Poniedziałek. Chyba jedyny dzień w tym tygodniu, kiedy wieczór mam wolny i niczego nie muszę załatwiać. Czekam spokojnie na Krzyśka i jednym uchem nasłuchuję, jak tam bawią się chłopaki w pokoju.
Jest gorąco. Tak, jak lubię. Nawet na jakiś dalszy spacer nie mogliśmy dziś iść, tylko dotrzeć do sklepu i kupić po lodzie ;) I wrócić przez stację, żeby na pociągi popatrzeć.
Jutro musimy znowu skoczyć, bo patyczek od loda obwieścił wygranie kolejnego Big Milka.
Chłopaki gonią w krótkich spodenkach, Elusia rządzi w kolorowych sukienkach i bluzeczkach (co chwilę trzeba zmieniać, no ale tak to jest z małymi obrzygańcami :P). A ja już się zastanawiam, w co się ubiorę w sobotę...
Czeka nas wesoły weekend. W piątek stuknie nam 5 rocznica ślubu :) Będziemy oblewać specyficznie, bo w sobotę jedziemy na ślub mojego brata. Także wytańczymy się na weselu. Jedziemy z wszystkimi dzieciakami (w końcu jedyny wujek się hajta, jest na co patrzeć ;), ale bierzemy też opiekunkę. Mam zamiar tego wieczoru naprawdę dobrze się bawić :)
No i jak to zwykle w takich momentach bywa - wspominam sobie. Nasz ślub i to, co po nim... Oczekiwanie na kolejne dzieci, wszystkie zakręty i cuda. Szybko to zleciało, ale było bardzo intensywnie. Ciekawe, co będzie dalej... Rok temu świętowaliśmy nie wiedząc jeszcze o tym, że mam Elusię pod sercem. Trzy lata temu Krzysiek dostał ode mnie w prezencie ładnie opakowane dwie kreski na teście - Rafałek już czekał, kiedy nas zobaczy. Hm. Przyznam, że tęsknię już do czwartego dziecka. W jakiś dziwny nawet dla mnie sposób, bo zwykle po porodzie byłam zmęczona i chciałam mieć przynajmniej rok przerwy. Teraz jeśli myślę o przerwie, to raczej ze względu na Krzyśka i jego nerwy :) No, zobaczymy jak to będzie... Ale z każdym dzieckiem mam jakby coraz szersze serce, zdolne do objęcia większej ilości dzieci - i to nie tylko własnych. A tak się bałam pierwszej ciąży i bycia mamą... To Krzysiek był zawiedziony, kiedy parę dni po ślubie dostałam okres - "Jak to, nie jesteś w ciąży?" xD Tak zawiedzionej miny w życiu nie widziałam... Ale na Gabrysia nie musieliśmy długo czekać.
Dobra, nie ma co kombinować, trza się cieszyć tym, co jest. Bóg sam wie najlepiej co i kiedy nam dać. Na razie się modlę, żeby wypalił nasz wyjazd pod koniec sierpnia - innymi słowy żeby Krzysiek dostał urlop, bo tylko od tego to zależy... Byłoby super wziąć dzieciaki w góry, gapić się na świerki i potoki przez tydzień... Słuchać świerszczy wieczorem. Choć to ostatnie możemy robić i tutaj, na naszym zadu... ekhm, końcu miasta ;)
Z innej beczki, wczoraj zauroczył mnie ten filmik:
I oglądałam w kółko. Zawsze lubiłam patrzeć na takie rodziny i do takich tęsknić. Nasi znajomi też mają dwunastkę dzieci i naprawdę cieszę się, że mogłam ich poznać. I zmienić swoje podejście do życia - dosłownie i w przenośni ;) Zresztą polecam mały wywiadzik z nimi do przeczytania TUTAJ, taki sprzed paru lat. Mnie takie świadectwa bardzo pomagają się zmierzać z codziennością.
Ok kończę i biorę się za robienie kolacji, smyki chyba zgłodniały, bo oblegają stół... A Elusia chyba właśnie zasnęła. Jest szansa, że ja też zjem na spokojnie ;)