piątek, 29 grudnia 2017

Cisza i nowy początek.

Oktawa Bożego Narodzenia. Codziennie rano wracamy myślą do groty, nad którą świeci gwiazda. Dzieci kotłują się w domu, my jesteśmy w trybie odpoczywania. W tle grają kolędy, od czasu do czasu wychodzimy w różnych konfiguracjach na spacery. Szalejemy w kuchni, przygotowując coś dobrego – moja zimowa oponka na brzuchu jest niezbyt dekoracyjna – hm, zacznę zrzucać kiedy indziej. Oglądamy filmy, gramy w planszówki.

W tym wszystkim jest we mnie jakaś cisza.

Urodził się. Jak dobrze.

Jak dobrze, że nie ma „po świętach”. Że dla nas święta się nie skończyły z wigilijną wyżerką, tylko trwają. Pan Bóg nadaje życiu sens. Tego nie potrafią różne zapychacze, które na chwilę dadzą przyjemność, a potem zostawiają z pustką w środku.

Gdy dzieci się kłócą, gdy boli mnie głowa, gdy dziewczyny wyleją pół butelki tranu na umytą przed chwilą podłogę w kuchni (jak na moment przed naszą Wigilią – do tej pory czuć lekki aromat ryby z cytryną), gdy wydaje się, że jest strasznie pod górkę – obok jest On. Niewidzialny, delikatny. Jest. Przytula.

Zbliża się przełom. Symboliczny. Koniec tego roku – tak dobrego dla nas. Zresztą, patrząc wstecz, który był zły? Nawet jeśli było trudno, było pięknie. Nie ma „pechowych” lat, są tylko takie, które mają nas czegoś ważnego nauczyć.

Przed nami nowe. Nowe wyzwania, nowe przedstawienia dzieci (strój aniołka i górala musze wyszykować na styczeń), nowe kombo urodzinowe (w tym roku będzie parzyście na tortach – 8,6,4,2), nowa wiosna.

Powolutku, powolutku. Razem damy radę.


A to sobie nucę ostatnio. Indianie i hobbici. Pewne rzeczy już się we mnie nie zmienią ;) Indiańska kolęda przetłumaczona na język polski, przepiękne wykonanie. I piosenka hobbitów z "Władcy Pierścieni" - świetna na ten czas końca i nowego początku. Idziemy dalej.

sobota, 23 grudnia 2017

Nad mieszkańcami krainy mroków zabłysło potężne światło...

(źródło)
Piękna ta Miriam z Dzieciątkiem, prawda?

Właśnie spotkania z Nimi Wam wszystkim życzę na nadchodzące dni.

Niech te święta będą pełne pokoju i miłości. Niech będą czasem, kiedy w tej małej buzi Dziecka zobaczymy twarz Boga.

Do Wigilii zostało już niewiele. Zaraz zmykam do kuchni działać dalej, a potem sprzątać domek. Ale tak sobie myślę, jak dobrze by było wykorzytać ten czas też na najważniejsze rzeczy. Nie mówię, że przygotowanie potraw nie jest istotne - jest bardzo ważne, zwłaszcza jeśli nie robię tego z myślą o sobie, ale o bliskich, którym sprawię przyjemność (mnie tam w sumie wszystko jedno, ile będzie ciast itd). Nie mogę się też doczekać ubierania choinki z dziećmi.

Ale chodzi mi po głowie zdanie "nie było dla nich miejsca w gospodzie". Niech będzie miejsce. Może biegnąc na ostatnie zakupy mogę spojrzeć z miłością na bezdomnego, nie myśleć o jego zapachu, ale dać mu coś dobrego do jedzenia, uśmiech i życzenia. A może zadzwonię do kogoś, kto bardzo mnie kiedyś zranił i po prostu będę mu życzyć dobrych świąt - szczerze. To nie jest moje pitolenie - tak, żeby wyłożyć piękną teorię chrześcijańskich świąt, a potem robić co innego. Zamierzam to potraktować poważnie. Wtedy te święta będą naprawdę wyjątkowe.

I takich wyjątkowych świąt Wam wszystkim życzę :) Żeby zobaczyć twarz Boga nie tylko w gipsowej figurce w szopce, ale w tych najbiedniejszych. W końcu o to w tych świętach tak naprawdę chodzi - żeby Go zobaczyć. Że jest, że nas kocha, że chce nas uratować i wyciągnąć z naszych ciemności i lęków.

Pięknych świąt!

wtorek, 19 grudnia 2017

Tup tup, coraz bliżej...

