środa, 26 stycznia 2011

Que bonitos ojos tienes...

Gdyby moje uszy mogły dostać orgazmu, to by właśnie dostały. Posłuchajcie: http://www.youtube.com/watch?v=mEOcJHpMLu8&feature=related.
Echhhhhhhh xD Dobrze mi :P

Ekhm. Tak. Spokojnie.

Mały śpi. Za oknem jakieś blade prześwity. A ja czekam na makaron ze szpinakiem. Od 7 rano nie miałam czasu zjeść za bardzo, bo ciągle Gabryś chciał się bawić (jest po 13). Mój żołądek powinien zastrajkować na takie traktowanie. Proponuję strajk głodowy.

Tak więc ledwie żywa siadłam do kompa, żeby przez chwilę mieć coś dla siebie.

Najbardziej ostatnio frustruje mnie, że odkąd małemu zaczęły wychodzić zęby (czyli od 4 miesięcy), to budzi się w nocy co ok. 1,5 godziny. Dodam, że żadne maści nie pomagają, tak już ma. Tak bardzo chciałabym móc się położyć wieczorem i przekimać całą noc......... Mam ambitny plan, żeby dociągnąć do jego pierwszych urodzin z karmieniem. A potem równie ambitny, żeby go odstawić. Zastanawiam się, jak zrobić i jedno i drugie. I przeżyć :P

Chwilowo pozostaje mi zacisnąć zęby i marzyć o ciepłych krajach, błękitnych plażach i drinkach z palemką. Dobrze, że mam bujną wyobraźnię.

Apropos ciepłych krajów, to uradziliśmy z Wilkołakiem, że jedziemy w sierpniu do Madrytu, ino na własną rękę, bo wyjdzie taniej. Szukamy tylko kierowcy na zmianię. Ktoś chętny? Dzięki temu uda się jeszcze w maju skoczyć do Rzymu na beatyfikację Karola :) Nie przepuszczę takiej okazji. Tylko małemu to chyba trza będzie jakiś paszport wyrobić, czy coś.

Mmm makaron ze szpinakiem, majonezem i kukurydzą... Dziwne połączenie, ale smaczne i zielono-żółte, czyli wiosenne. A poza tym nic innego nie udało mi się skombinować z tego, co jest.

Jeśli następnym razem zostaniesz zaatakowana oskarżeniami, że zawiodłaś jako matka, zapytaj Boga, czy to prawda. Udaj się w spokojne miejsce i poszukaj Go. Zapytaj, jak On Cię ocenia jako matkę i jako kobietę. Następnie czekaj na Jego odpowiedź... a wierz mi, będzie lepsza, niż się spodziewasz. (...)

Nie jesteśmy samotne w pełnieniu roli matki. Bóg jest naszym partnerem w przekazywaniu życia! Ponieważ nasze własne serca głęboko czerpią z serca dobrego Boga i spoczywają w Nim, on nam "matkuje" - i w ten sposób coraz bardziej stajemy się kobietami, na jakie nas stworzył i zamierzył - kobietami, jakimi naprawdę jesteśmy.

Dawczyniami życia.

Niezmiernie urzekającymi.

Stasi Eldredge, Jesteś Urzekająca. Hymn o matczynym sercu.

Bóg jest lepszy, niż kąpiel z bąbelkami i olejkiem rozmarynowym.

niedziela, 23 stycznia 2011

Tęsknota.

Niedziela, wieczór. Wilkołak poszedł po wodę święconą (jutro mamy kolędę) i zniknął, mam nadzieję, że go księża nie zjedli. Mały siedzi obok mnie w wózku i gryzie łyżeczkę. A ja czekam, aż ugotuje mi się spaghetti al dente. Co oznacza, że zjem je, zanim skończę tą notkę :P

Ostatnio czuję się jak chodząca tęsknota. Rozpiera mnie, wypełnia, jak coś słodko-gorzkiego, nadzieja połamana czekaniem. Obietnica gorącej czekolady z migdałami. Głód wiatru, ukojenia, światła, pocałunku, zieleni, gór, życia, ruchu, akceptacji... No niech mi ktoś powie, że nie ma w człowieku pragnienia Boga. Za Niebem też tęsknię, gdzieś na krawędzi siebie, chociaż mam ręce zajęte moimi chłopakami i zasypiam często z palcami na ich dłoniach - bo tak cieplej i bezpieczniej. Z nimi nie boję się nocy.
http://www.youtube.com/watch?v=0B7sH5QLyXY&feature=related
- piosenka Loreeny, która chyba najlepiej to wyraża. Przedwiośnie, przedświt... przedwiew. Naród kroczący w ciemnościach czeka na światło.

