Dziś zimno, cały dzień spędziliśmy w domu. Ale wczoraj poszliśmy na spacer. Było niesamowicie, bo wiał lekki wiatr i na głowę spadały nam z trzaskiem kasztany (zebraliśmy ze 30 świeżutkich, pachnących). Rafałek spał cały czas (dla mnie chwila oddechu), Gabryś poszalał na placu zabaw i zbierał skarby jesieni. Orzechy, żółte liście, kwiatki. A ja robiłam zdjęcia i się czułam... twórczo :P Niech ludzie widzą, że kobieta z dwójką dzieci ma też inne zajęcia niż podawanie kaszek i zmiana pieluch, a co!
Tak mi chodzi dziś myśl po głowie... Czy nie moglibyśmy się zwinąć w kłębek wszyscy? I obudzić w marcu?...
No dopsz, obudźmy się na moje urodziny i święta :P Ale potem - chrapanie do wiosny...
Nie chce mi się wchodzić do zimy w tym roku... Po prostu nie mam pary do tego. Chcę słońca...
Ech.
Zamiast herbaty z miodem - trochę dobrej muzyki przed spaniem :)
Jest 14 a ja wyjątkowo mam chwilkę, bo chłopcy zmęczeni zasnęli (dalej jesteśmy chorzy). Na szczęście dziś jest ciepło, więc grzaliśmy się trochę w ogródku na słońcu. Rafałek próbował zrywać trawę, a Gabryś wyszukiwał ze mną biedronki, gąsienice i pająki. Znaleźliśmy nawet ślimaka i omal nie pokłóciliśmy się, po czyich spodniach ma się przejść. Na szczęście poszliśmy na kompromis, a potem położyliśmy go na liściu mlecza i długo obserwowali jego "marsz" :)
Rano było chłodno, więc długo siedzieliśmy w pokoju i oglądali różne bajki. Gabryś lubi zwłaszcza piosenki, więc skakaliśmy na YT po różnych przebojach z Disneya, Fasolek i takich tam :)
To z jego ulubionej bajki ("Zaplątani" - bo jest konik i "żaba"!!!), mogę puszczać mu ten fragment w kółko przez pół godziny i nie ma dość :D
Gabryś w ogóle ostatnio się rozśpiewał i przeważnie spaceruje po domu nucąc "Jedzie pociąg z daleka", "Mydło wszystko umyje", "Sieje je" (to Top 3) i inne takie. Brzmi to rozwalająco :)
Rafałek chyba pozazdrościł mu talentu, bo ostatnio w chwilach zadowolenia wydaje takie dźwięki, że zaczęłam go nazywać Ryczypiskiem :P Nie wiem, czemu moje dzieci muszą wydawać takie wysokie tony z siebie, ale ok... Tak na poważnie, to byłam u laryngologa ostatnio. Po wspólnym jodłowaniu chłopców miałam takie zawroty głowy i ból uszu przez ponad tydzień, że aż się przestraszyłam. Naprawdę - inne dzieci krzyczą jakoś ciszej, nawet jak drą pyski na maksa :P Wiem, bo się nasłuchałam. A moje jakby się z opery urwały, śpiewają...
Tak poza tym, to uczymy powoli Gabrysia się modlić. W sensie wieczorem, bo eucharystię i niedzielne laudesy to zna od urodzenia (a nawet przed). W sumie dość szybko jak był mały, nauczył się mówić "Amen" i "Alleluja" ;) A teraz co wieczór razem dziękujemy Bogu za kolejny dzień i prosimy o różne rzeczy (młody nieodmiennie o ciasteczka). Największą frajdą jest dla niego przeżegnanie się przed i po ("Jeszcze raaaaz???").
Zastanawiałam się niedawno nad przedszkolem, ale stwierdziłam, że póki co wolę ich uczyć świata sama.
Najpierw wieczory przychodziły coraz szybciej. Potem noce zrobiły się lodowato chłodne. A w końcu, żeby uhonorować początek nowej kalendarzowej pory roku, postanowiliśmy się wszyscy rozchorować...
Ok, żadnego zastanawiania nie było, niemniej efekt jest powalający. A my pociągający (nosami). Gabryś kaszle, ja z Rafałkiem dwa dni byliśmy jak skrzyżowanie gorącego pieca z wodospadem. Krzyśkowi też z nosa coś kapie. Normalnie - delicje.
A przez cztery miesiące było tak pięknie...
Cóż, nic na to nie poradzę, że dla mnie jedyną racjonalną porą roku jest lato.
Btw właśnie skończyłam fantastyczną (zarówno jeśli chodzi o jakość, jak i gatunek) książkę i mi żaaaaal, że już koniec. Emma Bull, Wojna o Dąb. Połączenie amerykańskiego rocka i celtyckiej mitologii, czyli to, co Tusie lubią najbardziej. Polecam :D
Fundacja "Rivulet ma marzenie" - zajmij się dziećmi i pomoż Tusi wybrać się do kina :P
Dżołk, ale prawdą jest, że mnie nosi i strasznie bym chciała gdzieś iść i spędzić jakiś czas bez dzieci... Mam nadzieję, że plan zostawienia ich z Krzyśkiem i wyskoczenia do kina na "Meridę" wypali...
Bo mam fazę na ten film i nie odpuszczę - nie dość, że Disney, to jeszcze w celtyckim klimacie! Aaaaaa!!! (coś podobnego czuję jak myślę o Pocahontas :P)
W związku z tym dziś po powrocie z placu zabaw (znowu ładna pogoda i ciepły, miodowy wrzesień, ha!) słuchaliśmy piosenek z tej bajki. I naprawdę poprawiły mi humor :)
Nie ma jak celtycka nuta... Ehhh, can't wait...
