Powyżej zdjęcia z Pikniku Lotniczego. Porobiliśmy dużo fotek latających maszyn, ale mnie najbardziej poruszają te z buziami naszych dzieci. I naszej najmłodszej królewny, która imprezę spędziła równie aktywnie, jak rodzeństwo. Zresztą widać, jak bardzo się zmieniła, jak mądre ma spojrzenie, a brewki bywają zmarszczone od natłoku myśli :) Sarenka przymierza się do chodzenia, póki co często stoi bez trzymanki i sama sobie bije brawo. Jak zrobi pierwsze kroki, zacznie nowy etap. Dosłownie - wreszcie będzie mogła wszędzie pójść za rodzeństwem, zdobywając podwórko, alejki, place zabaw, dotąd oglądane z wózka i naszych ramion. Czekamy :)
Za nami bardzo upalne dni, fajny początek wakacji. Ja od wczoraj tylko z dwójką dzieci, chłopcy pojechali na Podhale z ciocią i wujkiem :) Co prawda dziewczyny dostarczają mi wielu atrakcji (na przykład Sara obudziła się dziś cichutko z drzemki i zamiast mnie zawołać jak zwykle, wolała zrobić kupę i wysmarować nią moje łóżko) ale staram się odpocząć i mieć czas dla siebie - na czytanie, zamyślenie, dobre jedzenie. Szkoda tracić życie na wieczne sprzątanie. Co jakiś czas muszę sobie przypominać i godzić się na to, że porządek będę miała, gdy dzieci będą większe i się wyprowadzą - na początek na pięterko ;) Oj z tym wyprowadzeniem - jak melancholijnie mi było wczoraj, gdy chłopcy pojechali. Ledwo wsiedli w samochód, zaczęłam tęsknić. Dobra lekcja odcinania pępowiny. Uśmiechać się mimo smutku, dać odejść.
Tak więc teraz czytam sobie biografię św. Elżbiety od Trójcy Świętej (niesamowita dziewczyna, muszę ją kiedyś polecić naszej Eluli) na zmianę z innymi książkami (stos ładnie oprawionych pozycji Jane Austen na komodzie) i słucham co jakiś czas odcinków siostry Anny Marii Pudełko o Miriam. Ten spokojny głos i muzyczka w tle... Calming. Polecam :)