poniedziałek, 26 grudnia 2022

Po co nam Boże Narodzenie?

Dwa dni przed Wigilią odszedł nasz przyjaciel.
Zbyt wcześnie, nieoczekiwanie, nagle.
Pogrzeb będzie po świętach.
Nie mam wątpliwości, że Darek tego roku świętuje najpiękniej jak można – już u Boga. Był takim człowiekiem, który po prostu został zabrany do nieba... Choć tak bardzo byśmy chcieli, by był z nami, świętował Sylwestra i wspominał, jak widział mnie i Krzyśka idących na randkę, jak bawił się z kolejnymi naszymi dziećmi, jak pokazywał malutkiemu Gabrysiowi księżyc... Mam zachowane smsy od niego – niezbyt wiele, bo te ze starego telefonu się skasowały, ale jest między innymi ten z gratulacjami po narodzeniu Ani.
Ktoś, kto był obok tyle lat i nagle zniknął nam z oczu, choć jest nadal, gdzieś za kurtyną.
Właśnie to wydarzenie uświadomiło nam mocno, po co tak naprawdę świętujemy Boże Narodzenie. Te święta mogą być piękne, rodzinne, ciepłe. Ale to wszystko nic w porównaniu z nadzieją, jaką dają. Bo Bóg zechciał stać się jednym z nas i przyjąć nasze trudności i problemy, a potem umrzeć za nas. Żebyśmy mogli żyć z nim wiecznie, w niebie. Tam gdzie już żadnych zmartwień nie będzie i wszystkie łzy otrze Bóg osobiście. Tylko na to czekamy.
Wszystkiego dobrego podczas świętowania... pamiętajcie, że ono nie kończy się dziś i święta trwają. Pan Bóg chce, żebyśmy się cieszyli jego obecnością :)

poniedziałek, 19 grudnia 2022

Ostatni tydzień przed Wigilią...


Na początku chciałam podziękować tym, którzy zamówili takie kompleciki :) To naprawdę frajda pisać dedykacje i wysyłać szeleszczące paczuszki (nawet jeśli za każdym razem dostaję zawału, czy dobrze wpisałam dane adresata :D tak już mam).

Pogoda zadziwia nas bielą... i mrozem. Dziś po raz pierwszy od baaardzo dawna miałam wrażenie, że z zimna odpadną mi nogi :P I przez godzinę dochodziłam do siebie przy kuchennym kaloryferze. Ale widoki cudowne, szczególnie brzozy pokryte siatką migoczących w słońcu diamencików... A tuż obok wstęga rzeki skuta lodem.

Odliczamy powoli do Wigilii... Jeszcze w weekend zastanawiałam się, jak to możliwe, że już tak blisko. Ale teraz czekam... Jest nieco pod górkę i w niepewności, ale mam poczucie (raczej takie rozumowe niż emocjonalne, ale no), że Bóg jest obok nas w tych naszych wszystkich problemach.

Bardzo pomogła mi ewangelia z ostatniej niedzieli. Tyle napięć, wątpliwości... i taka opieka z nieba. Jak u nas :)

Kochani, nie wiem, czy będę pisać w najbliższym czasie. Już teraz życzę Wam pięknych świąt, takich pełnych radości mimo wszystko, nadziei która nie gaśnie i miłości nawet do tych, którzy nie są tacy, jak byśmy chcieli. Wtedy Bóg się narodzi.

Ściskam Was mocno!

Tusia (Rivulet)

Aha, dla chętnych: NAGRANIE z mojej rozmowy o książkach w Radiu Kraków.

czwartek, 15 grudnia 2022

Ważne ogłoszenie!

Kochani, jest sprawa!

Mam w domu kilka egzemplarzy książek i jeśli jesteście zainteresowani, mogę je wysłać z dedykacją :)

Cennik: 
 
"Niebieski dom" – 31 zł plus koszt wysyłki
"Morskie bałwany" – 31 zł plus koszt wysyłki
"Na końcu świata" – 33 zł plus koszt wysyłki
I promocja – trzy tomy 90 zł plus wysyłka 🔥
Jeśli chcecie sprawić radość dzieciom (i sobie), piszcie w komentarzach lub na maila (rivulet@poczta.onet.pl) ❤️
 
Tymczasem spływają do mnie kolejne podziękowania od różnych pomocników Mikołaja, których dzieci wciągnęła ta seria. Bardzo mi miło! Warto było zaciskać zęby i pisać mimo zmęczenia.

Mam nadzieję, że książki dotrą do wielu domów i sprawią radość dzieciakom. To najważniejsze!

A co u nas?

Po sezonie ospowym nadeszła pora na rotawirusa :P

Dzieci kłębią się w domu. A ja skończyłam pisać książkę. Tak żeby mieć odskocznię.

Aha, i miałam nagranie w naszym Radiu Kraków (taki szczegół, zapomniałabym). Dam znać, kiedy będzie można odsłuchać wywiadu. Było bardzo sympatycznie, a z tym radiem mam naprawdę dobre wspomnienia. I kiedyś marzyłam, że sobie je pozwiedzam. Udało się, w dodatku prawdopodobnie jeszcze nie raz tam wrócę ;)

sobota, 10 grudnia 2022

Niebieskie cygara i białe wino.