Na początku wrzucam Szustaka z groźnie brzmiącym odcinkiem "Chomikowa apokalipsa" :)) Polecam adwentowo, zwłaszcza że można sobie puścić i słuchać, a jednocześnie sprzątać, gotować czy co tam jeszcze przed śwętami chcemy zdrobić... Ja sobie "Jeszcze pięć minutek" czytam i co lepsze fragmenty podsuwam Gabrysiowi - Szustakowe przemyślenia świetne też dla dzieci. Zwłaszcza w czasie adwentu.

Przed nami robienie pierniczków (zaraz z Gabrysiem idziemy buszować w kuchni), kupowanie i ubieranie choinki (pewnie w czwartek, kiedy Krzysiek będzie miał już wolne), gotowanie (część potraw zwaliłam na mamę) i sprzątanie (aaaa! codziennie sprzatam i efektów nie widać!). Szopkę z papieru Gabryś już sam zmontował, ze zwierzątkami i w ogóle. Papierowe ozdoby na choinkę przynoszą z przedszkola Rafał z Elą. Gdzieś tam pod nosem mruczymy już kolędy, wkurzając Krzyśka (adwent jest! :)).

Niestety (stety?), jak to przed ważnymi świętami zwykle bywa, są też próby. W nocy z niedzieli na poniedziałek Gabryś obudził się z potwornym bólem ucha i przez tydzień ma siedzieć w domu, po lekarka powiedziała że ucho wygląda w środku bardzo nieciekawie :/ Tyle dobrze że młodemu humor dopisuje i dzięki temu ma dłuższą przerwę świąteczną. Rysuje sobie komiksy, robi figurki z papieru, ćwiczy celność strzałów piłką, czyta - na szczęście sam sobie wymyśla różne zajęcia i się nie nudzi. Sara chodzi za nim jak cień i naśladuje.

A przed chwilą mieliśmy telefon z przedszkola, że Ela wymiotuje - Krzysiek już po nią pojechał. Mam nadzieję, że to tylko zatrucie, a nie cholerny rotawirus. A dziś rano mówiłam wyprawiając ich do przedszkola, że do piątku jeszcze wszystko się może zdarzyć i żebyśmy sobie nie robili planów. Moje zakichane proroctwa, było siedzieć cicho...

Mieliśmy ambitny pomysł, że w piątek pójdziemy sobie sami we dwójkę do kina na nowe "Gwiezdne Wojny". Mam nadzieję, że mimo wszystko nam się uda. No ale to już zobaczymy, najwyżej sobie zrobimy randkę po śwętach. Na romantyczną kolacyjkę do miasta (sushi? kuchnia gruzińska?) też sobie chcemy wyskoczyć, trzeba tylko znaleźć chętną ofiarę do zostania z dziećmi. Ale warto stanąć na głowie i to zorganizować, bo bez takich wyjść to można zwariować.

Ok, kończę i lecę do pierniczków (Matce Kaszubce dziękuję za przepis :)). Zostawiam tekst z dzisiejszej godziny czytań z brewiarza. Te adwentowe czytania są moimi zdecydowanymi faworytami, mają w sobie coś niesamowitego, a jednocześnie bardzo prostego. To Bóg jest tym, który nas ratuje i zbawia, sami nic mądrego nie zdziałamy.

Z traktatu św. Ireneusza, biskupa, Przeciw herezjom
(księga 3, rozdz. 20, 2-3) 

