wtorek, 25 czerwca 2019

Wakacje :)))

Gorrrąco!!! Dziś i jutro ma być nawet do 40 odczuwalnych stopni. No nie wiem, czy będzie (jest) aż tak ciepło, ale... no lubię to :) Cały rok czekałam na ten skwar, na niechęć do lubianej zwykle ciepłej herbaty i obiadu, na nie kończącą się chętkę na lody i mrożoną kawę. Chwilo, trwaj :)

Chłopaki tydzień siedzą u dziadków na wsi. Mogę w tym czasie nacieszyć się dziewczynkami i Miśkiem, puszczać bajki tylko dla dziewczynek bez konieczności negocjacji ("Ale my chcemy Lego Star Wars albo Harry Potter!!!"). A w dużym pokoju potykać się tylko o Lego Duplo, a nie Lego City :P Takie tam...

Ale tęsknię za nimi :)

A za tydzień, jak dobrze pójdzie, wybywamy w góry. Niestety bez Krzyśka... Znowu ekipa w osłabionym składzie. Ale wolę użerać się z nimi sama w rzece/lesie/na polach i zastanawiać, czy idziemy właśnie na lody, czy do źródełka, niż siedzieć tu w rozpalonym Krakowie.

Wspólny wypad dopiero w sierpniu... Ale nie mogę się doczekać. Dwa tygodnie tylko dla nas :) I wytęskniony Bałtyk <3 Śni mi się po nocach...

Po co jeździć za granicę, skoro mamy tu takie cuda, jak Beskidy i Morze Bałtyckie ;) To kwestia gustu zapewne, ale ja od dziecka wolałam nasze klimaty. I tak mi zostało.

Także ten, mniej nas tu będzie w najbliższym czasie. Detoks od netu dobrze nam zrobi.

Skuszona notką u Ervishy zamówiłam nam piątą i szóstą część serii "8+2". Dzieci uwielbiają, ja też. Będziemy sobie czytać w letnie wieczory. Tak jak rok temu :) A ja pewnie będę pożerać kolejne części "Zwiadowców" (na zmianę z Gabrysiem) i "Zaginionej floty" (razem z Krzyśkiem). Co my byśmy zrobili bez książek?!

Kończę, ktoś postękuje w łóżeczku ;) Wielorybek skończył dziś cztery miesiące! Cztery!!! Jeszcze dwa z haczykiem i pewnie będzie siedzieć. Póki co zaczepia wszystkich z rozbrajającym uśmiechem i chwyta grubiutkimi rączkami wszystko w zasięgu - zabawki, ubranka, nasze włosy... Nadziwić się nie mogę, że urodził się w lutym. Przecież znamy się od zawsze...

wtorek, 18 czerwca 2019

Kaczątka.

"Było sobie brzydkie kaczątko. Bardzo różniło się od innych kacząt..." - Sara naciskała kolejne guziczki książki o małym łabędziu, a ja siedziałam obok na schodach naszego domku i patrzyłam w niebo. Nagle kątem oka dostrzegłam, że coś ciemnego wyłoniło się zza rogu. Spojrzałam i z trudem uwierzyłam w to, co zobaczyłam. Dróżką wzdłuż domu szła dzika kaczka, a za nią stadko piszczących kuleczek. Nigdy nie mieliśmy na podwórku kaczek... aż do tego momentu. Jakby wyleciały prosto z baśni.

Na nasz widok oczywiście kaczuszki wpadły w popłoch. A ja musiałam zagnać je w drugą stronę, bo idąc dalej prosto natknęłyby się na psa sąsiadów. Nie podobała mi się ta rola... Kaczka syczała ostrzegawczo i uciekła pod gęsty już krzaczek magnolii, kaczuszki potykając się biegły za nią. No ale takim dzikim stworzonkom nie wytłumaczysz, że masz pokojowe zamiary. Potem udało mi się skierować je w stronę pobliskiej rzeki. Mam nadzieję, że dotarły bezpiecznie.

Tak sobie patrzyłam na mamę-kaczkę i stwierdziłam, że bardzo dobrze ją rozumiem. W normalnej sytuacji zamachałaby skrzydłami i bez problemu w minutę znalazła się nad wodą, w bezpiecznym miejscu. A tak, musiała dreptać szybko po kamienistej ścieżce, czekając raz po raz na wolniejsze kaczątka. Ale nie zostawiła ich.