Zima weszła na całego śniegiem i zimnem. Królik myszkuje po całym domu szukając pierwszego miejsca w prywatnym rankingu na najbardziej ciepłą i przytulną kryjówkę.

W kuchni światełka tworzą atmosferę. Co prawda nasz zagracony domek nijak się nie ma do skandynawskiego hygge, ale zawsze można zaczerpnąć to, co nam się podoba i zadziała... Miękkie podusie i kocyki prawdopodobnie zostałyby przerobione na pociski w wielkiej bitwie, a i to jest najmniej drastyczna wersja wydarzeń.

Poza tym – cynamon, goździki. Do kawy, do herbaty, do grzańca. Nie karmię, nie jestem w ciąży, to korzystam :P Coś mi się czasem od życia należy ;) Aktualnie mam w lodówce białe wino z Izraela, które kupiłam na wieść o otwarciu procesu beatyfikacyjnego Carmen Hernandez. To tak w temacie specyficznych świętych. Gdyby nie Carmen... W każdym razie mam za co pić. Mam nadzieję, że ona tam w niebie pali swoje niebieskie cygaro i pomaga. A mnie zostają do czytania jej "Dzienniki", które pomagają tak jak "Beskidzkie rekolekcje" Wandy Półtawskiej.  Bardziej niż inne uduchowione teksty. Bo we mnie ta sama ciemność i to samo cierpienie, choć z czasem – dzięki Bogu – zaczęły słodko smakować.

Skończyłam pisać książkę, robię poprawki nocami. Mam nadzieję, że wyjdzie i pomoże. Ja piszę fabularnie, ale to i forma autoterapii i dla innych może być jakaś pomoc. Niby powieść obyczajowa, ale jednak coś więcej.

Za nami dobry tydzień, bo te widełki między Mikołajem a Niepokalanym Poczęciem to dla mnie (i nie tylko) czas bliżej nieba. Udało się być i na nabożeństwie do świętego Mikołaja (część modlitw po ukraińsku i poczułam się trochę jak w cerkwi) i poprosić Miriam i Józefa o pomoc we wszystkich kryzysach. Na odpowiedź Józefa, mojego prywatnego szefa od marketingu, długo nie musiałam czekać. Dobrze móc liczyć na męskie wsparcie :)

I tyle wystarczy. Po grudach do szopki.

piątek, 2 grudnia 2022

Ciemne dni.

Jak widać na załączonym obrazku, pierworodny nadal realizuje swoją cukierniczą pasję. A korzystamy na tym wszyscy, chociaż ja ze zgrozą stwierdzam, że po miesiącu siedzenia w domu z chorującymi dziećmi jakoś tak wyrosłam z własnych spodni :P Mam nadzieję, że na wiosnę spalę, bo teraz zimową porą to aż się chce jeść i pić dobre rzeczy na rozgrzewkę...

Maluchy powoli wychodzą z ospy, aczkolwiek ten tydzień ostro dał nam w kość... Jestem zmęczona i mam ochotę wyjechać gdzieś daleko. Nic nie mówić, nic nie pisać, tylko grzać się w słoneczku i dochodzić do siebie. Tiaaa, marzenie.

Dziś wieczorem po raz pierwszy od wielu dni poszłam z Michałem na spacer... Tylko do sklepu, ale i tak atrakcja. Płynnie przeszedł z przeziębienia do ospy, więc długo był uziemiony w domu :/ Fajnie było zobaczyć sklepową choinkę, świąteczne ozdoby na półkach,a w drodze powrotnej nawet wirujące płatki śniegu.

Ania jeszcze cała w strupkach i osłabiona, choć już dochodzi do siebie. Rzuca swoje spojrzenia, uśmiecha się po Aniowemu (jakby ironicznie) i potrafi wygrywać pojedynki na nie-mruganie. Rośnie mała bestia. A tak niewinnie wygląda z tymi swoimi jasnymi oczkami i blond czuprynką...

Pozostałe dzieci marzą już tylko o:

1. Mikołajkach.

2. Świętach.

3. Feriach zimowych.

Wszyscy są zmęczeni przekopywaniem się przez ciemne dni. Dobrze, że już grudzień. Adwent. Jest na co czekać...

Jemy, czytamy, zapalamy światełka . I odliczamy z brewiarzem.

sobota, 26 listopada 2022

Dzień Tusi.

No tak, w kalendarzu pełnym wspomnień pięknych świętych i wieli wspaniałych uroczystości jest ten jeden dzień, w którym Pan Bóg powiedział: "A dziś urodzi się Tusia" :) (informacja dla Watykanu: gdyby doszło do mojej kanonizacji, proszę o wspomnienie – rzecz jasna obowiązkowe – 26 listopada właśnie :D i ładny obrazek oficjalny, najlepiej w traperach i z plecakiem, żadnych smętnych kiecek do kostek błagam)

Tusia urodziła się 37 lat temu (już! aż trudno uwierzyć, że aż tyle czasu mogę zachwycać się światem – a jak to się ma do nieskończoności! trzeba ćwiczyć intensywnie!) i dziś świętowała przyjmując laurki od dzieci, a także... sprzątając. 