Ekonomia zbawczego Wcielenia

Chlubą człowieka jest Bóg, ale odbiorcą działania Bożego, całej Jego mądrości i mocy, jest człowiek. I tak jak lekarz daje się poznać w swoim działaniu na chorego, tak też i Bóg objawia się ludziom. Dlatego św. Paweł mówi: "Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie". Paweł powiedział to o człowieku, który był nieposłuszny Bogu i została mu odebrana nieśmiertelność. Ale ten sam człowiek dostąpił miłosierdzia i przez Syna Bożego, i dzięki Niemu otrzymał przybrane synostwo. 
Kiedy człowiek nie poddaje się pysze lub próżności, lecz widzi w prawdzie całe stworzenie oraz jego Stwórcę, Boga niezmiernej potęgi, który wszystkiemu daje istnienie; kiedy ten człowiek trwa w miłości Bożej, jest Mu poddany i składa Mu dzięki, to Pan udzieli mu jeszcze większej chwały i wywyższy go, upodabniając do Tego, który umarł za ludzi. 
Chrystus stał się człowiekiem "w ciele podobnym do ciała grzesznego", aby wydać wyrok potępiający na grzech i w ten sposób wyrzucić go z ciała. A przez to Chrystus wezwał człowieka do stania się Jemu podobnym i wskazał mu jako zadanie "być naśladowcą" Boga. Poddał go też Ojcowskiej władzy, aby ujrzał Boga, i dał mu moc uchwycenia Ojca. Uczynił to Ten, który jest Słowem Boga, który zamieszkał w człowieku i stał się "Synem Człowieczym", aby przysposobić człowieka do przyjęcia Boga, a Bogu dać możność zamieszkania w człowieku, stosownie do tego, co spodobało się Ojcu. 
Dlatego też "znak" naszego zbawienia, Emmanuel zrodzony z Dziewicy, został dany przez samego Pana, albowiem On sam był Tym, "który zbawił ludzi", bo sami z siebie nie mogli się zbawić. 
O tej niemocy człowieka mówi Paweł: "Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro". W ten sposób Apostoł dowodzi, że dobro naszego zbawienia nie pochodzi od nas, lecz od Boga. I jeszcze tak mówi: "Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci?" A następnie wskazuje na Tego, który wyzwala: "Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa". 
To samo czytamy w proroctwie Izajasza: "Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie omdlałe kolana! Powiedzcie małodusznym: Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta; odpłata Boża przychodzi, On sam przychodzi, aby was zbawić". Bo nie my sami się zbawiamy, ale Bóg nas ratuje i zbawia.

środa, 13 grudnia 2017

Księżniczka Sara.

Pamiętacie tą dziewczynkę (zapraszam do linka ;))? Wiem, że niektórzy tak :) Ja też mam w pamięci to zdjęcie, bo choć dekoracje jeszcze sprzed remontu, a ja byłam wtedy chyba wyjątkowo zmęczona, bo pisanina jakaś nieskładna, to jednak pamiętam ten moment - moja córeczka przestała być dzidziusiem. Wygląda inaczej, zachowuje się inaczej... No to teraz przeżywam to po raz drugi. Sara skończyła półtora roku. Ecco:
Księżniczka Sara
Okej, przyznaję, zdjęcie pozowane i pobawione Picasą - bo strzelone dziś rano z komórki i jakościowo słabiutkie (światła za oknem niewiele). Ale ma w sobie to coś, dzięki czemu je zapamiętam, jak tamto. Znów jesteśmy w grudniu, znów czekamy na święta, a ja mam wrażenie deja vu. Mój dzidziuś ma jakieś takie nogi długie w rajstopkach, strasznie dużo mówi i w moim mózgu coś się tłucze: "kolejne dziecko odchowane". Pewnie, z tym odchowaniem to lekka przesada, ale zmiana jest - teraz Sara będzie już tylko coraz bardziej sobą. Od jakiegoś czasu dostrzegałam te symptomy, ale teraz to już ewidentne. No i ta data, 11 grudnia - w poniedziałek nie mogłam uwierzyć, że to już 1,5 roku za nami. 

Ciekawe, jaka Sarunia będzie na przykład za dwa lata? Bo Eluśka od czasu tamtego pamietnego zdjęcia... hm, wyostrzyła się :) Zarówno jeśli chodzi o rysy, jak i charakterek. Swoją drogą dobrze było przeczytać i sobie przypomnieć, jaka była wtedy - że ubranka składała i mi pomagała, a Rafałka nie mogłam wtedy do tego zagonić. Teraz to ona strzela fochy i robi afery, gdy trzeba posprzątać, a z chłopcami nie mam tego problemu (Rafał wczoraj elegancko złozył swoje ubrania w kostkę, bez przypominania!). Sara też jest świetnym pomocnikiem. To świadczy o tym, że pewne zachowania zależą nie tyle od charakteru i wychowania dziecka, co od wieku. Ale trzeba mieć większą gromadkę dzieci, żeby to móc porównać i zauważyć. Chyba zrobię eksperyment i wrócę do tego posta za dwa lata, by podać nowe wyniki. Czy Ela stanie się uważną pięciolatką, a Sara trzyletnim jeźdźcem domowej apokalipsy? I jacy będą chłopcy?... To jak badania w Strefie 51 O.o Kosmici są wśród nas, Justyna Walczak miała świętą rację!

