niedziela, 27 lutego 2022

Urodziny lutowej parki :)

Niedziela.

Trudny czas, szczerze mówiąc myślami jesteśmy na wschodzie, my i starsze dzieci. Młodsze na szczęście nie wiedzą, choć pewnie wyczuwają napięcie. Staram się zachowywać normalnie, ale nie jestem robotem, wychodzi różnie...

Ale cóż... Wczoraj byliśmy na pięknym ślubie (w pobliżu wschodniej granicy, więc było to bardzo wymowne... takie małe wybuchy dobra są teraz bardzo potrzebne).

A dzisiaj dziękowaliśmy za życie naszych najmłodszych dzieci. Michaś skończył w piątek 3 latka, Anusia dziś roczek.

W świecie, gdzie jest tyle zła i niesprawiedliwości, takie sprawy są najważniejsze. Miłość, zaufanie, wybaczanie sobie nawzajem, przepraszanie, witanie kolejnego dziecka, no i oczywiście rozmawianie. I przypominanie sobie (na głos) tego, że nie jesteśmy sami.

Nie ważne, jaki kolejny Nabuchodonozor czy inny szaleniec będzie chciał zgiąć ci kark. Jest Bóg, który widzi wszystko i wszystko oceni w swoim czasie. A nas przeprowadzi przez każdą trudność, jak zawsze. Można zaufać i pokonać w sobie strach...

czwartek, 24 lutego 2022

Dzień inny niż zwykle.

Miałam odpalić komputer wczoraj i coś tu napisać... Ale nie zrobiłam tego, pochłonięta innymi sprawami.

A dziś... Dziś piszę z zupełnie innego świata.

Trochę jak dwa lata temu, kiedy zaczął się covid i strach o bliskich. Ale pandemia choć groźna, sama w sobie złem nie była - trudno mieć pretensje do głupiego wirusa, który nie myśli...

A dziś... Dziś to co innego.

Każde takie wydarzenie to trochę koniec świata (dla niektórych niestety dosłowne). Ten świat, który znamy kończył się od jakiegoś czasu mimochodem, tak w białych rękawiczkach.

Teraz będzie jawnie.

Boję się, w jakiej rzeczywistości będą żyć dzieci. Myślę, że miałam dużo szczęścia dorastając w biednych, ale jednak szczęśliwych latach dziewięćdziesiątych. Kiedy sobie przypomnę... Tylu zagrożeń nie było. Te ze wschodu ucichły, te z zachodu jeszcze nie doszły. A teraz?

Teraz pozostaje mieć nadzieję, że Bóg wyprowadzi ze zła jakieś dobro. I że jest najbardziej z tymi, którzy właśnie cierpią.

Teraz, dziś, Bóg nie wypuszcza nas z rąk.

PS Dziś byłam z Michałkiem i Anią w Zoo (najbardziej podobał się słoń). W niedzielę wzięłam Elę i Sarę do kina na "Encanto". Jeszcze muszę coś wymyślić dla Gabrysia i Rafała takiego tylko dla nich.

Co by się nie działo, zadaniem mamy (i taty) jest dbać o normalność.

czwartek, 17 lutego 2022

Kiełkowanie.

Żeby nie było, że piszę o wiośnie i ściemniam...

Luty w Krakowie już od lat to pora przedwiosenna. Co mnie cieszy. Wprawdzie żeby zobaczyć prawdziwą śnieżną zimę, trzeba wybyć trochę dalej, ale przynajmniej wiosna przychodzi wcześniej.

Już od kilku dni spacery bez swetrów pod płaszczem, bez czapek, nawet bez szalików... W ogródkach kępki przebiśniegów, pierwsze krokusy... I latające nad nimi owady, one wzruszają mnie najbardziej. Przyroda się budzi.

Moje przebiśniegi oraz krokusy nie wszystkie przetrwały, przetrzebione przez dzieci już w styczniu... Ale są. Te pierwsze :) Na jesieni znów wsadzę do ziemi więcej. Takie czarowanie wiosny...

Także piękny czas, przypominam sobie o życiu i wyrywam się z zimowego letargu.

W tle pierdyliard spraw, no i nieodmiennie pewne problemy z dziećmi. Głównie zdrowotne. Jutro z rana badanie krwi itd. Rafcia, mam nadzieję na dobrą i mało straszną diagnozę. Zawsze gdy dzieje się coś nieoczekiwanego, to przeszywa mnie lęk. Wiem że Bóg przewidział tą sytuację i nas przeprowadzi najlepiej jak można, ale i tak emocje są...

Zwłaszcza gdy się jest wysoko wrażliwym osobnikiem. Przeczytałam książkę (tą z leniwcem na okładce, "Jak mniej myśleć") o wysokiej wrażliwości i żałuję, że nie trafiłam na nią wcześniej, teraz większość rzeczy mam już ogarnięte samodzielnie... I muszę pomyśleć, jak to przekazać dzieciom. Większość z nich (jeśli nie cały komplet) to też wrażliwcy. Po takich rodzicach - nie ma się co dziwić... Geny.

