środa, 20 kwietnia 2011

Hura! :D

Jupiii Gabryś ma czyste oskrzela! Byliśmy dziś u lekarza i wszystko ok, jeszcze tylko trochę kaszle ale to nic. Mogę odetchnąć i zacząć myśleć o świętach. Dziś zrobiłam zakupy jedzeniowe do koszyczka na sobotę. I baranka z cukru bo miał fajne niebieske oczy, jak Gabryś.

A Rzym coraz bliżej! Muszę kupić małemu jakiś kapelusz na słońce, bo tam ponoć upały po 28 stopni już. Wygrzejemy się wreszcie :) No i krem z filtrem... Hm hm hm ale to za tydzień się będę martwić i myśleć o czym zapomniałam.

Kurcze jest taka piękna pogoda, że aż mnie coś rozsadza. Wczoraj wieczorem Wilkołak został z małym, a ja się włóczyłam 2 godziny po okolicznych łąkach i uliczkach i byłam cholernie szczęśliwa :D Nawet nie wiedziałam, że już tak wszystko kwitnie, a tu za rogiem pełno kwiatów w sadach. Normalnie nie mogłam się napatrzeć i nawdychać. Jeszcze trochę młody się podkuruje i będziemy wędrować całymi dniami sasasa.

Dobrze mi :)

niedziela, 17 kwietnia 2011

Niedziela Palmowa 2011.

Niedziela Palmowa. Wróciłam niedawno z eucharystii w parafii. Niebo zachmurzone, ale te zielone listki i drzewa całe w białych kwiatach mnie rozwalają. Tuż pod domem kwitnie kilka takich i pachną jak miód. W kościele sama byłam, bo Gabryś chwilowo na antybiotykach (coś mu w oskrzela weszło) i moi faceci zostali w domu.



Mam nadzieję, że mały wydobrzeje, bo za tydzień jego chrzest. Kurcze jak to szybko zleciało. Muszę jeszcze ubranko kupić. Tylko trudno znaleźć jakies proste, białe. Moda chrzecielna jest równie przerażająca, jak ślubna. Królują jakieś fioletowe, różowe, a nawet - o zgrozo - brązowo-zielone wdzianka, sukienki i garniturki jak na bal, a nie na chrzest :/ Masakra, zastanawiam się, czy producenci wiedzą, na jaką okazję to szyją. W dodatku większość ubranek przypomina poduszki (takie puchate), no i te kolorki rodem z Troskliwych Misiów... Jutro Wilkołak ma misję odnalezienia normalnego białego wdzianka - zwykłych spodenek i sweterka albo koszuli, no i skarpetek.



Czas ostatnio zleciał mi na czytaniu książki "Modlitwa Celtów" A. Krajewskiej - niesamowita jest i dobrze przybliża życie pierwszych chrześcijan na wyspach. Już trochę o tym pisałam, ale prostota i głębia tych modlitw mnie rozwaliła. Trochę są jak góralskie, bez dewocyjnego pierniczenia w bambus, tylko konkretnie i życiowo. W tym duchu też obejrzałam z Krzyśkiem animację "Secret of Kells" - trochę mało Boga tam było jak na mój gust, ale za to wizualnie film wymiata, aż nam laptop wymiękał od ilości szczegółów na ekranie. No i te celtyckie wzory, drzewa, liście, kwiaty, z muzyką w tle. Ech :)



A tutaj jedna z rzeczy, które mnie rozwaliły w "Modlitwie Celtów":



Dwoje eremitów w jednej chacie



Kiedy byliśmy młodzi - niepewni choć piękni -

wędrowaliśmy z dłonia w dłoni przez wzgórza Ulsteru,

szepcząc do siebie słowa miłości.



Znam cię odkąd mieliśmy po siedem lat,

widziałem, gdy wyrastałaś na dziewczynę - piękność:

patrzeć na ciebie było jak podglądać Niebo.



Kiedy się pobraliśmy, wiedliśmy proste lecz bez skazy życie:

pracując cięzko we dnie i ciesząc się sobą nocami;

zawsze będę pamiętać tych wczesnych lat szczęśliwość.



Powiłaś mi piątkę dzieci,

ja trudziłem sie w polu, aby je wykarmić;

że zaopatrywał nas zawsze we wszystko

- za to dziękować nie przestanę Bogu.



