No tak, w kalendarzu pełnym wspomnień pięknych świętych i wieli wspaniałych uroczystości jest ten jeden dzień, w którym Pan Bóg powiedział: "A dziś urodzi się Tusia" :) (informacja dla Watykanu: gdyby doszło do mojej kanonizacji, proszę o wspomnienie – rzecz jasna obowiązkowe – 26 listopada właśnie :D i ładny obrazek oficjalny, najlepiej w traperach i z plecakiem, żadnych smętnych kiecek do kostek błagam)
Tusia urodziła się 37 lat temu (już! aż trudno uwierzyć, że aż tyle czasu mogę zachwycać się światem – a jak to się ma do nieskończoności! trzeba ćwiczyć intensywnie!) i dziś świętowała przyjmując laurki od dzieci, a także... sprzątając.
Sprzątać nie ciepię szczerze, ale dzisiaj miałam jakiś przymus, by zmienić radykalnie wystrój domu :D I zmieniłam. Szafki na ubrania stały się szafkami na książki, w dodatku stoją teraz na piętrze. Salon zrobił się duży (ile miejsca do biegania dla Trufelka!), a dzieciakom będzie łatwiej opiekować się swoimi książkami, których mamy tyyyyyleeeee... U nas wszak wszyscy czytają...
Fajnie było się sensownie zmęczyć. A teraz siedzę, piję czerwone słodkie wino <3 słucham skocznych piosenek na youtube i mi wesoło.
Cóż z tego, że wieczorem okazało się, że maluchy mają ospę (najmłodsza dwójka). Tak przypuszczałam, dwa tygodnie minęły odkąd wysypało Sarę. Także czeka mnie ciekawa nocka, ale będę mieć przebrzydłe ospy już z głowy.
Bardzo dziękuję za pamięć tym, którzy o mnie pamiętali. A tym, którzy zapomnieli i być może przypomną sobie za kilka dni zaliczając stan przedzawałowy, piszę od razu – nie szkodzi :D
Właśnie z pierworodnym zaplanowaliśmy, że za jakiś czas chcemy ruszyć w trasę i podczas wakacji zwiedzić całą Europę aż do Portugalii. Zamierzam na to zarobić książkami,także błagam – kupujcie :D Dajcie nam zjeść frankfurterki we Frankfurcie, bagietki w Paryżu i tapas w Hiszpanii! (tak... sama nie wiem, co bardziej lubimy – jeść czy podróżować?)
Uściski!