sobota, 29 października 2011

Już na nowym :)

Żyję, żyję... :)
Po prostu podczas przeprowadzki nasz laptop uległ uszkodzeniu :P Także chwilowo nie mam jak pisać - teraz jestem u teściów i nadrabiam...
Od ponad tygodnia mieszkamy w naszym nowym domu. Jeszcze połowa rzeczy nie rozpakowana, a my jesteśmy totalnie wycięci. Ale szczęśliwi. W mieszkaniu jest ciepło (haha!), dużo miejsca (!!!), nie przecieka sufit (hurra!) i NIE MA MYSZY. Także super, będzie miejsce na dużo dziecięcych łóżek xD A potem zaczniemy myśleć o remoncie strychu :P
Właśnie oglądałam zdjęcia Al i Ren z Rzymu i zrobiło mi się cieplej. Gadałam ostatnio z Al na Skypie i strasznie bym chciała już normalnie... A Ren wróciła i jeszcze przez miesiąc będzie w Polsce, ale już od grudnia zostaję sama i ciężko będzie. Ale cóż, czarownice opanują świat :P Ktoś musi zostać na tej placówce, gdzie niedługo zacznie zamarzać wódka i ciężko będzie wychodzić na spacery z powodu temperatury. Oczywiście na zmianę z małym jesteśmy przeziębieni i ciągle kichamy. Dios mio...
We wtorek miałam wizytę u lekarza i słyszałam już bicie małego serduszka. Od tygodnia czuję też jego ruchy i jest mi lżej, bo się tak nie schizuję, czy wszystko ok. Także oby do kwietnia, niedługo będzie połowa :)
Bosh kończę bo mały mi się dobiera do komputera i zaraz wszystko skasuje, a Krzysiek stwierdził, że "nie chce już się bawić na górze". Faceci... Ciekawe jak on sobie wyobraża siedzenie z Gabrysiem cały dzień i zajmowanie się nim od rana do wieczora, że co ja niby robię?! Ech. Mężczyźni na dłuższą metę nie nadają się do zajmowania dziećmi...
A za oknem szaro (hmm już czarno), deszcze, mgły i czerwone drzewa. Jechaliśmy dziś tutaj i lasy wyglądały naprawdę niesamowicie klimatycznie, jak z bajki. Już niedługo pewnie nastanie pięciomiesięczna zima :P A poza tym to u nas cieeeeepło (tak gdzieś w lipcu)...
Do zobaczenia kiedyś, bo kolejna przerwa może trochę potrwać, ciao.
Rivulet

środa, 12 października 2011

Kogel-mogel październikowy.

Wróciliśmy po pięknym weekendzie i zabraliśmy się za przeprowadzkę. Mieliśmy zamiar się przenieść do końca tygodnia, ale na miejscu trochę szankuje piecyk i najpierw musimy go dać do przeglądu. Ale mam nadzieję, że już niedługo będziemy mieszkać w nowym domku. Trochę będzie żal tego - w końcu to nasz pierwszy, Wymarzony Domek i tu tyle się wydarzyło, tu uczyliśmy się Gabrysia... Ale jest już ciasno, a na wiosnę zrobi się jeszcze ciaśniej, nie ma nawet miejsca na drugie łóżeczko. Także dobrze będzie zamieszkać w większym domu.

Dziś zimno, my z małym podziębieni... Właśnie zrobiłam sobie kogel-mogel ze śmietanką i kakao na poprawę nastroju :) A wcześniej wstawiłam galaretkę malinową do lodówki. Coś mam ochotę ostatnio na słodkie ;P

W zeszły piątek miałam piękne wydarzenie, bo jeden z najfajniejszych obecnych biskupów osobiście pobłogosławił moje młodsze Maleństwo :) Jakoś takie rzeczy zawsze dodają mi siły. Tak jak nowenna do Madonny z Guadalupe, którą odmawiałam niedługo po tym, jak się dowiedziałam o ciąży. Jeśli mam jakoś pomóc temu dziecku, to tylko tak. No i dbając o siebie, co staram się robić. Pewnie, wszystko mnie teraz wkurza i nie czuję się najlepiej, ale wolę na przykład przekimać z Gabrysiem trzy godziny po południu w ramach drzemki, niż przeznaczyć ten czas na sprzątanie domu (tak było dziś) :)

