Aaaaa!!! Jak pięknie jest za oknem! Słońce, słońce, słońce... Wszędzie już zielona mgiełka na gałęziach, w ogrodach wybuchły kolorowe pierwiosnki i "złoty deszcz" (forsycje), w kolejce już czekają pigwowce i magnolie, przestępując nerwowo z nogi na nogę (z korzenia na korzeń...?). No aż żal siedzieć przed kompem. Obiad właśnie zjedzony, więc biorę królewny i wybywamy na kolejny spacer. Jupi!!! Kocham wiosnę!
Sara kończy warzywną lazanię (piątek, zamiast warstwy mięsnej pasta bakłażanowa :)) i już się wierci. W ostatnich dniach nowość w zdobywaniu terenu - zaczęła się podnosić. Pewnie niedługo będzie stawanie przy meblach. Na razie zwiększyła zasięg i jej małe, tłuste łapki mogą zrzucać książki nie tylko z dolnej półki, ale też z tej wyższej :P Oczywiście co jakiś czas zarobi małym łebkiem o inną powierzchnię i jest ryk. Przybiega wtedy czujna siostra Elula i przemawia zawsze tak, głaszcząc po buzi: "No juuuuz, juuuuz, jestem tu! Nie płac!". A młoda wrzeszczy jeszcze głośniej, bo to przecież mama miała przyjść i przytulić :P
Mężczyźni w przedszkolu. Znaczy młodsi, bo mąż aktualnie na L4 w domu. Rano sztafeta zrzędząca - Gabryś zrzędził od razu po wstaniu z łóżka, przestał dopiero gdy wyszliśmy za drzwi. Wtedy zaczął pogodny dotąd Rafałek. Pfff, nie ma jak naburmuszeni faceci z samego rana. Do tego chmurny mąż i człowiek może sobie tylko puścić i tańczyć:
Z tym, że ofkors piosenka dotyczy tylko męża :) Młodsi mężczyźni są moimi synami, nie zaprzeczam :D
Oki trzeba kończyć, bo dziewczyny już głośno protestują i domagają się uwagi - Sara wijąc się coraz bardziej w krzesełku, Ela rozrzucając kredki po parapecie i podłodze, boshhh ale ma zasięg O.o Zaraz weźmiemy nasze pojazdy (rowerek starszej i wózek młodszej :)) i popełzniemy na plac zabaw.
Już za tydzień Niedziela Palmowa i urodziny Eli :) Pamiętam tą Niedzielę z Palmową sprzed trzech lat, kiedy byłam w szpitalu ze świeżo urodzoną córeczką. Padał ciepły, wiosenny deszcz, a za oknami kwitły białoróżowe migdałowce... Nigdy tego nie zapomnę :) Tej naszej kluseczki o czarnych włoskach, owiniętej w różowe kocyki, na którą czekali w domu stęsknieni bracia i dumny tata. A ja już wtedy marzyłam o siostrze dla niej, żeby miała w życiu wsparcie (i która narodziła się dwa lata i dwa miesiące później, w czasie gdy zakwitły pierwsze dzikie róże) :)
I jak tu nie dziękować Bogu za to całe dobro, jakie nas spotkało? No nie da się.
I jak tu nie dziękować Bogu za to całe dobro, jakie nas spotkało? No nie da się.