poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Jaki będzie koniec gry...

Dzień po Niedzieli Miłosierdzia (dzieci wczoraj wyjątkowo grzeczne w kościele! również miały dla mnie miłosierdzie i mogłam się w spokoju pomodlić). Pada bez ustanku. Zimno, szaro. Ale za to jak pięknie pachnie bzami...

Lubię upał, ciepłe i suche dni, ale czasem potrzeba właśnie tego - zimnej wody - by wzrosnąć.

Wyjątkowy dla mnie ten czas, gdy przychodzi wiosna i po kolei wszystko rozkwita. Osiem lat temu miałam okazję się temu przyjrzeć na spokojnie po raz pierwszy, obserwując wszystko od nowa z małym Gabrysiem (no może nie takim już mały, miał prawie roczek). Jak inaczej wygląda świat, gdy patrzy się na niego z małym dzieckiem w ramionach. Ile rzeczy się nagle dostrzega...

Po ośmiu latach moje przywiązanie do wiosny wzrosło pięciokrotnie ;)

A przecież to o tej porze też rozkwitała nasza relacja z Krzyśkiem. W tych miesiącach przygotowywaliśmy się do ślubu. W tym czasie, jeszcze wcześniej, po śmierci świętego papieża, zaczęłam chodzić na katechezy, bo czułam że bez Pana Boga nie dam rady. Już od dawna było wyjątkowo i pięknie.

Czas kruchej zieloności, pachnącej sokiem. Czas życia. To cudowne, że właśnie tak wygląda w naszym zakątku świata to wspomnienie Wielkiej Nocy.

Jeśli miałabym wybrać sobie czas przejścia na drugą stronę, to byłyby właśnie te miesiące. I znaczące jest to, że właśnie teraz tak wiele zamachów na chrześcijan w różnych stronach. Straszne to, ale z drugiej strony - ci ludzie, te rodziny z małymi dziećmi od razu pofrunęły do nieba.

I cieszę się, że w brewiarzu teraz czytania z apokalipsy. Te wszystkie wizje mnie nie przerażają - czuję ulgę na myśl, że kiedyś walka się skończy. I że będzie już tylko Bóg i jego miłość. To będzie prawdziwy "Koniec gry". Chociaż Avengersów też lubię oglądać :P

W sumie to tak to jest - że nie ma nowego życia bez cierpienia i umierania (oj, jak pamiętam smak tego umierania w lutym... same narodziny Misia były szybkie, ale czas przed i po był naznaczony bólem). Tym bardziej pociesza fakt, że Chrystus zwyciężył śmierć. Że tak naprawdę to tylko porzucenie skorupki i przejście do miejsca specjalnie przygotowanego dla mnie. Że nie umieram sama, tylko z nim. Że - taką mam nadzieję - pociągnie mnie i mocno chwyci po drugiej stronie. A potem będzie już tylko wspanialej. I pełno światła. Może zapach bzów?

I tego właśnie życzę moim dzieciom. Drogi prowadzącej do tego światła.

Wszystkim innym dzieciom - też. Nie mogę ciągle przestać myśleć o najnowszym wpisie Matki Kaszubki...

wtorek, 23 kwietnia 2019

Pascha i chrzest Michałka.

Już wschodzi zorza poranna,
Zabrzmiało niebo weselem
I ziemia śpiewa radośnie,
A piekło jęczy w udręce.


Bo Król tak bardzo potężny
Zniweczył moce śmiertelne,
Podeptał władzę Otchłani
I więzy jeńców rozerwał.


Gdy kamień w grobie Go zamknął,
A żołnierz czuwał u wejścia,
Jaśniejąc blaskiem i chwałą
Opuścił mroki żałobne.


Świetlisty anioł ogłasza,
Że Pan zmartwychwstał prawdziwie,
Zwyciężył płacz i cierpienie,
Pokruszył piekła kajdany.