Jednocześnie coraz bardziej czuję, jak bardzo zmieniło się moje życie, odkąd pojawił się w nim Gabryś. Od tych dwóch kresek na teście... Czas płynie już inaczej. Nie ma tego szukania wrażeń, co kiedyś. Wielu rzeczy nie ma, bo nie ma na nie czasu. Bo trzeba zmienić pieluszkę, przetkać nosek, dać zupkę, uspokoić, pobawić się na kocu, a i noce są pełne wstawania, wycierania, karmienia, usypiania. Jakoś tak ostatnio do mnie dotarło, że łatwo jest być w małżeństwie, a o wiele trudniej mieć dzieci. Przynajmniej w moim przypadku, z moją historią i charakterem. Ale jakoś czuję, że to jedyna droga do Nieba dla mnie i jestem za nią wdzięczna. Czasem, jak patrzę na uśmiech małego, to to aż mnie boli i przeszywa do głębi, takie jest piękne.

Bóg chyba chce, żebym była w tym szczęśliwa i będzie się opiekował naszą trójką. A tym bardziej, jak będzie nas więcej :) Wszystko w jego rękach i jemu powierzam to, jaką mamą będę dla moich dzieci.

Ostatnio przyjaciel powiedział coś, co mi zapadło bardzo w pamięć - że ludzie się pocieszają "Dasz radę", a tu gówno prawda, bez Boga nie dasz rady. Widzę, że próbowałam "dawać radę" sama i stąd to zniechęcenie i strachy. Już chcę wrócić do pionu. Nie mam rady. Nigdy bez Niego, taka jest smutna i nie-smutna prawda.

Ok kończę. Wilkołak wrócił, małego trzeba wykąpać, bo już zmęczony, a ja zjadłam w międzyczasie wszystkie prażone migdały. No i spaghetti. Czas na wieczorne rytuały :)

Rivulet

z tęsknoty pisze się wiersze
z bolesnej
drążącej śpiewny owoc ciała
patrząc na samotne palce
mogę wysnuć pięć poematów
dotykając moich napiętych ust
szepczę
i słowa - rozkołysane rytmem wielkiej wody
plotą się w wiersze
mokre
bardzo słono biegną poprzez twarz

Halina Poświatowska

czwartek, 20 stycznia 2011

Mały wędrowiec :)

Wczoraj Gabryś zaczął się przymierzać do raczkowania! Wprawdzie nie jest to jeszcze klasyczny raczek, ale już pełza i się przemieszcza po pokoju! Jestem w szoku normalnie i się nie mogę napatrzeć :D

A tak się bałam, jak to będzie, bo mały nie lubił leżenia na brzuszku i generalnie tylko by był na plecach albo siedział, a tu proszę. Okazuje się, że wszystko przychodzi samo, tylko trzeba poczekać. Kurcze jak patrzę na to, to jak na stworzenie świata, aż ciarki idą po plecach. Tak samo byłam poruszona przy pierwszym uśmiechu, ząbku i innych skillach, które Gabryś nabywał. Aż łatwiej w takich chwilach wszystko znosić, bo widać, że jest po co.

Szczęśliwa jestem i dumna z niego :) Tylko patrzeć, aż będzie chodził i poznawał świat na własnych nóżkach...

wtorek, 18 stycznia 2011

Kriejtiw Bloger.

Dostałam wyróżnienie od Olguśki i Kaczuszki, za co bardzo dziękuję :) Dłuższą chwilę zajęło mi rozkminienie, o co chodzi. Ale chyba już rozumiem :P

I tu bezczelnie skopiuję od Kaczuszki ;)

1. Po otrzymaniu nagrody, umieszczamy na swoim blogu logo Kreativ Blogger oraz informujemy, kto przyznał wyróżnienie. (to już zrobiłam :) )
2. Nominujemy 7 lub więcej blogów i podajemy link każdego z nich.
3. Informujemy wyróżnionego o nominacji na jego blogu.
4. Jakimś nowym , dodatkowym wymogiem, jest wypisanie 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie.

