Prognozy mówią, że znów idzie mróz i śnieg. Niech sobie mówią, w końcu to dopiero marzec, może być jak w garncu. Nie zmienia to faktu, że podczas spaceru możemy podziwiać wyjątkowo dorodne przebiśniegi (w tym roku jakieś giganty wyrosły), pierwsze łebki żółtych oraz fioletowych krokusów (czas najwyższy, w końcu dwa dni temu były urodziny Rafałka ;)), a ptaki śmigające nam nad głowami albo drą się wniebogłosy wołając się nawzajem, albo niosą w dziobach gałązki i inne trawki... Wiosna. Nieco mroźna, ale pachnąca błotkiem, życiem. I dni są coraz dłuższe, dopiero przed szóstą zapalamy światło. A przed nami zmiana czasu!
Lubię ten czas :) W sumie to zabawne, że o wiele bardziej wolę tą szarą jeszcze i raczkującą dopiero zimną wiosenkę, niż ciepłą zwykle, bogatą w kolory dojrzałą jesień. To oczekiwanie na wybuch życia, nawet jeśli sceneria jest jeszcze uboga, podoba mi się o wiele bardziej, niż czekanie na zejście w ciemności i chwytanie ostatnich promieni wśród późnych kwiatów...
Dlatego tym bardziej się cieszę, że to też czas rodzinnego świętowania. Teraz na przełomie lutego i marca cztery osoby z naszej gromadki obchodzą urodziny... Połowa nas :) Trójka jeszcze w środku i pod koniec wiosny, akurat zwykle o okolicach Wielkanocy (Ela) oraz Bożego Ciała (czerwcowa dwójka). I tak się to splata, święto życia w przyrodzie, Kościele i rodzinie. Pełna harmonia. Kocham ten czas. Niebo na wyciągnięcie ręki.
|
Anusia :)
|
Wielki Post trwa, ale ja jak zwykle tuż po urodzeniu dziecka już świętuję. To takie doświadczenie Paschy i przejścia z umierania do życia, wychodzące poza wszelki kalendarz. O ile czas ciąży przechodzę koszmarnie, to z momentem pojawienia się noworodka odżywam. Jestem zmęczona, niewyspana, ciało mam mocno sflaczałe, anemiczne i nie w formie, ale... jest tak pięknie :) Gdy młoda się budzi, nie mogę się napatrzeć. I wcale nie chcę jej odstawiać do łóżka, gdy się naje i zaśnie. Robię tak tylko dlatego, że muszę się zająć resztą gromadki. Najchętniej siedziałabym z nią zawiniętą w falbaniasty różowy kocyk i kontemplowała bez końca :)
No ale czas adoracji jest ograniczony. Pozostali też potrzebują mamy. A ja próbuję się rozdzielić na wiele kawałków, żeby być dla każdego, ale też mieć czas dla siebie (na przykład na jedzenie sushi! malowanie paznokci na czerwono! czy czytanie książki o Łemkowszczyźnie) i męża.
Trochę trudno mi uwierzyć, że mój mały Rafałek, ten marcowy krasnoludek, ma już 9 lat... że niedługo jego komunia, że zaraz trzecia klasa... Że na basenie zalicza pływanie na kolejnym torze. Że ma swoje pasje, na przykład szachy. I chociaż się czasem zawiesza i nie może skoncentrować, to jednocześnie odważnie próbuje nowych rzeczy i nie zraża niepowodzeniami. Że mogę mu zaufać i poprosić o pomoc, tak jak Gabrysia.
Sto lat, Rafałku!!! Jestem i zawsze będę z Ciebie dumna! Bądź dzielnym wojownikiem, jak Twój patron :)
<3