O stań się, Jezu, dla duszy
Radością Paschy wieczystej
I nas, wskrzeszonych Twą mocą,
Do swego przyłącz orszaku.


Niech Ciebie, Panie promienny,
Powstały z martwych po męce,
I Twego Ojca, i Ducha
Wysławia rzesza zbawionych. Amen.
(hymn z jutrzni)


Za nami najpiękniejsza noc w roku. Dla naszej rodziny znów szczególna - mamy w domu Nowego Człowieka ;) Michaś już ochrzczony. Podczas chrztu był zadziwiająco spokojny, a w białej szatce prezentował się iście anielsko :)

A ten kwiat zbierał się chyba z miesiąc i zakwitł właśnie w święta :)

Chrystus zmartwychwstał!

wtorek, 16 kwietnia 2019

Wielki Tydzień...

...a my wszyscy zasmarkani. Odliczamy dni do Paschy i mamy nadzieję, że wszyscy będziemy mogli być, że nikogo nagle nie rozłoży gorączka, czy - aaa! - zabłąkany rotawirus. Ale będzie jak Bóg da, w końcu to on tym wszystkim steruje.

Misiek ma swój pierwszy w życiu katar, a ja odciągam i liczę na to, że szybko przejdzie. Po tym, jak Rafałek w tym wieku wylądował w szpitalu z zapaleniem płuc (i musiałam zostawić w domu zdezorientowanego dwuletniego Gabrysia), mam traumę.

Za oknem znów słońce i kolory, a my siedzimy w domu. Tak, Wielki Tydzień. Ja swój krzyż chyba najmocniej teraz odczuwam w tym strachu o dzieci, w kolejnych nieprzespanych nocach, w wykonywaniu tysiąca upierdliwych a potrzebnych rzeczy (jak przetykanie po raz kolejny w ciągu nocy małego noska, w momencie gdy wszystko we mnie woła o trochę snu). I w tym, że co chwilę ktoś coś ode mnie chce. Chwila spędzona w ciszy z książką i kawą - bezcenna.

Apropos książek, to czytałam ostatnio rewelacyjną - Cesarzowa rodzi w domu A. Powideł (dzięki Aniu! :)), mamy szóstki dzieci (z których trójka nosi imiona... archaniołów ^^ a jedna z córek to Elżbieta...). Nie ze wszystkimi decyzjami czy poglądami autorki się zgadzam, ale generalnie książka napisana jest świetnie i dosłownie mnie wessała. No i zachwyciło mnie to tak bliskie mi otwarcie na nowe życie w rodzinie. I walka o bycie sobą. Polecam baaardzo!

karuzelka
Oprócz tego przeczytałam też stos książeczek dla dzieci, głównie urodzinowych prezentów Eli i Rafałka ;) Między innymi Lottę z ulicy Awanturników Astrid Lindgren, której wcześniej nie znałam, a też zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Porusza mnie mądrość ukryta w książeczkach tej autorki. A tytułowa bohaterka - no wypisz, wymaluj nasza Ela. W dodatku też pięciolatka.

Szczerze mówiąc nieraz trudno mi nieraz się zebrać, by z nimi poczytać. Albo ułożyć puzzle. Albo zagrać w planszówkę (bo wiadomo, że przy okazji co się nagadam, to moje... wolałabym grać nie wychowując nikogo przy okazji :P). Robię to, bo wiem że to dla nich dobre. Ale jednocześnie mam ochotę na co innego. Takie tam małe rezygnowanie z siebie (albo duże, jeśli człowiek jest przeziębiony i najchętniej leżałby w łóżku). No ale po to mam te dzieci, żeby dawać im swój czas, mimo zmęczenia.

Kończę... Dobrego czasu Wielkiego Tygodnia, kochani. I spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem.
Michaś ze swoją ulubioną zabawką :)
Azul, gramy z chłopakami

wtorek, 9 kwietnia 2019

Kwiaty, urodziny i sny.