Sprzątać nie ciepię szczerze, ale dzisiaj miałam jakiś przymus, by zmienić radykalnie wystrój domu :D I zmieniłam. Szafki na ubrania stały się szafkami na książki, w dodatku stoją teraz na piętrze. Salon zrobił się duży (ile miejsca do biegania dla Trufelka!), a dzieciakom będzie łatwiej opiekować się swoimi książkami, których mamy tyyyyyleeeee... U nas wszak wszyscy czytają...

Fajnie było się sensownie zmęczyć. A teraz siedzę, piję czerwone słodkie wino <3 słucham skocznych piosenek na youtube i mi wesoło.

Cóż z tego, że wieczorem okazało się, że maluchy mają ospę (najmłodsza dwójka). Tak przypuszczałam, dwa tygodnie minęły odkąd wysypało Sarę. Także czeka mnie ciekawa nocka, ale będę mieć przebrzydłe ospy już z głowy.

Bardzo dziękuję za pamięć tym, którzy o mnie pamiętali. A tym, którzy zapomnieli i być może przypomną sobie za kilka dni zaliczając stan przedzawałowy, piszę od razu – nie szkodzi :D

Właśnie z pierworodnym zaplanowaliśmy, że za jakiś czas chcemy ruszyć w trasę i podczas wakacji zwiedzić całą Europę aż do Portugalii. Zamierzam na to zarobić książkami,także błagam – kupujcie :D Dajcie nam zjeść frankfurterki we Frankfurcie, bagietki w Paryżu i tapas w Hiszpanii! (tak... sama nie wiem, co bardziej lubimy – jeść czy podróżować?)

Uściski!

piątek, 18 listopada 2022

Pierwszy śnieg!

Już za tydzień zaczynamy adwent! Dokładnie dzień po moich urodzinach (tych, którzy na fejsbuku życzenia urodzinowe składali mi w lipcu, bardzo przepraszam – jakoś nie miałam ochoty tam podawać prawdziwych dat :P a w lipcu mam imieniny, więc w sumie prawie się zgadza :D).

Urodziny... jejku, jestem już na tym etapie, że gdy Elka ostatnio zapytała, ile mam lat, to się pomyliłam... W dodatku na niekorzyść :) Ze zdziwieniem myślę o tym, że mój mąż w marcu skończy 40 lat i jakoś też mentalnie bliżej mi już do czterdziestki. A z drugiej strony – serio, jak to możliwe? Przecież cały czas jesteśmy tak samo młodzi i piękni, jak te... wiele lat temu, gdy się poznaliśmy :)

Szczerze mówiąc nie mam żadnych życzeń urodzinowych, ani żadnego ciśnienia. Niech to będzie kolejny dobry, cichy dzień. I tylko dzieci może wyjątkowo niech nie robią demolki w domu? Łagodne obchodzenie rocznic, bez szumu i zgiełku – to lubię.

U nas w domu już zimowe klimaty... Składanki "christmasowe", ale te bez kolęd. Zapach pierniczków dopiero poczujemy, ale miałam już pewien przedsmak. Wczoraj dzieciaki wysypały całą paczkę mąki na podłogę w kuchni i zanim zdążyłam wrócić, to się w niej wytarzały (te dwa najmłodsze zioła rzecz jasna). Dzisiaj gdy przebierałam się rano w łazience, przewrócili słoik z miodem. Aż do teraz, a jest już w zasadzie wieczór, niektóre elementy się kleją. Uhh... Ciekawe, czy jutro wysmarują wszystko masłem? Jeśli tak, to nie opłacało się sprzątać. Wystarczyło cierpliwie poczekać, a potem dosypać cukru i przypraw, połączyć i wycinać kształty na blachę...

A wczoraj dostałam najfajniejszy prezent przedurodzinowy – śnieg! Właśnie wracałam ze sklepu z piankami (które potem dzieci zapiekały nad świeczką ;)), gdy wokół zaczęły wirować białe płatki. Dziś jest już biało. Szkoda, że idzie odwilż, ale mam nadzieję na powrót bieli :) I lepienie bałwanów. 

Niech tylko wszyscy wyzdrowieją, bo na razie nadal chorujemy. I się kotłujemy. Troje najmłodszych dzieci, ja i królik. Tęsknię za spacerami. I – chociaż cieszę się na nadchodzący grudzień jak dzieciak – latem, ciepłem, szelestem liści. 

Wakacje zostały tylko w snach i opowieściach...

W górach jest (prawie) wszystko co kocham. Reszta nad morzem ;)
Beskid Niski sercu bliski. I Kaszuby w tle.

sobota, 12 listopada 2022

Niebieski dom. Historia prawdziwa.

Niebieski dom, Natalia Przeździk
Nie, to nie będzie reklama książki...

