sobota, 12 listopada 2016

Drużyna w podróży.

Nasz pięciomiesięczny Sarulek przymierza się do siedzenia (generalnie przymierza się do wszystkiego, bo ileż można patrzeć bezczynnie, jak inni się bawią? jeszcze kilka miesięcy i zacznie się śmiganie po domu, wtedy dopiero będzie wesoło!). Oczywiście podpórka w postaci poduchy, mamy lub rodzeństwa musi być, ale o wiele lepiej wszystko wygląda tak, niż z nudnej pozycji leżącej (po latach to się zmienia, ja sobie świat widziany z wysokości łóżka bardzo cenię - a najlepiej,gdy pod głową poduszka, a przed oczami książka, to już w ogóle cielo, niebo). Na zdjęciach jest też Ela, która dorwała telefon babci i w kółko puszczała muzykę z "Indiany Jonesa". Oraz próbowała nauczyć siostrę obsługiwać komórkę (Elusia lubi zajmować się małą i nawet ostatnio sama karmiła ją zupką, całkiem fachowo). 

A teraz jesteśmy u drugich dziadków. Przyjechaliśmy pociągiem. Ostatnio wolimy dwugodzinną podróż w przedziale tylko dla nas (6 osób :)), niż gniecenie się w samochodzie. Dzieciaki mogą się ruszać, jeść bez choroby lokomocyjnej, no i iść do toalety bez zatrzymywania pojazdu :P Nie ma też problemu z karmieniem i przewijaniem Sary. Jak dla mnie, same plusy. Zwłaszcza że od dziecka uwielbiam jeździć koleją (a nawet jako nastolatka sentymentalnie mówiłam, że chciałabym umrzeć właśnie na dworcu, słysząc w tle szum pociągów). 

Fajnie tak, ledwie wróciliśmy z jednego wypadu, a już zaliczamy drugi. Lubię podróżować. A jeżdżenie z całą gromadką, choć trochę męczące (bo trzeba pilnować i uspokajać towarzystwo), jest równocześnie ciekawsze i bardziej satysfakcjonujące, niż samotne wojaże. W naszych dzieciach podoba mi się wiele rzeczy. Na przykład to, że nas nie ograniczają. Choć może po  prostu już przywykły do ciągłego spotykania różnych ludzi, spacerów i podróży - i lubią to. No i mają siebie nawzajem i czują się raźniej, gdzie by się nie znalazły. Pamiętam, że zawsze pomagała mi obecność mojego brata, ale jednak brakowało jeszcze kogoś, by poczuć się jak niezależne stado. Trójka to już drużyna, a jak jest nas jeszcze więcej, to tym lepiej.

Dobra, trzeba kończyć i zejść na dół, zobaczyć co tam porabiają. Swoją drogą to zabawne - sama mogę zostać ze swoją czwórką, a nawet zajmować się jeszcze cudzymi dziećmi i nie uważam tego za nic wielkiego. A jak zostawiam maluchy na chwilę mężowi i jego rodzicom, to zastanawiam się, czy sobie poradzą i czy to nie samolubne z mojej strony tak ich obciążać :P Obawiam się, że dla własnego zdrowia muszę sobie robić od czasu do czasu przerwy od bycia mamą.

23 komentarze:

  1. No i podróże pociągiem z kartą dużej rodziny wychodzą nierzadko finansowo korzystniej niż autem. O ile w docelowym miejscu nie trzeba poruszać się intensywnie samochodem i godziny odjazdów tudzież odległość od dworca są przyjazne (albo jest dobra komunikacja miejska) chętnie teraz z kolei korzystamy.

    Jakie śliczne i duże już te Wasze dziewczynki!

    So long L. Cohen...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chwila oddechu wskazana. Dziadkowie mogą się nacieszyć wnukami.
    My też lubimy podróżować koleją, choć z Młodym odważyliśmy się póki co o krótką przejażdżkę ze stacji A do B i z powrotem po kilku minutach. Gdybyśmy mieli przedział tylko dla siebie, nie byłoby problemu, ale nas tylko 3 i nawet w pierwszej klasie nie ma takich przedziałów. Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czasem jeżdżę pociągiem po Krakowie z całą gromadką i testuję cierpliwość pasażerów. Ale reakcje głównie pozytywne :)

      Usuń
  3. My też uwielbiamy jeździć pociągami i często wybieramy ten środek lokomocji zamiast samochodu :) Kolej ma w sobie to coś. Mój pradziadek był kolejarzem, zresztą tak samo jak jego ojciec, więc może stukot pociągu mam we krwi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow :) My mieszkamy blisko torów i się śmiejemy, że kiedyś wszystkie dzieciaki zostaną maszynistami i konduktorami, bo od początku mają "fazę" na ciuchcie.

