piątek, 27 stycznia 2023

Opowieści z Wiary.


Paczuszka z Wydawnictwa eSPe przyszła kilka dni temu. Takie prezenty lubię najbardziej, zwłaszcza że książki są dość spore (im grubsze, tym lepsze!) 😊 Wszystkie pochodzą z dobrej i potrzebnej serii "Opowieści z Wiary". Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale treści zawarte w powieściach zapamiętuję o wiele lepiej, niż te podane w różnego rodzaju poradnikach. Dlatego bardzo mi pomaga czytanie takiej fikcji, która mnie ubogaca i pomaga dokonywać w życiu dobrych wyborów. Dodaje światła, a nie spycha do mroku (choć to drugie jest bardziej popularne i stąd taki boom na kryminały i erotyki).

Skończyłam wczoraj czytać powieść "Mój syn" Magdaleny Mikutel i bardzo polecam! Znam drugą część opowieści, którą kupiłam kiedyś, skuszona gustowną okładką 🤣 Pierwsza jest równie dobra, a bardzo ciekawym doświadczeniem jest poznawanie początku tej historii. Bohaterowie są normalni, prawdziwi, mogę się z nimi utożsamiać i im kibicować. Szczególnie mały chłopczyk, który zmienia życie wszystkich dookoła, jest uroczy i nie da się być wobec niego obojętnym. Nie ma tu lukru, jaki pojawia się czasem w katolickich książkach (i którego szczerze nie znoszę). Dialogi są bardzo naturalne, niekiedy można się natknąć nawet na lubiany przeze mnie czarny humor. No i są drogie mi miejsca... Wrocław, do którego mam wielki sentyment (i który muszę znowu odwiedzić po kilkunastu latach) i moje ukochane Podhale, a w tle nawet równie bliskie Podkarpacie.
 
Tak, "Mój syn" to książka, po którą warto sięgnąć. Polecam także niewierzącym i wątpiącym. Dobrze czasem zetknąć się z innym sposobem myślenia, a w tej powieści nikt nikogo na siłę nie nawraca.
 
Magda – dobra robota, poproszę o trzecią część! ❤️

piątek, 20 stycznia 2023

Kucyk na wrzosowisku.

Rutka dziś pisze o prośbach, które czasem Pan Bóg spełnia z opóźnieniem, żeby nauczyć nas... no, przeczytajcie sami TUTAJ.

Jak bardzo pasuje to do tego, co dziś czuję. Pan Bóg spełnia obietnice w sobie znany sposób. Zazwyczaj jest bardziej hojny, niż bym tego oczekiwała. Ja proszę o kapkę, a on leje z wiadra. Zwykle wtedy, gdy się tego nie spodziewam i już nastawiłam się na długie, zgrzebne czekanie.

W szarej styczniowej codzienności (choć dziś za oknem biel śniegu) nie sposób nie dziękować za drobne cuda, jakie pomagają przetrwać krótkie jeszcze dni. Bliskich ludzi, albo tych całkiem obcych, którzy nagle stają się bliżsi. Za tych drugich nawet bardziej, bo to wymaga otwartości, żeby zaistnieli w naszym świecie. Lubię doszywać sobie rodzinę. Zawsze chciałam mieć dużą, to mam. Jest więcej radości, ale też więcej łez, gdy ktoś odchodzi.

Jest się odpowiedzialnym za to, co się oswoi...

Ale myślę, że Pan Bóg wie o tym najlepiej. A że oswoił mnie jak dzikiego kucyka na wrzosowisku, to jego już głowa w tym, żeby poprowadzić mnie dobrą drogą.

Już niedługo katechezy, przygotowania trwają...

I książki się piszą nocami... Mam nadzieję, że ładne.

I dzieci rosną jak gałązki migdałowca.

Jesteśmy w dobrych rękach.

czwartek, 12 stycznia 2023

Pod górkę.

Jutro ponoć piątek 13... Mam ochotę kupić sobie czarnego kota. Bo czarny humor już mam...

Pierwsze dni stycznia minęły sama nie wiem, kiedy... Dzieciaki chorują na zmianę, semestr się kończy i straszy wystawianiem ocen, a do wiosny tak daleko...

Szczerze mówiąc mam dość, jak zawsze o tej porze roku. Nie wiem, jak to jest, ale zawsze w drugim tygodniu nowego roku łapię mega doła i  mam ochotę się zakopać w łóżku i wstać pod koniec marca... A najlepiej wtedy, gdy będą już kwitły bzy. Albo tulipany. Cokolwiek!

Za oknem pogoda wiosenna i pierwsze pączki, ale co z tego, skoro pewnie padną na mrozie.

To trochę jak ze mną, też mnie ścina co i rusz jakiś mróz. Człowiek się spina i robi, co może, a tu ciach.

Przed nami dużo różnej pracy, a sił coraz mniej.

Ale wszystko kiedyś minie. Nawet styczeń. Prawda?

niedziela, 1 stycznia 2023

Myśli ze szlaku.

Witajcie w nowym roku... 2023 – jak zwykle trochę czasu minie, zanim się przyzwyczaję. Tego nie lubię w styczniu, że trzeba się pożegnać na zawsze z oswojonym starym rokiem. Nie lubię nowości, a zaczynam je akceptować w momencie, gdy przestają być nowościami i pokrywają się warstwą patyny.

I teraz też niby styczeń, tyle zadań przed nami... A serce tęskni za czasem, w którym (jeszcze tak niedawno) byli przyjaciele tuż obok. I gdzieś w Watykanie w ciszy żył sobie i modlił się Benedykt XVI.

Pewnie nikt już nie pamięta, ale moja przygoda z blogowaniem zaczęła się w 2005 roku, właśnie kiedy "Benek" został wybrany na papieża. Blog nazywał się "Myśli ze szlaku" i pisałam go z przyjaciółką z liceum o pseudonimie Alnilam, która została potem chrzestną naszego pierworodnego ;) Nie ma już tamtego bloga, onet usunął. Ale niektóre wpisy skopiowałam i przeniosłam tu. Te napisane już po ślubie z Krzyśkiem, bo były dla mnie zbyt cenne. Tylko komentarzy nie miałam czasu przenosić, więc pod wpisami pustka. Trochę szkoda, bo z częścią blogerów straciłam kontakt i pamięć o dyskusjach się zatarła.

A Benedykt XVI był dla mnie bardzo ważny. Nie tylko dlatego, że był pięknym, skromnym człowiekiem i niesamowitym teologiem. Ale też czas jego pontyfikatu akurat był zbieżny z wielkimi zmianami w moim życiu. Powrotem do Kościoła, poznaniem Krzyśka, czasem naszego narzeczeństwa, ślubem, no i narodzinami pierwszej dwójki. Pamiętam ten szok, gdy wydano oświadczenie o odejściu Benka na emeryturę. Szanowałam jego decyzję, ale jednocześnie było mi żal. Tak jak żal jest teraz, nawet przy świadomości, że jest z nami bardziej niż kiedykolwiek i jeszcze bardziej będzie mógł nas wspierać z nieba.

W ogóle niesamowite te święta i niebo naprawdę się przybliżyło.

Tęsknię za tym czasem, kiedy do nich dołączę. A na razie... tyle jeszcze do zrobienia. Póki sił wystarczy.

Dlatego ta "Pieśń pewności" zespołu niemaGOtu pasuje idealnie. Krok za krokiem do celu. Oby wystąpić w dobrych zawodach, ustrzec wiary i ukończyć bieg zwycięsko.

Dobrego roku 2023, kochani!