I znowu słońce. Po kilku deszczowych dniach świat zmienił się nie do poznania. Zielona mgiełka stała się po prostu zielenią. Nawet hibiskusy i hortensje się obudziły. Wszędzie kaskady kwiatów. I te zapachy...

Wcinamy z Sarą kaszę jaglaną z kurczakiem curry, ananasem i kukurydzą (nie ma jak dobre śniadanko ;) została mi porcja z kolacji), a potem wybędziemy z Michałkiem na spacer. Na dobry dzień puszczam znowu wakacyjne rytmy. Przypomniały mi się zeszłoroczne hity...
Za nami urodzinowy weekend. Czuję go dalej :P Ale są plusy - dom na święta mamy już wysprzątany...

W sobotę w strugach deszczu zaprowadziłam Lu na urodziny koleżanki. Lusia była tak przejęta, że aż poprosiła mnie, żebym z nią została. Tak więc spędziłam przyjemnie czas przy kawce, patrząc na rozchichotane dziewczynki (po trudnym wejściu Ela się przełamała szybko i bawiła dobrze). Ostatnio nasza przebojowa wojowniczka ma takie fazy nieśmiałości i się peszy. Dorasta mi po prostu, ech...
A w niedzielę mieliśmy wspólną imprezę Lu i Rafałka. Tłum dzieci, niektórzy rodzice. I dużo jedzenia (było sporo chłopaków, a oni to potrafią zjeść ;)). W końcu faceci wybyli na podwórko z piłką, a dziewczynki siedziały u nas w sypialni, stroiły się w moją i dziecinną biżuterię, a potem malowały obrazki. A na końcu po kryjomu narysowały sobie po kryjomu pisakami makijaż i niektóre wyglądały jak banda Indian na wojennej ścieżce (zgadnijcie, która miała najdzikszy?) :P

Teraz przed nami przygotowania do świąt i chrztu. Eleganckie ubranka dla dzieci w większości kupione. Muszę jeszcze pomyśleć o sobie, bo w moje najładniejsze sukienki niestety jeszcze się nie wbiję. Najlepsze, że wcale mi to nie przeszkadza. I tak czuję się ładnie. A dla takiego cudu warto było zafundować sobie czasowy brak talii i szersze biodra :P

Tak swoją drogą to miałam ostatnio strasznie wyrazisty sen, że urodziłam bliźniaczki. Ania i Marysia, pamiętam zwłaszcza ten moment, gdy patrzyłam na tą drugą, "dodatkową" Marysię i myślałam, jaka ona jest piękna. Taki tam sen, ale obudziłam się szczęśliwa. Tymczasem cieszę się bardzo i dziękuję Bogu za naszą piątkę. Ale fajnie mieć w sobie pokój i zgodę na następne życie, jeśliby się miało kiedyś pojawić. Ela oczywiście już męczy, kiedy dostanie drugą siostrę. W swoim czasie Luś, jeśli Bóg da. Też bym chciała mieć w domu jeszcze przynajmniej jedną małą księżniczkę.

Póki co nie mogę się nacieszyć małym rycerzem <3 Jest cudowny.

środa, 3 kwietnia 2019

Wiosenne pocałunki.

Jak widać na obrazkach, mamy już kwiecień ;)

Chodzimy, oglądamy, dotykamy, wdychamy miodowe zapachy.

Promyki słońca całują nasze nosy. 

Wkoło fruwają motyle i pszczoły (a w domu, niestety - tu będzie trochę prozy życia oprócz poezji - obudziły się mole spożywcze :P wypowiedziałam im wojnę).

Załatwiając tysiące różnych spraw, czekamy już na święta. I chrzest Michałka.

A Misiek rośnie jak na drożdżach. I patrzy zdziwionymi szaroniebieskimi oczkami na ten wielki świat. Dla niego to wszystko jest nowe.

Dziwna i trochę straszna jest myśl, że w zeszłym roku o tej porze jeszcze go nie było. W ogóle. Że dopiero w czerwcu zaczął być.

Jak dobrze, że jest!