      Usuń
  4. Fajna wyprawa :) Dziewczynki cudowne i jakie już duże :)
    P.s. gdzie kupujesz syrop karmelowy do kawy?? ostatnio mi narobiłaś smaka, a nie mogłam takiego znaleźć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Lidlu czasem są :) Karmelowe, waniliowe i orzechowe.

      Usuń
  5. Też uwielbiam pociągi :) Kiedy jeszcze nie miałam dzieci, jeździłam dość często. Z dziećmi, póki co, byliśmy tylko raz, bo i jeździć nie bardzo jest gdzie, a do dworca też swoje mamy - aż szesnaście kilometrów. Szukaliśmy połączenia kolejowego do miejscowości, w której mieszkają rodzice Marcina (kiedyś takowe było), ale jak na razie wiąże się to z dwoma, a nawet trzema przesiadkami, więc dziękujemy. Ale ostatnio byliśmy na dworcu podczas zakupów, ot tak sobie, popatrzeć na pociągi. Oprócz nowej kolei, mają też stary, choć niestety zniszczony parowóz z lokomotywą i jednym wagonem, który stoi sobie i rdzewieje, a mógłby być świetną wizytówką. Jerzykowi w każdym razie bardzo się spodobał :)

    Nie do wiary, że Sara ma już prawie pół roku! Czas naprawdę pędzi. Troszeczkę zazdroszczę Ci tego, że już czwarte rośnie, lada moment będzie roczek, potem całą czwórka będzie się razem bawić... Ach jej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trochę i u Ciebie trójka się będzie bawić ;) Ale fakt, zleciało szybko...

      Usuń
    2. Wróciłam do tego wpisu, natrafiłam na mój komentarz, na Twoją odpowiedź. Tak, już cała trójka się u mnie bawi razem. Rety. Czas faktycznie pędzi :)

      Usuń
  6. Kocham pociągi. Podróże pociągiem kojarzą mi się z najlepszymi wypadami dzieciństwa. Ten miarowy stukot, poezja w uszach. Serio.
    Ostatnio nawet zabraliśmy młodego do cioci pociągiem. Ale była radość. Nie mniejsza nasza niż jego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Również lubię podróżować, ale przez budowę domu i narodziny Olka, jakoś to wszystko zanikło, jednak już za moment nowy rok, nowy cele, nowe wyzwania:)
    Nauka siadania jest taka ekscytująca, a zaraz będzie wdrapywać się na wszystko, u mnie Olek tylko patrzeć jak zacznie sam chodzić, och :)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię patrzeć, jak dzieciaki się uczą nowych rzeczy :)

      Usuń
  8. Szalenie mi się podobają zdjęcia, jakie tu dałaś - zwłaszcza trzy ostatnie. Sarunia tam taka zadziwiona i zaciekawiona... Taka mała a już lubi Indianę - wie, co dobre ;)

    Wspaniale, że dzieciaki mają ze sobą taki dobry kontakt... Oby im to już zostało :)

    Co do kolei - jechałem tylko raz, do Warszawy na początku lat 90-tych, kiedy jeszcze nie było połączenia lotniczego z Balic. Z tamtego przejazdu pamiętam tylko miarowy stukot kół o tory. Pociągi wciąż tak stukają? :) Chciałbym się kiedyś jeszcze przejechać...

    A Cohena rzeczywiście będzie brakować... Ta sama liga, co Karczmarski, Gintrowski, Dylan (z którym się znał i którego szanował) i Nohavica... Jednak to prawda, że Pan pragnie mieć przy sobie najlepszych.

    Ściskam całą Szóstkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stukają te starsze, nowe szumią :) I można trafić na niskopodłogowe (np. po Krakowie takie jeżdżą, z wózkiem nie ma problemu...).

      Usuń
  9. Też uwielbiam jazdę pociągiem za urok i brak korków na torach. Jedyne co mnie dobija to ceny biletów i długie postoje na niektórych stacjach

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja wczoraj pojechałam z całą trójką sama na Stare Miasto. I zdecydowanie wybrałam autobus a nie samochód. Nie ma problemu z parkowaniem, można się pokręcić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w wakacje jeździłam po mieście z czwórką komunikacją i też fajnie było. Prawka nie mam i nie wiem, czy kiedyś wyrobię, nie lubię samochodów...

      Usuń
  11. ja ostatnio zrobiłam sobie wolne od rodzicielstwa i egoistycznie wyjechałam na długi weekend do spa :D ależ mi dało wytchnienia taka podróż i taka ulga :D córcie Ci pięknie urosły czas szybko mija kiedy patrzy się na inne dzieci :D

    OdpowiedzUsuń