Póki co Sara gaduli coraz więcej. Rano mówi "mamo, oć!" (choć odbieram to raczej jak "wstawaj, do cholery!"). Gdy wkurza się, że Ela wyszła do przedszkola (i nie ma się z kim bawić), mówi: "Ela buty!" (w sensie że Ela buty ubrała i poszła). Z tymi butami to też ciekawe, bo to było jedno z pierwszych słów Eli - i teraz znowu. A chłopcy tej części garderoby chyba tak szczególnie nie poważali. Ech, kobiety... W szpilki moje oczywiście też się ubiera. I w ogromniaste kalosze Gabrysia (no, rozmiar niedługo będzie taki jak mój - skarpety już czasem ubieram młodego, gdy moje wszystkie jeszcze w nierozłożonej stercie prania, o zgrozo pasują... a kiedy te stópki takie malutkie były, że się skarpeteczki dla wcześniaków zsuwały, kiedy?!). Do zabawkowego telefonu od Mikołaja nawija między innymi: "Heloł? Papa!". Każdy napotkany na spacerze pies to wielka atrakcja: "hau!". Jest też słowo na ulubioną bajkę siostry: "Pepa!". Pokazuje, gdzie ma buzię, gdzie nos, oko, ucho... To takie najbardziej charakterystyczne odzywki ostatnio, ale generalnie to jest nawijka prawie bez przerwy. A najbardziej rozbraja mnie to, że gdy rano usypia jeszcze na jakiś czas w moim łóżku, po tym jak wyprawi rodzeństwo w świat - musi przytulić się do mojego policzka. Żadne z dzieci tak nie miało, a ona kładzie się centralnie na mojej twarzy. Słodkie to niesamowicie <3

Teraz stoi za moimi plecami i się przytula. Zaraz mnie udusi, albo uszy urwie z kolczykami. Będziemy się zbierać na spacer, a przy okazji kupimy Gabrysiowi nowe okulary do pływania, bo mu się złamały - a basen ma w piątek. Niech ma i ćwiczy, ostatnio się cieszył, że wreszcie płynął bez pomocy sprzętów. Strzałką :)

I tak to... Wigilia już za półtora tygodnia, a do mnie to totalnie nie dociera. Krótkie to czekanie w tym roku. Ale dobrze, będziemy mieć już niedługo trochę czasu dla siebie, w domu. Bez porannego wstawania w pośpiechu, bez tej gonitwy i poganiania dzieci. I pachnącej lasem choinki nie mogę się doczekać :)

Ok, spadam. Sara już ubiera buty. Zostawiam jeszcze muzykę dni ostatnich, smacznego:

czwartek, 7 grudnia 2017

Mikołaj Cudotwórca. I Miriam, w wigilię jej święta.

święty Mikołaj
Przyszedł. Zostawił prezenty dla całej czwóreczki i list z podziękowaniem za zrobione przez nich obrazki, ciasteczka i kakao :)

Lubię go. Bardziej niż z grudniowym szaleństwem, kojarzy mi się z letnimi miesiącami i włóczęgą po Beskidzie Niskim. Jego ikona była w każdej cerkwi, a i przy szlaku nieraz jego wizerunek w kamieniu czy drewnie wyzierał zza krzaków. Wspominam - ten zapach dzikiej, opustoszałej krainy. Rozgrzane zioła i las. Przejrzysta rzeka pełna otoczaków. Konie pasące się na łąkach. Zarośnięte cmentarze z nagrobkami opisanymi cyrylicą i opuszczone dawno sady. Drapieżne ptaki krążące po niebie z krzykiem. 

Tęsknię za tym. Może kolejne wakacje nie nad morzem, a w Beskidzie właśnie?

I te dwie pieśni, które pokochałam już w dzieciństwie:
Święty Mikołaju, módl się za nami.

Jutro też wyjątkowy dzień, Niepokalane Poczęcie. Szczególny dla trzech osób, Anny, Joachima i ich wyjątkowej córeczki :) Kiedyś ta pobożność maryjna wydawała mi się taka obciachowa. Teraz każde święto ku czci Miriam daje mi ogromną nadzieję i jest jak przytulenie do policzka mamy. Już to powtarzałam nie raz, ale kto Jej nie odkrył, dużo traci. Ona naprawdę działa z nieba i bardzo pomaga (a jej opieki doświadczałam szczególnie w każdej ciąży i przy każdym porodzie). Delikatnie, a jednocześnie z mocą, jak to ona. 
lubię to przedstawienie jej jako dziewczynki :) źródło
W tych ciemnych dniach (choć dziś wyjątkowo słonecznie było!), w całym przesadzonym przedświątecznym hałasie, Pan Bóg pozwala się poznawać - w ciszy i w prostych rzeczach, w łagodnym powiewie Eliasza (kurcze, gdybym nie była żoną i mamą, byłabym karmelitanką! ale nie ma co gdybać). I we wkurzających ludziach, w których wbrew logice możemy go zobaczyć i pokochać. Uwielbiam adwent.