Co poza tym... Moja pierwsza książka ponoć urodzi się... yyy znaczy wyda... w maju. No tak, u mnie wszystko pojawia się wiosną :P Nawet książka o Niebieskim Domu. Zresztą skończyłam ją pisać w lutym. Dwa lata temu. Teraz mam już pięć napisanych i zaczynam szóstą. Nie wiem, czy będą znane, ale nie o to chodzi. Wreszcie mam coś swojego, jakieś miejsce gdzie mogę zamieniać wszystkie swoje odczucia i myśli kłębiące się nieustannie pod kopułką w coś bardziej namacalnego i dobrego dla innych. Te książki są pełne zapachów, smaków... i humoru. Wszystko co lubię najbardziej. Chciałabym, żeby te historie z Niebieskiego Domu pomogły tym, którzy po nie sięgną. Dodały otuchy, rozbawiły, no i pokazały normalną rodzinę wielodzietną w akcji ;)

Czasem humor jest absurdalny, a zachowania dzieci specyficzne... Jak to w rodzinie z duża ilością dzieci :)

Jak będę wiedziała coś więcej, to dam wam znać. Tymczasem mykam do części szóstej. Jeszcze dokładnie nie wiem o czym będzie, ale dzieciaki poprosiły (zwłaszcza Gabryś, który ma duży wpływ na cykl) żeby było o Wielkanocy... Więc będzie. O wiośnie, życiu i zmartwychwstaniu. I przemijaniu też, bo tłucze mi się pogłowie ten temat i chcę go podać dzieciom tak jak potrafię najlepiej...

No właśnie. Idzie wiosna...

Znowu będzie Wielki Tydzień (dopiero w kwietniu, ale co tam), trudny, ale zakończony wielkim wybuchem Życia.

Chrystus zmartwychwstał i może uwolnić każdego z nas, wyprowadzić ze smutku i pociągnąć ku wolności i szczęściu. Niby trwa karnawał i czas "zwykły", ale... to jest zawsze aktualne, prawdziwe i najpiękniejsze na świecie.

Aha, zapraszam do Rut - bardzo ważna sprawa ;)

Ściskam :)

wtorek, 8 lutego 2022

Przebiśniegi. I o mijającym czasie.

Tak, widziałam już przebiśniegi w ogródkach...

Dziś podczas spaceru wzruszałam się w miejscu, gdzie w zeszłym roku fotografowaliśmy z Gabrysiem kępkę kwiatków z białymi łebkami. To było tuż przed narodzinami Ani... Ciężko mi się szło, pchałam wózek z Michałkiem, a najstarszy szalał ze swoim aparatem.

Kolejny obrót...

Dzisiaj wybyłam z młodszą trójką. Sara rano miała problem ze wstaniem, więc została w domu. Gabryś u kolegów. Rafał z Elką w szkole. Michasiowi bardzo brakuje takich dłuuugich spacerów. Więc mimo zimnego wiatru wyszliśmy na te trzy godzinki się pohartować i poszukać przedwiośnia.

W pewnym momencie, gdy Ania spała w wózku, a Misiek z Sarenką szaleli na placu zabaw, przypomniał mi się podobny obraz... Gabryś i Rafałek w tym wieku i Elusia roczna, taka jeszcze malutka. Kiedy to minęło?

Ela niedługo skończy osiem lat... Miała dziś zrobić prezentację o tym, kim chce być w przyszłości. Wybrała bycie "naleśnikarką" (czyli kucharką robiącą naleśniki w restauracji). Wczoraj wieczorem stała godzinę w kuchni robiąc stos naleśników dla koleżanek - do degustacji w ramach dzisiejszych zajęć.

Mam dzieci, które bardzo lubią eksperymentować w kuchni i szybko się uczą. Fajnie, gotują czasem dla mnie ;)

Ale też porusza mnie bardzo to, że starsza trójka jest już taka samodzielna, ogarniają sobie swoje sprawy, sprawdziany, zadania. Nigdy nie chciałam być kontrolującą mamą, a przy nich naprawdę nie muszę. Dają radę i cieszy ich to.

Już pod koniec miesiąca pierwsze tegoroczne urodziny. Ania i Michał.

Kaszubka mi przypomniała dziś zeszłoroczną notkę o tym, że Michaś ma dwa latka i że jak to, tak szybko... Rzeczywiście tak pisałam. Jakby wczoraj oburzałam się, że mój mały chłopczyk ma dwa latka. No to ups, ma już trzy.

Pstryk!

A Aneczka będzie wkrótce pluć na pierwszą świeczkę na torcie. Dmuchanie idzie jej średnio, ale w opluwaniu otoczenia jest mistrzem. Rafał nauczył :P

Poza tym mówi (chyba będzie trzecia gaduła... team Gabryś&Sara...), naśladuje, wspina się, wciska wszędzie, próbuje spaść z łóżka. Zmienia się z dnia na dzień ze spokojnej dziewczynki w ruchliwego szkraba :)

<3