No pięknie, w całej tej zawierusze chorobowej dopiero teraz zobaczyłam, że Sara pomerdała mi akapity w ostatniej notce i coś dziwnego wyszło :P Poprawiłam. Ale cóż - tak to jest, jak wszyscy chorzy. Chaaaaooooos! Nawet nie zerknęłam na tekst wcześniej, choć zwykle sprawdzam, czy wszystko w miarę ok :P Bo wiadomo, pisane zwykle na szybko, tak tylko żeby pamiątka została... Żebym za te kilkanaście lat mogła sobie poczytać, co porabialiśmy. Ech.
U nas już trochę lepiej. Gabryś w szkole, Ela w przedszkolu, tylko pozostała dwójca zasmarkana. Ferie się skończyły. Minęły nam wspólnie w domu i tak z perspektywy stwierdzam, że dobre to dla nas było. Wielu rzeczy nie zrobiliśmy, ale za to wreszcie mieliśmy czas dla siebie. Tak, żeby pograć, pobawić się, poczytać, ugotować coś dobrego - bez pośpiechu. Wynudzić się razem. Dzieciaki się zintegrowały bardzo przez ten czas i super wymyślały wspólne zabawy. Widziałam wczoraj po Rafałku i Sarze, że ciężko im zacząć dzień bez brata i siostry, tylko we dwójkę.
Ja dalej zasmarkana, ale idzie mam nadzieję ku lepszemu. Na zewnątrz i tak bym nie wyszła, mrozy teraz takie, że nic, tylko siedzieć pod kołdrą z książką i herbatką z miodem. O byciu pod kołdrą mogę pomarzyć, ale krzątam się po domu w zielonym boliwijskim sweterku i rzeczywiście zamiast kawy (chwilowo rzuciłam) popijam rozgrzewające herbatki. I podczytuję książki (lekkie romansidła, od tygodnia nie mam pary na nic ambitnego), kiedy tylko mogę. Na przykład robiąc gofry czy naleśniki. Dzieciaki potem zachwycone (niech żyje zdrowa żywność :P), a ja mam chwilę dla siebie (i dla gofrownicy/patelni, czyż to nie romantyczne?).
Przed nami marzec, już przestawiłam kartkę w kalendarzu. Myślami jestem już w pierwszym urodzinowym przyjęciu. Rafałek - 6 lat!
Czy to tylko ja się tak stresuję przed taką imprezą i mam schiza, że coś nie wypali i dziecku będzie przykro? Ofkors zawsze wypada to super, ale i tak na samą myśl o zapraszaniu gości i przyrządzaniu potraw mam supeł w żołądku. Mój introwertyzm? Czy złe wspomnienie z własnej osiemnastki, kiedy większość gości nie przyszła, a ja w dorosłość wkraczałam z poczuciem, że nie jestem prawie dla nikogo ważna. Tak, to chyba to drugie... Tyle lat minęło, a dalej uwiera. I nawet świadomość, że teraz pewnie przyszła by masa ludzi (bo rzeczywiście, potem namnożyło się na szczęście prawdziwych przyjaciół), nie do końca pomaga. Nie chciałabym, żeby dzieci musiały kiedyś przełykać taką gorzką pigułkę...
No ale nic to, czas leczy rana, a na dzieciaki nie ma co przerzucać własnych lęków i rozczarowań. Na pewno będzie super i będą się cieszyć :) Po kolei, już odliczają - do marca, kwietnia, czerwca...
Niech rosną szczęśliwie!
A to nutka na przekór mrozom. Jeszcze będzie zielono.