Tylko czegoś o wiele ważniejszego.

Bo wiecie, czemu moja pierwsza książka ma taki tytuł?

Okej, są w nim ukryte moje inicjały z czasów panieńskich (taki smaczek) i tęsknota za Beskidami, drewnianymi chatami pod lasem oraz czasem wakacji.

Ale tak poza tym jest to jedno najgłębsze pragnienie.

Wejścia w progi najpiękniejszego domu, tego, który czeka na mnie w niebie. Niebieski dom to coś więcej, niż chatka pomalowana na błękitny kolor :)

I wprawdzie mam nadzieję, że przeżyję na tym świecie wystarczająco długo, by doczekać wnuków, zestarzeć się wspólnie z Krzyśkiem i zobaczyć jeszcze dużo cudów – ale gdzieś w środku cały czas czekam na ten czas, gdy już będziemy bezpieczni za zasłoną, ukryci w Jego świetle, z oczami, w których już nie ma łez.

Takich listopadowych przemyśleń ciąg dalszy...

A co u nas?

Ospa :) Niepodległość świętujemy smarując kropki i puszczając muzykę na youtube.

I w sumie wcale mi to nie przeszkadza, bo mamy wreszcie czas, żeby usiąść i na spokojnie sobie poczytać, zostawiając świat za zamkniętymi drzwiami.

Też już odliczacie do adwentu? :)

Spokojnego weekendu!

I dobrej lektury! :)

środa, 2 listopada 2022

Po Targach Książki i Wszystkich Świętych...

Takie święta... najpierw literackie, potem chrześcijańskie... Akurat w obu się odnajduję. Okej, w tym drugim bardziej. Ale nie mogę zaprzeczyć... wśród stoisk z książkami czułam się jak ryba w wodzie. Tyle inspiracji!

A zaraz później przypomnienie, że książki książkami, ale i tak wszyscy skończymy jako tabliczka z datami na nagrobku. Tak metaforycznie, bo naprawdę to wiadomo, że będziemy gdzie indziej. Ale widok cmentarza i tych wszystkich napisów jest taki wymowny. Ilu ludziom dane było mało czasu. Ile dostało dużo – i tu pytanie, czy go wykorzystało?

Takie rozkminy. Lubię listopad właśnie za nie.

Na końcu świata, Natalia Przeździk
Kochani, jeśli polubiliście serię o niebieskim domu, bardzo proszę o puszczenie informacji dalej w świat :) Można polajkować i skomentować na lubimyczytac.pl, można sprezentować znajomym dzieciakom (lub rodzicom czy dziadkom) na Mikołaja, można powiedzieć o książce w lokalnej bibliotece. Za każdą pomoc będę bardzo wdzięczna <3

Dobrego czasu listopadowego...

Uściski!

wtorek, 25 października 2022

Śleboda.

Pod Tatrami... Padał deszcz i była późna jesień. A jednak na łąkach pasły się owce i dzwoniły dzwonkami, w lokalnym radiu grała góralska muzyka, a ludzie byli tak swoi i pełni normalności, jak zwykle.

Dobrze wrócić do siebie i naładować akumulatory. Akumulatory wiary najlepiej ładuje się między Turbaczem a Giewontem :)

Jeszcze będzie moja powieść o Podhalu, i to pewnie niejedna. Tylko czasu mi trzeba...

Piszę nocami, bo jednak bycie z dziećmi i mężem ważniejsze od pisania nawet najlepszych książek. Ale powolutku do celu. Z Panem Bogiem wszystko się uda i wszystko będzie dobrze. On ma większe zasięgi niż najlepsi celebryci :D Z nim nie zginę.

Dlatego zamiast się gorączkować, idę zaraz uwalić się na poduchach i poczytać książkę obok męża. Nic mi nie ucieknie.

Śleboda zagościła w sercu i jeszcze posiedzi. Za dwa tygodnie mamy powtórkę :)

niedziela, 16 października 2022

Rocznica.

 

Taka rocznica...

Nie było mnie wtedy na świecie, dla mnie o wiele bardziej przełomowy był drugi kwietnia 2005. Początek najlepszego czasu w życiu, najpiękniejszej drogi, jaką Pan Bóg mógł mi dać.

Teraz z perspektywy lat mogę tylko podziękować. Naprawdę było wielkim szczęściem żyć w czasie pontyfikatu Jana Pawła II, uczestniczyć w mszach na Błoniach, pamiętać, modlić się podczas tego wstrząsającego  tygodnia po odejściu... Biały Marsz, świece na Błoniach, poważna decyzja kiełkująca w sercu.

Dobrze jest być w Kościele, świadomie wrócić i z niego czerpać garściami.

Tego życzę wszystkim szukającym <3

Też kiedyś byłam obok.

A teraz w momentach kryzysowych wołam po prostu "Karol, ratuj!" i wiem, że on pomaga. Kiedyś po drugiej stronie może pójdziemy razem po niebieskich szlakach. Tu na ziemi świadomie i mniej świadomie wydeptuję te same ścieżki. Fajnie jest mieszkać w Małopolsce ;)

sobota, 8 października 2022

I można polubić jesień...