Tutaj polska piosenka promująca film. Całkiem przyjemna. W teledysku o dziwo blondynka straszy na zamku :D
Na koniec coś z innej bajki (mojej i Alnilam na Podhalu, kiedyś...), równie ślebodnego.
Wczoraj nasze małe stworzonko zwane Rafałkiem tudzież Sasulcem skończyło pół roczku :) Dopiero co wychodziłam z nim ze szpitala, a tu proszę. Już coraz pewniej siedzi, śmieje się pełną buzią do wszystkich, zajada pierwsze zupki i deserki, aż mu się małe uszki trzęsą. Wkłada chrupki do buzi i je memła, niczym bezzębny jeszcze wampirek. Wodzi wzrokiem za każdym i analizuje rzeczywistość w skupieniu :) Ech teraz drugie pół roczki, to intensywne, kiedy zęby idą, a mały człowieczek zaczyna śmigać po mieszkaniu. Oj, będzie się działo :)
Swoją drogą kurcze - udały nam się chłopaki :D Normalnie się napatrzeć na nich nie mogę.
Tudzież nasłuchać... Bo tekściki Gabrysia to już przechodzą do historii. Poranne "Tuuuuusiaaaaa, Skarbieeeee, gdzieeeee jesteeeeś?" (do mnie, naśladując Krzyśka :P), tudzież "I co kombinujesz???" (do taty). Nie mówiąc już o zachwytach w łazience: "Jaka piękna, duża kupa!!! Widzisz, mamusiu?!". Generalnie powinnam chyba chodzić z dyktafonem, by nic nie stracić z tych mądrości :D Zresztą gabrysiowa umiejętność mówienia też liczy sobie pół roku - tak na poważnie zaczął mówić, kiedy urodził się Rafałek. Pewnie poczuł, że powinien już władać słowem, pełniąc poważną funkcję starszego brata...
Byłam wreszcie na kontroli u pani, która prowadziła moją ciążę - przede wszystkim po to, żeby podziękować. Gdyby nie ona pewnie byłyby o wiele większe problemy, zarówno przy tym jak i poprzednim porodzie. Pokazałam chłopaków, dałam ich zdjęcie na pamiątkę. Dobrze, że są tacy lekarze, którzy naprawdę się poświęcają i walczą o swoich pacjentów. Zwłaszcza jeśli pacjentami są też malutkie, nienarodzone jeszcze dzieci.
Dziś znowu ciepło :) W takie spieczone dni czuję się najlepiej - kiedy niebo jest błekitne i bezchmurne, asfalt rozgrzany, a ludziom nie chce się wychodzić z domów. Na szczęście chłopaki nie narzekają i spacerujemy nawet w upały. Potem wracamy do domu na dobry obiad. A najedzeni siadamy na łóżku albo na ganku (nie zwracając uwagi na panujący bałagan) i słuchamy dobrej muzyki. Takiej jak ta:
Dobry, ciepły dzień - takich więcej, zanim przyjdzie zima. Przebalowaliśmy z chłopakami parę godzin, włócząc się od jednego placu zabaw do drugiego. Gabryś szalał na zjeżdżalniach i karuzelach, a Rafałek z zainteresowaniem obserwował otoczenie. Maluszek zauważa coraz więcej i śmieje się do wszystkich. Starszy z kolei się zrobił raczej ostrożny i nieśmiały, także potrzebuje trochę czasu zawsze na oswojenie się z ludźmi i sytuacją. Bardzo dobrze go rozumiem.
Poza tym to są trochę marudni ostatnio - małemu będą szły pierwsze zęby, a młodemu właśnie się wykluwają ostatnie. Także dzień jest wypełniony pocieszaniem.
A teraz Rafałek już śpi, a Gabryś robi właśnie Krzyśkowi awanturę, że nie chce spać...
Whatever. Wczoraj podładowaliśmy akumulatory na Olszanicy u kapucynów. Gabryś bawił się z ciocią cały dzień na polu, a my mogliśmy wreszcie się pomodlić w spokoju i w ogóle. Zwłaszcza mocny był moment w tamtejszym kościele, kiedy byłam sama tylko z Rafałkiem i czułam się jak w domu, jak w Niebie. Było trochę tak jak w pewnym kościółku na Podhalu, te 10 lat temu. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam wyraźnie, że Bóg chce dla mnie czegoś lepszego, niż depresja i powolne dogasanie w samotności. Tyle się zmieniło od tamtego czasu. We wczorajszej ewangelii było o uzdrowieniu głuchoniemego. A ja właśnie nie byłam w stanie wtedy mówić przy ludziach i dosłownie paraliżowało mnie, kiedy miałam się odezwać. Jak to było dawno i jak dobrze, że Bóg tak pięknie wszystko zmienia. Naprawdę mam za co dziękować.
I zapadła błoga (zapewne krótkotrwała) cisza... Chyba obaj śpią. Uff.
Dziękuję za pierwsze odwiedziny tutaj i miłe słowa :) Dobrej nocy wszystkim!
No i jestem na nowym blogu. Prawda, że tu ładnie? :D
Od teraz, jako że mam neta i nowiutki udpicowany blog, będę pisać częściej. Promise.
Ale zacznę od jutra, bo padam po przeklejaniu notek :P
Komentarze niestety zostały na starym blogu, nie mam nerwów tego wszystkiego przenosić, sorki.
No i zaczęłam kopiować posty od tego z fotką z naszego ślubu. Tak mi jakoś pasowało ;)
Nie byłabym sobą, gdybym się czymś nie podzieliła - tym razem piosenka z zakupionej ostatnio na festiwalu muzyki celtyckiej płytki "TRĺÚ" (Beltaine).
Enjoy!