Kiedy dzieci nam dorosły,

a ciała nasze pomarszczone i stare,

smak dawnych przyjemności przeminął;

lecz gdy życia uchodzą uciechy,

modlitwy wzbiera w nas radość.



Bądźmy towarzyszami w pielgrzymce modlitwy;

bądźmy bratem i siostrą przed ołtarzem Boga.



Kiedy mrok wieku zacienia nam twarze,

dusze nasze Niebios niech przenika światłość.



Będziemy dwojgiem eremitów w jednej chacie,

dwiema duszami jednemu oddanymi Bogu.



Piękne to :) Jeślibym chciała jakoś się zestarzeć, to właśnie tak.



Poza tym ostatnio testujemy nowe smaki (tu przechodzimy płynnie do działu Kulinaria :P). Makaron nitki z pesto, ugotowanymi ziemniakami, fasolką szparagową i startym serem żółtym - danie nr 1. I nr 2 w tym tygodniu: spaghetti z fasolką białą w sosie pomidorowym z podsmażonymi cebulką i papryką, no i serem (które nazwałam spaghetti po bretońsku ;)). Do tego oczywiście dużo przypraw. To moja działka. A Krzysiek zrobił oczywiście coś na słodko - ryż z czekoladą i podsmażonymi bananami i jabłkami (mmmm). Bo on jest odpowiedzialny za dania na słodko, a ja na ostro i taki jest naturalny podział naszej kuchni :)



A przed nami najważniejszy tydzień w roku... Czuję się jak Łucja czekająca z nadzieją na Aslana.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Kwiecień już...

Ech zaraz będzie północ, a ja właśnie skończyłam pracować nad pewnym zlecieniem... Moi faceci już od dawna śpią, a ja mam dość. Ale jak już zaczęłam, to stwierdziłam, że skończę... Z tym że nie wiem, czy będę to dalej ciągnąć. Pisanie na zlecienie kiedy człowiek ma na głowie małe dziecko, dom i męża jest cholernie wyczerpujące, bo trzeba to robić po nocy, kiedy już cała reszta jest "posprzątana".

Z tego powodu nie pisałam tu przez jakiś czas.

Nie pisałam o tym wcześniej jakoś, ale zdecydowałam się zostać w domu i nie wracać do pracy. Znaczy decyzję podjęłam już w ciąży, że chcę się zajmować domem. Tylko jakoś tego tu nie zaznaczyłam, więc robię to teraz. Ma to swoje plusy i minusy. Ale głównie chodzi o dom i Gabrysia - chcę mieć czas dla niego, wychowywać go, być tutaj, a nie gdzieś się tułać znowu w pracy i spotykać z rodziną zmęczona wieczorami. Rozumiem te kobiety, które wróciły do pracy - ale moja ścieżka prowadzi gdzie indziej i muszę jakoś się w tym odnaleźć.

A teraz? Gabryś śmiga już po domu i niedługo pewnie będzie chodził. W niedzielę zostawiłam go po raz pierwszy na dłużej z opiekunką - całe 9 godzin - i mogłam się zająć swoimi sprawami. Okazało się to dla niego zbawienne, bo po raz pierwszy powiedział wtedy "mama". Bo mamy zabrakło. Jak w tym kawale o kompociku - "bo zawsze był kompocik...". Teraz mówi "mama" stale, zwłaszcza kiedy jest nieszczęśliwy i chce, żebym zwróciła na niego uwagę. Czasem to już irytujące jest, ale jednak jakie słodkie i jak mnie to rusza :D Tak długo na to czekałam i mam.

To jego pierwsza wiosna po tej stronie...

A dziś urodziny mojej mamy - życzę jej w sercu, żeby znalazła szczęście odnajdując Boga. Ale ustnie przekazałam tylko "zdrowia, szczęścia...". Tego też jej życzę, ale tylko dodatkowo :)

Szykujemy się do chrztu Gabrysia na Wielkanoc. Skończył już 10 miesięcy, tak by the way. No i potem jedziemy do Rzymu, jak Bóg da.

A poza tym dalej trwa Wielki Post, a Bóg na różne sposoby przekazuje, że nas kocha... Dobrze jest być pod jego skrzydłami.