 

... gdy tak wygląda...

I kiedy opadające liście mówią, że na wiosnę znów stanie się zielono. To tylko kilka miesięcy ciemności – po to, by znów docenić dni pełne światła.

Bo nie ma takiego mroku, z którego nie dałoby się wyjść. Nie odkąd Chrystus pokonał śmierć. Teraz w każdym położeniu możemy patrzeć z nadzieją w niebo, żyjąc cicho i powolutku, podczas gdy świat nawołuje do krzyku.

Może być normalnie, choć walka trwa. Nie tylko ta za wschodnią granicą.

czwartek, 29 września 2022

Imieniny chłopaków. Anioły są całe zielone.

 

Wszystkich trzech.

To, co zdecydowanie ratuje wrzesień w moich oczach, to urodziny Miriam oraz dzisiejsze święto archaniołów :)

Chociaż imieniny świętowaliśmy bojowo już minionego weekendu na Polach Chwały w Niepołomicach. Prezenty też tam zostały kupione...

W sumie prawidłowo. Aniołowie to nie lukrowane istotki podobne do elfów, ale Boży wojownicy. Inaczej słabo by z nami było.

Aczkolwiek ja i do tej poetyckiej wersji aniołów mam słabość i w sobotę kupiłam sobie figurkę zielonego anioła z suknią pełną chabrów. Anioły są całe zielone, zwłaszcza te w Beskidach... :) Może jeszcze się uda wyskoczyć na szlak?

W domu dziś chaos, za oknem szaro i deszczowo znów. Jeszcze przed chwilą biegałam po strychu i podejrzliwie przyglądałam się belkom – korniki? Czy tylko zużycie? Uroki mieszkania w starym domu.

W garnku dochodzą ziemniaki. Chyba będą z jajkiem sadzonym, masłem, koperkiem i kefirem – a ja chociaż nad talerzem sobie wyobrażę, że nadal mamy lato. To takie typowo wakacyjne danie.

Kolejna książka się pisze... Zrobiłam sobie porządek w moich tekstach na komputerze i zadumałam się. Z niepozornego pliku o roboczej nazwie "Wakacje w niebieskim domu" zrobił się pokaźny folder z książkami napisanymi, pisanymi i planowanymi. Aktualnie pracuję nad trylogią dla dorosłych. Ale równie ciepłą i pełną humoru, co ta seria po prawej. Tyle że mogę pisać o pewnych sprawach, o których nie mogłam wspomnieć w książkach dla dzieci. I nie mam na myśli seksu :P Tylko takie różne głębsze rozkminy... Tym razem będzie z punktu widzenia kobiety, a nie dziecka.

A poza tym... Dobrze mi robi ta jesień. Głównie dlatego, że po wakacjach najmłodsza dwójka bardzo wyrosła. I chociaż broi na potęgę i skutecznie odciąga mnie od książek, to nie mogę się napatrzeć. Jak rosną, jak mówią (Michał) i chodzą coraz szybciej (Ania). Ania z małej rusałki, jaką była jeszcze w lipcu, zmieniła się w całkiem konkretną dziewczynkę. Taką, co to tylko chustka na głowę i wałek do ręki ;) Minę też robi całkiem całkiem, zwłaszcza jak zmarszczy brwi.

Ok trzeba mi kończyć, już pachnie ziemniakami w całym domu. Pozdrawiam anielsko dziś :) I pamiętajcie o "Na końcu świata"! Tam też są anioły w dużej ilości.

czwartek, 22 września 2022

Jesienne rozkminy na zakręcie.

Jesień zaczęła się na całego, zimna i mokra... Ciekawe, czy październik przypomni, że może być pięknie, ciepło i kolorowo? Czy trzeba będzie czekać z tym do wiosny...

Poranki chłodne, żal wychodzić spod kołdry. Pierwsze co robię, to włączam ogrzewanie. Potem wyprawiam starsze dzieciaki do szkoły, żeby znów zanurkować do łóżka, chociaż na krótką chwilę. Kiedy wstaną maluchy, to już nie ma zmiłuj, trzeba się ogarnąć i zrobić im śniadanie. A sobie kawę – z cynamonem, jak zawsze o tej porze roku. Nie wiem, jak to jest, ale cynamon wrześniem sam wchodzi w rękę. A potem, późną jesienią – goździki.

Do kawy książka. Później moment porannej modlitwy. Ostatnio często zamiast przy stole, modlę się na podłodze w salonie, z królikiem na kolanach. Jego ciepło uspokaja i pomaga mi się wyciszyć, mimo pisków dzieci. A zwierzak też jest zadowolony. Straszny z niego przytulas, od  razu wskakuje na kolana i nadstawia się do głaskania :) Tak więc ostatnio moją "kapliczką" są rejony klatki. Pachnie siankiem, jak w stajni i robi się bożonarodzeniowo. W sumie to dobre miejsce na spotkanie z Najważniejszym.