W sumie pomysł sympatyczny, zwłaszcza że mogę napisać o blogach, które lubię. Ergo ja bym wyróżniła, kolejność przypadkowa:
- Celta Petrusa (http://zycie-celta.blog.onet.pl/) za to,że pisze otwarcie o sobie i swoich zainteresowaniach (w dodatku zbliżonych do moich, hehe), no i za wrażliwość;
- Bąblową (http://bablowa.bloog.pl/) za... wszystko, bo to blog, którego nie umiem zaszufladkować, a wywołuje zawsze emocje i jest piękny w swej prostocie :)
- Mynię (http://pomyslnasiebie.blog.onet.pl/) za szczerość i za to, że pisze po prostu o sobie w tym i poprzednim blogu;
- Pielgrzyma (http://zatrzymaj--sie--na--chwile.blog.onet.pl/) za to, że zawsze można tu znaleźć coś podnoszącego na duchu;
- Inamoratę (http://miedzy-wersami.blogspot.com/) za stylowe borykanie się z nałogiem, jakim jest zakochanie (nie bij :D);
- Rodziców Laury (http://kochamylaure.bloog.pl/) za to, że podjęli walkę o życie córeczki;
- Uskrzydloną Duszę (http://uskrzydlona--dusza.blog.onet.pl/) za klimatycznego bloga, którego przyjemnie się czyta i za zdjęcia przy każdym poście.

Hem to chyba tyle i aż tyle, bo przyjemnie pisać o tych, których się ceni :) Do tego zestawu dodałabym jeszcze te, od których dostałam nominację (zwłaszcza Olguśkę, za to że bez męża tyle wytrzymuje, respect :)).

Whatever, w ramach wieczornej rozrywki 7 rzeczy, których o mnie nie wiecie (chyba, matko skąd mam wiedzieć czego nie wiecie, Al na przykład wie wszystko :P):
- mam fioła na punkcie królików i chomików (mogłabym się na nie gapić bez końca, zwłaszcza gdy są zgromadzone w jednej klatce np. w sklepie zoologicznym);
- w podstawówce kochałam się w Enrique Iglesiasie xD (serio);
- uwielbiam pomidorową z niedogotowanym ryżem;
- często noszę skarpetki nie do pary i w ogóle utrzymuję artystyczny nieład w mieszkaniu :P;
- poszłam na polonistykę, bo kochałam się w moim poloniście (haaa teraz chyba mogę to napisać?);
- rozwala mnie zapach konwalii;
- hmm ostatnie, co by tu... no dobra, nie byłam u dentysty do 23go roku życia (bo nie musiałam) ^^ a teraz lubię tam chodzić.

Ecco :)

A tak poza tym to: byłam dziś w końcu u fryzjera i podcięłam końcówki. Czułam się przy tym jak jakiś chiński wojownik, bo dopiero w salonie w lustrze zobaczyłam, jakie były długie :D Ale dobrze im zrobiło cięcie, mam nadzieję, że szybko odrosną. (Alnilam - naprawdę ŁADNIE Ci z nowym fryzem).

Wilkołak jest chory, tak dla odmiany i siedzi w domu. A my wczoraj skorzystaliśmy ze słonecznej pogody i poszliśmy na długi spacer, jak w lecie. Mały już ostro siedział w spacerówce i oglądał świat. Ech, jak to zleciało :) Dopiero co leżał taki malutki i spał...

Mam ostatnio jakieś fazy depresyjno-nerwicowe :/ i mi oko tika jak w czasach liceum. Ale mam nadzieję, że z nadejściem wiosny to minie... Zawsze w styczniu jest ciężko, a dodatkowo martwię się o małego ciągle. Ostatnio w nocy zasnęłam karmiąc go i - nie wiem jakim cudem - spadł z łóżka. Na szczęście na strachu się skończyło, bo też wysoko nie jest, ale boję się, że przez moją nieuwagę coś mu się stanie :( Pozostaje mieć nadzieję, że Bóg nad nim czuwa i nie da mu zrobić krzywdy.

Gabryś ostatnio się rozgadał na całego i jest nazywany "Wuwuzelą", bo ciągle mówi "Wuuu wuuu aaa, wuuu wuuu beee" i się zastanawiam, kiedy dojdzie do "wuuu wuuu zet".

