zbyt długi), albo znajduje rozmówców w rodzeństwie. Od Gabrysia (i jeśli jest w domu, to też od Rafałka) się uczy.  A potem przekazuje swoją wiedzę Sarze ;) Nieraz je widzę siedzące gdzieś razem i rozmawiające przyciszonymi głosami.

No właśnie, bo Sara powolutku zaczyna mówić. Oczywiście dalej najwięcej nawija w swoim własnym języku, ale coraz częściej pojawiają się powtórzenia słów.  "To moje" , "chodź!", "am am!", "hauhau!", "Ela!"... Hmm no dużo więcej tego jest i nieraz takie mało oczywiste zwroty, ale w tym momencie jakoś nie mogę sobie przypomnieć :P W każdym razie młoda ewidentnie przyswaja sobie słówka równie szybko jak Gabryś, który też zaczynał się uczyć w wieku kilkunastu miesięcy, a gdy miał dwa latka to mówił już zdaniami. Środkowa dwójka wyrażała się za pomocą głośnych chrząknięć i wskazywania palcem, za to była bardzo aktywna fizycznie i trudno było za nimi nadążyć. Sara jak na razie jest raczej spokojna i nie trzeba za nią biegać. Może nie trzyma się przy mnie tak bardzo jak najstarszy, ale też nigdzie jej nie niesie i nie przejawia chęci zbadania tego, co jest za horyzontem, w ciągu najbliższych pięciu minut. Bawi się jakoś tak... bez świrowania. Nie muszę się o nią bać. Po zwariowanej Eluli piratce (a wcześniej zbójniku Rafałku) to naprawdę ulga :P Nasza mała dama o uważnym spojrzeniu :) Ale żeby nie było - czasem zamienia się w tyranozaura. Ten dom tak ma, ryczenie i chodzenie w przykurczonej pozycji z wrednym grymasem na twarzy to najlepsza zabawa. Każdy co jakiś czas odkrywa w sobie dinozaura.

Ok, kończę i spadam do męża pograć w planszówkę :) Trzeba korzystać z wolnego czasu.

A na koniec jeszcze raz patron dni ostatnich:

9 komentarzy:

  1. granie w planszówki z meżem super ja moge o tym zapomnieć... mego jak zwykle nie ma a w weekendy tylko mąż dla dzieci a wieczorem padamy obije jak kawki :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A my staramy się wytrzymać i mieć ten czas dla siebie ;) W końcu mąż to mąż, a nie tylko ojciec dzieciom :)

      Usuń
  2. Oj, zdrowiejcie :). Adwent niedługo :)
    "Każdy co jakiś czas odkrywa w sobie dinozaura" - nawet nie wiesz ile radości mi to zdanie sprawiło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O, Garou, lubię go (w sensie: nie jako patrona chrypek, takiego wolałabym nie widzieć i nie słyszeć u nas w domu) :) Co jest z tym wstawaniem dziecięcym, że najlepiej wstaje się o świcie, pojęcia nie mam. U nas dzień w dzień pobudka o 5.30, najpóźniej 6.00, choć jeszcze ciemno dokoła. Biorąc pod uwagę, że nasze dzieci wcale nie chodzą spać aż tak wcześnie (ok. 20.00, a dziś nawet 22.00, bo tak ich energia roznosiła, że spać nie chcieli) i jeszcze to, że w nocy tryliard razy budzi się Rozia, to można sobie wyobrazić, jakim wrakiem człowieka ostatnio jestem ;P Czasem, gdy przeglądam blogi rodzicielskie i widzę te wystylizowane zdjęcia z przepięknymi dziećmi jakby wprost wyciętymi z katalogu mody, bawiącymi się grzecznie na błyszczącej posadzce w pokoju gdzie nie ma ani jednej bezładnie porzuconej zabawki, a matka siedzi obok z idealnym makijażem i delektuje się kawą, to się zastanawiam, czy to z nami jest coś nie tak. Bo ja wiem, że te zdjęcia są wystylizowane, ale u nas nawet nie dałoby się spokojnie zrobić takiej stylizacji :D Bo u nas bałagan, dzieci biegają dziko, zabawki porozrzucane są po wszystkich kątach. Ale jednocześnie tak jakoś przytulnie jest i swojsko :) U Ciebie wprawdzie nie widzę domu, więc nie wiem, czy bałagan, czy nie, ale wpis jest zdecydowanie bardziej z tych swojskich i dających otuchę (dzieci zmieniające się w dinozaury, toś mnie uradowała tym określeniem - u nas jest podobnie, to najlepsza zabawa, a jeszcze lepiej, gdy mama lub tata zmienią się w takiego dinozaura i gonią :D )
    Życzę powrotu do zdrowia Wam wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo :) Ładne zdjęcia przyjemnie pooglądać, ale bądźmi szczerzy - nijak się mają do rzeczywistości wielodzietnej, gdzie wszystkiego jest dużo. Dużo hałasu, dużo rzeczy, zwykle dużo bałaganu ciągle sprzątanego i nigdy nie do końca, ale przede wszystkim też - dużo miłości :) A tą ostatnią trudno umieścić na zdjęciu ;)

      Usuń
  4. Wielodzietność pełną gębą, w zdrowiu i chorobie, złości i radości ;-) Sił dla Ciebie i turboregeneracji po każdym dniu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Dziś wysłałam wszystkich do placówek :P to sobie odpoczywam tylko z jednym dzieckiem ;D

      Usuń
  5. Moje dzieci i ja tez ciagle chorzy... W zasadzie od wrzesnia. A moze nawet od sierpnia.
    Wiesz... Nie bylo to do konca zamierzone ale zmienilam adres bloga. Próbuje wrocic na stary adres ale nie moge poki co bo jest jakby zarezerwowany... Nie chciałam o tym pisac bo myslalam ze wroce bez prpblemu a tu niestety problemy...
    Teraz adres to cariewnaa.wordpress.com

    Cariewna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zdrowiejcie też ;)
      Dzięki za adres, nadrobiłam zaległości ;) niestety wczoraj nie udało mi się umieścić komentarzy, czasem mam problem z wordpressem :/ Trzymam kciuki za rozwój mowy Michasia!

      Usuń