Po momencie wrześniowego szoku i przeskoku z lata do niezbyt lubianej przeze mnie jesieni nawet mi dobrze z tym deszczem za oknem. Potrzebowałam tego momentu, by nigdzie się nie spieszyć, nie biegać, nie planować. Trzeba ułożyć myśli kłębiące się w głowie.

Oczywiście spokojnie uwinęłabym się z tym ułożeniem do grudnia, żeby w styczniu witać już ciepłą wiosnę... Z tym mam największy problem, że po świętach będą dwa zimne miesiące przypominające korytarze szpitalne i wszystko będzie już wtedy we mnie wyć za światłem, zapachami i barwami. Brr.

A jest co układać. Zaczynając od zamieszania z książkami, które jakoś tam zmieniło (trudno żeby nie...) moje dotychczasowe życie. Co tu dużo mówić, strasznie się cieszę, że spełniło się moje marzenie, żeby być pisarką :) Ale też spowodowało niezłe zamieszanie. Pewnie gdybym miała ten komfort, że MAM CZAS, by pisać sobie od rana do późnego popołudnia w swoim gabineciku (jak to można przeczytać w wielu wywiadach z piszącymi osobami), a potem jeszcze posiadała chwilkę, żeby ogarnąć sprawy promocyjne – byłoby super. Ale nie mam czasu. W tym momencie wróciłam trochę do punktu wyjścia. Dwoje wymagających uwagi maluchów w domu, pisanie po nocach kosztem snu i prośby do bliskich i znajomych królika... yyy znaczy moich, nasz królik niestety nie pochwalił się znajomościami, o polecanie, kupowanie itede... No nie brzmi to różowo. Z drugiej strony sam fakt, że mamie sześciorga dzieci udaje się zrobić cokolwiek poza ogarnianiem domowych spraw jest mega osiągnięciem.

Także ten. Nie wiem, co z tego wyjdzie i tradycyjnie polecam sprawy mojej pracy świętemu Józefowi. Jak dotąd nieźle mu szło, więc...

No tak, a poza sprawami książkowymi mam poczucie, że bierzemy kolejny zakręt. Może to kwestia tego, że dzieci mają nowe obowiązki i wrzesień pokazał mi bardzo wyraźnie, że czas nie stoi w miejscu. Dzieciaki rosną, a my się zmieniamy...

I już nie o tą siwiznę i zmarszczki chodzi, ale dotarło do mnie, że pewne rzeczy już nie wrócą. Pewne wspomnienia gdzieś mi się zgubiły i zatarły w głowie. Pewne zdziwienia i niepewność, na przykład ta związana z nauką obsługi nowego dziecka. Jak bardzo inaczej było, gdy miałam w domu trzyletniego Gabrysia i rocznego Rafałka... Potem przy dziewczynkach lekka odmiana, bo chociażby krój i kolor strojów się zmienił. Ale teraz? Rutyna...

To ma swoje plusy, ale z drugiej strony czegoś żal. I nie, nie pociesza mnie fakt, że czeka mnie fala innych zadziwień, gdy dzieci po kolei zaczną dorastać :)

A teraz muszę kończyć... Rosół pewnie już się zrobił, a u moich nóg narzeka Anulencja, która wstała dziś zbyt wcześnie i chyba trzeba ją będzie zaraz położyć... Michał bawi się w kuchni i prowadzi bogate dialogi kilkoma ludzikami lego, ale ten spokój nie będzie trwał wiecznie. A ja chciałam i tą chwilę utrwalić.

Może kiedyś za nią zatęsknię?

Z miłości do gór :) Cieszę się, że mogłam ją napisać.

środa, 14 września 2022

"Na końcu świata" czyli sercu bliski Beskid Niski.

Już jest! Można zamawiać!!!

"Na końcu świata", trzecia część serii o rodzinie z niebieskiego domku.

Moja ulubiona.

Kraina Łagodności dla dzieci. Mądra i wyciszająca, poruszająca i zabawna.

Jeśli chcecie zrobić sobie małe wakacje w Beskidzie Niskim, proszę bardzo:

https://bonito.pl/produkt/na-koncu-swiata

Oto bilet :)

Strasznie się cieszę! Kiedy rok temu udało mi się znaleźć wydawcę dla mojej małej trylogii, nie sądziłam, że będę mogła cieszyć się książkami tak szybko!

Kochani, mam prośbę – jeśli tylko możecie, polecajcie, piszcie, komentujcie na stronach księgarni czy na lubimyczytac.pl

Będę bardzo wdzięczna! Nie zależy mi na tym, żeby sobie zarobić na tych książkach... Po prostu chciałabym, żeby mogły dotrzeć do jak największej liczby dzieciaków i sprawić im radość. Taka prawda :)

Dziękuję wszystkim za wsparcie, za pamięć i dobre słowo! Dzięki Wam wiem, że warto tracić czas na pisanie ;)

Szczęśliwa Rivulet ze swoim pierwszym dziełem :)

piątek, 9 września 2022

Przemijanie.