I to by chyba było na tyle na razie. Trza mi będzie małego obudzić i wykąpać, bo padł godzinę temu, a jeszcze nie był myty. Aha, ma już cztery ząbki (dwa górne wyszły w końcu) i mam już co szorować wieczorami. I na palce trzeba uważać, bo niezły z niego kasownik.

Właśnie Wilkołak stwierdził, że powinnam iść na dziennikarstwo, bo ileż można jedną notkę pisać :D Oki kuńczę. Ciao

sobota, 15 stycznia 2011

2011 czyli o czym marzy Rivulet.

No i mamy nowy rok... Chyba po raz pierwszy się nie zastanawiam, co przyniesie i czy dożyję kolejnego Sylwestra. Nawiasem mówiąc tego spędziliśmy w naszej kuchni, a zaraz potem poszliśmy spać :P Jakoś nie mam ochoty na imprezowanie już, ech starość nie radość :D

Zaraz na początku roku złapaliśmy z małym jakiegoś wirusa, ale na szczęście skończyło się na gorączce i kaszleniu w duecie, come sempre. I dobrze, bo czwórka znajomych dzieci wylądowała w szpitalu z różnymi zapaleniami. Jakoś nie mam ochoty odwiedzać szpitali...

Poza tym nowym problemem Rivulet jest fakt, iż mały nie za bardzo chce jeść cokolwiek innego niż mleko (moje), co trochę mnie wkurza, bo chciałabym powoli go przyzwyczajać do innego żarcia :P Zwłaszcza, że mam ambitny plan odstawienia go po roku (czyli w czerwcu) i zreperowania zębów oraz innych zaległych spraw przed postaraniem się o rodzeństwo dla Gabrysia (z czym też nie chcemy długo czekać). Ile z tych planów wyjdzie to nie wiem, ale zawsze to jakiś pomysł. No i w sierpniu chcemy jechać do Madrytu na Światowe Dni Młodzieży. Dwa tygodnie w drodze i dziewięć tysięcy do uzbierania. Obacymy... Ale chciałabym :)

Mamy nowego laptopa i zastanawiam się, ile będzie działał tym razem. Jak się zepsuje, to chyba znaczy, że mamy nie mieć laptopa :P Ale fajnie by było w końcu zobaczyć jakiś film wieczorem. Zwłaszcza, że w międzyczasie przeczytaliśmy prawie wszystkie "Samochodziki" do nr 40 włącznie. Wieczorem po położeniu małego spać robiliśmy sobie czytelnię i w sumie to niezły zwyczaj. Co nie zmienia faktu, że stęskniłam się za netem.

A poza tym to mam nadzieję na: szybką wiosnę (zima w tym roku mnie wkurza, bo nie mogę nigdzie wyjść z małym), pójście do kina (na "Zaplątanych" albo "Narnię", tylko ktoś musiałby się Gabrysiem zająć, a na razie chętnych nie ma) i do fryzjera (ostatni raz byłam rok temu, hehe dobrze że do spowiedzi chodzę częściej, bo bym zarosła). To ostatnie mam zamiar zrealizować już dziś, żeby końcówki odświeżyć, chociaż żal mi włosów, bo nigdy takich długich nie miałam. Ale Krzysiek mnie pociesza, że odrosną :) Chcę mieć takie do pasa, a co.

No i ta wiosna... Dziś rano, jak wyszłam przed dom, to wreszcie nie było śniegu i pachniało ziemią - ale jeszcze nie wiosną. Brakuje mi światła, ciepła, kwiatów i tego całego wybuchu, jaki przychodzi zwykle w marcu. Na razie przychodzi mi do głowy tylko wers z piosenki SDMu "przez bezbarwne, szpitalne korytarze stycznia, w tych korytarzach światło gasło ustawicznie". No mam już dość tej zimy.

Dobra, chyba skończę i pójdę zrobić sobie kawę. Ostatnio to jedna z niewielu moich przyjemności, więc mnie do niej ciągnie. Ech, chciałabym pojechać w góry... W Bieszczady zwłaszcza. Ale zamiast tego na razie mam tylko kawę.

Whatever, czuję, że żyję i w końcu to wszystko przyjdzie.

Pozdrawiam wszystkich styczniowo

Rivulet