Tak jak w tytule. Jutro moje 31 urodziny. Cieszę się :) Ciekawe, czy przyjdzie taki czas, kiedy będę myśleć "o kurczę, ale stara jestem". Czy może uda mi się zachować młodość ducha i nie zestarzeję się nigdy? Chciałabym. Whatever, 30 urodziny minęły przytłumione poważnie ciążowymi mdłościami, także mam nadzieję, że odbiję to sobie jutro.
Za mną długi tydzień z piątką dzieci :) Opiekuję się synkiem znajomych przez jakiś czas, a dodatkowo miałam w domu zakatarzonych chłopców. I standardowo dwie piszczące dziewczynki. Sara ostatnio postanowiła dołączyć do domowego chóru i razem z rodzeństwem przyczynia się do tego, że czasem muszę zatykać sobie uszy watą, żeby nie ogłuchnąć.
Momentami było trudno. Ale to dobre doświadczenie. Jak każde, które pokazuje, jak mało mam cierpliwości do innych i jak bardzo zależy mi na mojej wygodzie. Były chwile, kiedy wstanie z łóżka od nakarmionej, usypiającej Sary (rozkosznie miękkiej i cieplutkiej) wydawało mi się wyczynem ponad siły. Ale trzeba było się zwlec i iść do rozwrzeszczanego towarzystwa w drugim pokoju. Pogodzić pokłóconych, poczytać im książkę, wytłumaczyć zasady planszówki, w której rebelianci z "Gwiezdnych Wojen" walczą z siłami imperium. Ciężko mi na sercu, kiedy dzieciaki znudzone pobytem w domu robią się trudne i chwilami bezczelne. Nie lubię tych kłótni wtedy i poczucia, że muszę w nimi walczyć. Ustalanie granic bywa męczące. Pewnie, czasem można sobie darować, zwłaszcza kiedy wszyscy są już zmęczeni i awantura wisi w powietrzu. Ale generalnie nie lubię odpuszczać sobie i dzieciom i staram się pilnować pewnych zasad. Pod wieczór jestem wyczerpaną zdartą płytą i oczywiście nie widzę efektów swojej pracy. Może zobaczę ją za wiele lat, a może wcale. To jedna z tych rzeczy, które robi się wbrew wszystkiemu, bo gdzieś tam ma się poczucie, że warto. Boże, proszę, pomóż mi wychowywać moje dzieci... Przekazać im wiarę, miłość i nadzieję na niebo. Pomóż wyrywać z nich egoizm i siać nasionka dobra... I daj mi cierpliwości choć trochę.
Tak czy inaczej, mamy już piątkowy wieczór. Jutro sobota. Urodziny. Mam wolne :) Trójka dzieci starszych jedzie do dziadków, dziecię dodatkowe do cioci, a my zostajemy tylko z Sarunią. Mam nadzieję nie robić nic. Nie sprzątać, nie gotować, nie uspokajać dzieci (ha!). Leżeć, czytać książkę, pojechać sobie na zakupy, porozmawiać z Krzyśkiem bez przerywników typu ("zrobiłeeem kupęęę!", "mamooo powiedz jej żeby mi to oddała!", "to on zaczął!"). Jupi!
A już w grudniu zamierzam przyzwyczaić Sarenkę do pierwszych posiłków i zostawić całą czwórkę, żeby wybyć do kina - tylko we dwoje. Can't wait. :) Ta melodia z "Foggy Dew" tak bardzo kojarzy mi się z nami... Ta na początku notki zresztą też. Mam za co dziękować Bogu po tych 31 latach, nie ma co.