"Mamo, w radiu mówią, że zmarła królowa Elżbieta". Z tymi słowami Gabryś zbiegł wczoraj ze swojego pokoju na piętrze. A ja, szykująca już dzieci do spania, miałam poczucie, że znów świat który znałam rozpada się na kawałki.

Niby nic takiego, bo przecież fanką i zagorzałą obserwatorką brytyjskiej rodziny królewskiej nie jestem, no ale – ona była od zawsze.

I tak jak kiedyś odszedł JPII i zakończyła się pewna epoka, tak teraz znów coś się zmieni na dobre. I wielu, wielu innych ludzi, których obecność wydawała się oczywista... przeminęło.

Dziś za oknem piękna złota jesień. Ja mam migrenę i staram się ją ignorować (i wrzaski najmłodszych zakatarzonych dzieci), więc piszę. W blogosferze jestem teraz jakby mniej, bo wciągnęło mnie inne pisanie :) (teraz na tapecie powieść dla dorosłych). Ale na pewno będę tu wrzucać notki przynajmniej raz w tygodniu, tak jak zwykle.

Myślę o tym, że przecież taka kolej rzeczy... Że po kolei trzeba będzie pożegnać większość bliskich osób, no i samemu też odejść na drugi brzeg.

Nie boję się przejścia, ale czekania tutaj, w coraz większej samotności. Znam siebie i wiem, że nie będzie łatwo. O ile tego doczekam, a nie pójdę pierwsza.

Może to dziwne myśli jak na mamę szóstki dzieci, w tym kilkoro małych, ale tak naprawdę to właśnie dzięki dzieciakom widzę, jak szybko mija czas. I jak bardzo się wszyscy zmieniamy.

Jak szybko mijają te poranki i wieczory, kolejne pory roku, obroty wokół słońca.

Jak dziwnie jest patrzeć na starzejące się twarze naszych rodziców, nasze twarze pokryte już zmarszczkami, nasze siwe włosy. I oznaki dorastania najstarszych dzieci.

I Anię, która w ostatnim czasie z drobnej dziewczynki stała się dość konkretną kobietką. Po tej najmłodszej też to widać...

Jesień za oknem.

Ale jak celnie zauważył JPII, ostatnią porą naszego życia będzie wiosna – wiosna zmartwychwstania :)

piątek, 2 września 2022

Jest nas więcej :)

Łomatko, jak mi się już tęskni za wakacjami! xD

Jeszcze się dobrze rok szkolny nie zaczął, a ja już mam serdecznie dość. Może z czasem będzie lepiej (no, będzie – jak przyjdzie wiosna ;D), ale na razie mielizna jesienna... Niby lato jeszcze trwa, ale u nas już chłodno, wieczory zimne, okna trzeba zamykać i otwierać dopiero bliżej południa. Zapachy też słodkie, jesienne. Liście spadają z naszego orzecha.

Staram się szukać jasnych stron, jak zwykle. Czasu dla siebie (dwoje dzieci a sześcioro – jest różnica). Powolnych śniadań, gdy starszaki są już w placówkach. Planowania kolejnych książek. Cieszenia się na premierę "Na końcu świata" <3 Promieni słońca, które mają coraz bardziej miodową barwę...

Ale pierwszy dzień szkoły mnie załatwił. Większość spraw, która miała się nie udać, się nie udała ;D Na nic planowanie i dobre chęci. Jak się posypało rankiem, tak trwało do wieczora. Dodatkowo Michał wyrwał mi się na ulicy i prawie wpakował pod samochód – mało zawału nie dostałam... Na szczęście ma dobrego anioła stróża, ale nerwy były.

Na osłodę muszę dodać, że rodzina nam się powiększyła. Nie, tym razem nie chodzi o kolejnego malucha :) Pod koniec sierpnia kupiliśmy sobie króliczka :) I teraz mamy czarną aksamitną kulkę, która biega za nami, chce się przytulać i lizać nam palce. Nazwaliśmy go (bo to samczyk) Trufelek i totaaalnie się w nim zakochaliśmy! Wreszcie po długim czasie przerwy (nie licząc myszy) mamy zwierzątko. Psa mieć nie możemy, bo jestem uczulona na sierść. Kota też, bo alergię ma Krzysiek. Na szczęście Pan Bóg stworzył króliki :D

I jakoś lżej wchodzić w ten wrzesień z takim futrzastym towarzyszem :)

piątek, 26 sierpnia 2022

Spotkanie autorskie i końcówka wakacji.

Takie spotkanie...

Tak sobie myślę – kurcze, ile dobrego mnie spotkało, odkąd ukazał się "Niebieski dom"...

Tyle dobrych ludzi na mojej drodze, tyle dobrych słów.

Jest za co być wdzięcznym. Piękna przygoda :)

I chociaż humor gorszy, jak zawsze pod koniec wakacji (więcej na instagramie), to jednak powoli kiełkuje myśl godna Leopolda Staffa – jest się czym zachwycić...

