Środa, święto Objawienia Pańskiego. Jakoś błyskawicznie zleciał ten pierwszy tydzień nowego roku. Tempo przyspieszyło do tego stopnia, że wczoraj - mając przed sobą perspektywę wolnego dnia - padliśmy spać dość wczesnym wieczorem i... chrapaliśmy do 11. Chyba byliśmy zmęczeni :P
Teraz siedzę i próbuję się jakoś rozbudzić, ale najchętniej zaraz wskoczyłabym z powrotem do łóżka. Zaraz trzeba będzie zrobić jakiś obiad, więc... piszę, żeby choć trochę rozruszać mózg.
Mogłabym napisać o planach na ten rok, o tych pierwszych dniach...
Ale napiszę o czym innym.
Zacznę od tego, że nieczęsto dostaję przesyłki, więc każdy list czy paczka to powód do wielkiej radości :) Mimo niechęci do fejsbuków, tłiterów i innych instagramów, listów praktycznie nie piszę i przerzuciłam się całkiem na maile i smsy, więc w sumie nic w tym dziwnego. Ale jednak - co papier, to papier!
A tu nagle dosłownie dzień po dniu dostałam aż dwie paczuszki. W dodatku obie z Łodzi. I obie z książeczkami (i dedykacjami, ech mam słabość do takich wpisów od autorów :)) w środku. Cóż mogę powiedzieć - cieszę się jak Szustak na jedzone ;D
Paczuszka numer jeden zawierała dwie pierwsze części piszącej się właśnie serii (mam nadzieję, że będzie długa ;)), przeznaczonej dla dzieciaków w wieku 5-11 lat.
Niezły Bigos! oraz
Znalezisko - wysypisko, autorstwa Justyny Zaręby. Przeczytałam szybko obie (chłopcy też połknęli błyskawicznie), a teraz sobie powoli czytamy z dziewczynkami. Ela jest do tego stopnia poruszona fabułą, że może wreszcie dzięki
Bigosowi nauczy się samodzielnie czytać. Na razie dzielnie składa słowa w kolejnych zdaniach i minę ma jak żołnierz podczas bitwy... Michaś też przygląda się książeczce, bo ostatnio ma fazę na psy i najbardziej go cieszą obrazki z "hau-hau!".
To, co najbardziej poruszyło mnie w obu książeczkach to fakt, że oprócz szacunku do przyrody poruszony jest również problem szacunku do drugiego człowieka. Bo generalnie denerwują mnie pozycje, gdzie wpada się w jedną lub drugą skrajność i albo ukazuje ekologię w najbardziej radykalnej odsłonie, ukazując troskę o przyrodę jako coś ważniejszego od troski o człowieka, albo - wręcz przeciwnie. A tutaj tego nie ma. Obie części pokazują, jak ważne jest reagowanie, gdy np. jakiemuś zwierzęciu dzieje się krzywda. Jednocześnie uczą, że nie należy osądzać człowieka od razu, bo można kogoś bardzo skrzywdzić. Szczerze - jestem pod wrażeniem i polecam zarówno do wspólnego czytania z maluchami, jak i do podsuwania szkolnym dzieciom. Krótko i mądrze napisane, w dodatku świetnym językiem, pozbawionym tych wszystkich infantylnych zwrotów, które tak mnie drażnią w pozycjach dla najmłodszych.
Paczuszka numer dwa to prezent od pani Alicji Mazan-Mazurkiewicz, poetki, polonistki, a przede wszystkim mamy dwóch córeczek :) I, jak się jakiś czas temu okazało, czytelniczki tego bloga. To naprawdę lubię w blogowaniu, że można dzięki niemu poznawać nowe osoby!
Dostałam dwa tomiki poezji. Sama nie wiem, który urzekł mnie bardziej... Czy
Jestem Twoją Zuzią, pełen wierszy, które wzruszyłyby chyba każdą mamę małego dziecka... Czy też
Chropawe głoski, zupełnie inny, trudniejszy, ale już wiem, że to właśnie do niego będę wracać w najbliższym czasie - bo może dać mi siłę, by przetrwać te ostatnie miesiące niepewności. Już pierwszy wiersz, który mi się przypadkowo otworzył, był jak plaster miodu na serce:
Dotarłem do Nieba pierwszy z ludzi.
Przed Piotrem (oszczędziłeś mu jednej krnąbrnej owcy).
Przed Janem, który na Golgotę poszedł dobrowolnie.
Przed Magdaleną, opłakującą grzechy na pustyni.
Wstydzę się wyznać -także przed Twą matką.
Nie byłem nawet robotnikiem ostatniej godziny
ani kiści winogron nie wrzuciłem do kosza.
Nawet bym nie poprosił o pracę dla Ciebie,
bo moje ręce przywykły czynić zło.
I tak się stało, że przybito je do krzyża,
tuż obok Twoich rąk, też przybitych, ale
rozdających Niebo.
Pani Alicjo, bardzo, bardzo dziękuję!
I w ten sposób - mimo zmęczenia, remontowego chaosu i lęków przedporodowych - nowy rok zaczął się naprawdę pięknie :)
A teraz mamy nadzieję na śnieg. Na Kaszubach już jest, nawet igloo można zbudować, a u nas nadal zielono...