Także grunt to dobre jedzenie, sen i odpowiednia muzyka ;) No i rozmowy z przyjaciółmi, ale ci akurat gdzieś wymigrowali :P

A tak w ogóle to wkurzyłam się na suwaczek - miał odliczać tygodnie ciąży, a nie pieprzyć o badaniach prenatalnych! Jestem do nich uprzedzona, odkąd usłyszałam od pewnej osoby, że dobrze je zrobić żeby ewentualnie wiedzieć o defektach dziecka i z niego zrezygnować. Phhhhhhhhhh. Znaczy rozumiem sens badań ale tylko po to, żeby ewentualnie pomóc dziecku. A moja ginekolog nic o tych badaniach nie mówi, a to mądra kobieta, więc end of discussion.

Właśnie goniłam mysz po parapecie, chciała się dobrać do biszkoptów. Ha a na nowym mieszkaniu nie będzie myszy sasasa. Tylko mój chrzestny chomik, którego przechowuję dla Alnilam :P

Znowu odezwało się atopowe zapalenie skóry i bolą mnie dłonie masakrycznie :( Ciągnie się to za mną od dwóch lat i nie wiem, czy minie... A utrudnia życie, bo zmywanie naczyń w takich warunkach odpada. Tyle że nie chcę tego zwalać na Wilkołaka. Tak źle i tak niedobrze. Właśnie czytam na necie o tym, ech trza będzie znowu do dermatologa iść chyba, a nie mam za co :/

Whatever, jakoś będzie. Na koniec rozgrzewający Scorpionsi ;)

http://www.youtube.com/watch?v=9L_DvS8Tz5g

wtorek, 4 października 2011

Jesienna zaduma.

To chyba ostatnie takie ciepłe jesienne dni, w piątek ponoć ma przyjść załamanie pogody. Wieczory są długie i chłodne, a poranki zamglone i ciemne. Trzeba nałapać słońca, póki jeszcze się pokazuje... Wczoraj wracałam wieczorem ze sklepu, bo poszłam kupić chleb, podczas gdy Wilkołak kąpał i usypiał Gabrysia, no i do mnie dotarło, jak bardzo będzie mi brakować grania świerszczy w trawach. Teraz jeszcze je słychać, tak jak czuć zapach ziół od łąk - ale niedługo to wszystko się skończy i długo trzeba będzie czekać. Przypomniałam sobie kosmiczne wieczory zimowe, kiedy cisza brzęczy w uszach, a wszędzie widać tylko biel i czerń; kiedy wracałam z Gabrysiem ze spaceru i śnieg skrzypiał pod butami. Tak bardzo tęskni się wtedy za ciepłem i szumem liści na drzewach...

Na razie zaczynamy powoli nowy dzień. Zjedliśmy już jedno śniadanie i zaraz niczym hobbici zabierzemy się za drugie. A potem jak Gabryś nie będzie śpiący, to pójdziemy na spacer. Ostatnio mały nie chce spać w dzień i wytrzymuje do wieczora, po czym pada jak ścięty :P W dodatku wykluwają mu się dolne czwórki i generalnie jest nerwowy, a dziąsła ma cały czas opuchnięte... Część już wyszła, ale te zęby duże są no i powoli to idzie bardzo...

W tle leci Loreena McKennitt i Blackmore's Night, a my pijemy jedną herbatkę z miodem za drugą.

W czwartek wieczorem się oderwiemy trochę, bo jedziemy do Maniowów na cztery dni. Dobrze będzie przestać myśleć o tym, co zwykle.

Wczoraj byli u nas na chwilę znajomi z małym Frankiem i normalnie dawno nie widziałam takiego rozbrajającego dziecka :) Samo wspomnienie jego wyszczerzonej buzi poprawia mi humor. A ja już się nie mogę doczekać, kiedy poczuję kopniaki naszego Maleństwa. W sumie to już niedługo. No i tak jakby mdłości zaczęły trochę przechodzić. Ale może to jak tak bardzo tego chcę, że już mi się tak wydaje :P

Trza mi kończyć, bo sie młody wkurza. Na deser Loreena McKennitt, idealna na tą porę roku :)

http://www.youtube.com/watch?v=siXe7bKt1q0

Pozdrawiam miodowolistnie, jeszcze ze skotnickiej chatki. W sobotę przewieźliśmy pierwsze paczki do nowego domu. Mamy czas do końca miesiąca na przeprowadzkę :)