Dziękuję Wam za wszystko, każde słowa wsparcia, każde polecenie. Dla wielodzietnej mamy, która dzięki pisaniu ma poczucie, że może latać, jest to bezcenne. A jeszcze bardziej cenne jest widzieć, że dzieci odlatują... na kartach książek :)

https://lubimyczytac.pl/autor/234371/natalia-przezdzik

Tu link do konta na lubimyczytac.pl :) Gdybyście mieli chwilkę, wpadnijcie i polajkujcie lub dajcie komentarz. Dzięki :*

I powodzenia w szykowaniu się do roku szkolnego – dla wszystkich z Was, którzy właśnie zgrzytają zębami nad listą z wyprawką. Ja zgrzytam ;) Lato, wróć!

środa, 24 sierpnia 2022

Prośba od autorki ;)

Wakacje powoli mają się ku końcowi...

W związku z tym dzieci zaczęły odliczać do Bożego Narodzenia ;) i kolejnych wakacji.

A ja mam zgryza.

Myślałam, że czas oczekiwania na kolejne wakacje będę sobie umilać pisaniem. Wszak już pod koniec września ukaże się trzecia część niebieskodomowej serii – moja ulubiona, chyba najlepsza, o Beskidzie Niskim i stronach szczególnie bliskich mojemu sercu. 

Miałam nadzieję, że uda się potem wydać kolejne części, które napisały się w ostatnim czasie. Jest opowieść bożonarodzeniowa (piękna!), jest wiosenna. Jest historia nieśmiałej dziewczynki i jej samotnej mamy, które podczas wakacyjnego wyjazdu uczą się rozwijać swe skrzydła i wierzyć w swoją wartość. Jest też tyle pomysłów na nowe powieści...

I upsik, nie jest pewne, czy uda się je wydać. Bo czas niepewny, wszystko drożeje, no i czy na pewno jest zapotrzebowanie na takie lektury dla dzieci?

Dlatego wielka prośba do Was, jeśli zależy Wam na kontynuowaniu wartościowej serii dla dzieciaków (pomysł był taki, żeby w kolejnych coraz poważniej omawiać też sprawy wiary i nie tylko), piszcie, polecajcie znajomym i udostępniajcie gdzie tylko możecie... No i kupujcie ;) "Niebieski dom" sprzedaje się pięknie, "Morskie bałwany" nieco gorzej (ale wszystko można zmienić ;)). Jak będzie z "Na końcu świata"? I czy uda się wydać "Pod dachem nieba", bożonarodzeniową opowieść o zimowym Podhalu?

Nie jest łatwo promować dobre książki.

Pomożecie? :)

czwartek, 18 sierpnia 2022

Kaszubskie szlaki...

Wróciliśmy. Ponad dwa tygodnie na Kaszubach (z małą odskocznią w postaci Warmii). Ile miejsc zwiedziliśmy! Dopiero po powrocie przeglądając zdjęcia złapałam się za głowę – kilka tysięcy fotek! I to całkiem niezłych :) Powyżej wrzucam te mniej prywatne. Nasze dzieci mają piękne twarze, ale nie zamierzam się nimi chwalić nie wiadomo komu ;)

Było pięknie... Trzy dni we Fromborku, gdzie spaliśmy w wynajętej przyczepie kempingowej, ale całe dnie spędzaliśmy na plaży lub w okolicach katedry. Potem Tczew, gdzie zwiedziliśmy Muzeum Wisły. Kartuzy i okolice z drogimi Kaszubami :) Białogóra – tu też pogodę mieliśmy wymarzoną, więc korzystaliśmy! Biały piasek, czysta plaża i morze niezbyt głębokie, więc nie dostawałam zawału obserwując dzieci szalejące w wodzie. Zwiedziliśmy Wejherowo, byliśmy przelotem w Gdańsku. Wracając na południe zahaczyliśmy o kolegiatę w Tumie, pierwszy spawany most na świecie (polski wynalazek!) oraz pałac w Nieborowie.

Także ten. Odpoczęliśmy (to specyficzna forma relaksu, ale wbrew opiniom sceptyków da się wypocząć z szóstką dzieci :P tylko na ciszę nie ma co liczyć). Mieliśmy dużo przygód. A ja nazbierałam masę materiału na kolejną książkę ;)

Tylko smuteczek, że wakacje już się kończą. Zbyt krótkie były... Znów będziemy odliczać do następnego lata. I w międzyczasie – tęsknić i tworzyć kolejne książki. Bo wprawdzie to ja piszę, ale dzieciaki pomagają! Starsi podrzucają pomysły i są pierwszymi recenzentami, a młodsi to chodzące inspiracje ;) Kiedy zastanawiam się, jak zachowaliby się bohaterowie, myślę o moich dzieciach. I szybko znajduję odpowiedź <3

Na koniec bardzo dziękuję Kaszubce za wspaniały czas :* Bez Waszej rodzinki ta wyprawa nie byłaby tak piękna! A my nie poznalibyśmy tylu kaszubskich ciekawostek :)

(tak, malibu z mlekiem pite wieczorami i nocne rozmowy o życiu, a nawet wizyta na cmentarzu o północy też były super ;D)