Bywa taki czas, gdy - chociaż może inni mówią, że nie warto się poświęcać - ty nie rozwijasz skrzydeł. Idziesz przed siebie, potykając się raz po raz. Bo masz poczucie, że jest coś ważniejszego, niż własna przyjemność i bezpieczeństwo. A spełnić można się inaczej, niż szybując samotnie po niebie.

***

Historia z kaczuszkami wydarzyła się naprawdę, kilka dni temu. Zapisuję ją, żeby nie zapomnieć - to był naprawdę niesamowity moment :)

W tym momencie sama czuję się jak mama-kaczka, próbująca ogarnąć swoje kaczątka. Zakończenie roku szkolnego/przedszkolnego to trudny moment, zwłaszcza przy większym stadku. I najmłodszym kaczątku, całkiem już tłuściutkim, przysypiającym w wózku czy nosidełku.

Ale już jutro ostatni dzień. Gabryś odbierze świadectwo, potem pójdziemy po przedszkolaki i razem wrócimy do domu. Prognozy zapowiadają burze, ale mam nadzieję, że się mylą. Fajnie by było wyskoczyć razem na lody - każdemu się należy. A potem w lipcu - góry. A w sierpniu - moooorzeeee!!!! Razem z Kaszubiątkami :D

wtorek, 11 czerwca 2019

Trzy latka Sarenki :)

To już dziś :) Ostatnie z dzieci przeskoczyło na kolejny poziom wiekowy ;D W niedzielę dmuchanie świeczki z trójeczką, a potem będą czekali na kolejne urodziny - aż do końca lutego. Tak patrzę na te suwaczki i widzę, że w 3,5 miesiąca się mieścimy z imprezami piątki dzieci. Plus Wielkanoc, Zesłanie Ducha Świętego (też mamy nocne czuwanie), Dzień Mamy i Dzień Dziecka - również wypadają w tym czasie. Intensywnie nam się żyje wiosną, nie ma co. I dobrze, trzeba się rozruszać po zimowym odrętwieniu.

Sarunia... Wczoraj patrzyłam na naszą czwórkę bawiącą się na podwórku. Dziewczynki były w podobnych sukienkach i nagle do mnie dotarło, jak bardzo Sarenka nam wyrosła przez ten rok. Właściwie niewiele się różni od siostry, te pół głowy mniej wzrostu i troszkę inna sylwetka - ale poza tym to stały obok siebie nasze duże panienki, a ja w momencie się wzruszyłam. Dwóch silnych szkolnych chłopaków, dwie długonogie pannice z przedszkola. A przecież nie tak dawno każde z nich nosiłam i karmiłam jak małego Misia. Przyjdzie czas, że on też tak pobiegnie przed siebie, będzie miał swój świat.

W te wakacje wypada nam dziesiąta rocznica ślubu. Jakoś tak wyjątkowo się czuję, patrząc na tą gromadkę, która się pojawiła przy nas. I wspominając te wszystkie wydarzenia, te trudne i te piękne. A przecież to jeszcze nie koniec :) Oby tak dalej, oby razem... I może być jeszcze więcej małych twarzy i rąk obok. Dobre owoce.

Dla Saruni tradycyjnie jej piosenka (właśnie puściłam w tle a młoda przybiegła z wrzaskiem "Moja piosenka!").

Biegnij przed siebie i nie bój się. Nigdy nie jesteś sama :* I  niech cię twój anioł stróż prowadzi, mała śliczna księżniczko.

Od kilku dni mamy trzydziestostopniowe upały i żywimy się głównie lodami i truskawkami. Zaczyna się lato. Za tydzień już wakacje. Już snujemy plany, w którą stronę Polski nas poniesie tym razem. Trzeba odpocząć, należy nam się po tym roku :)

PS. Moniqa myślę o Was i pamiętam w modlitwie. Czekam na wieści o Igusi ;) Powodzenia!

wtorek, 4 czerwca 2019

Dziewięć.

Dokładnie tyle lat temu doszło do największej rewolucji w moim życiu. Też było tak gorąco, parno, popowodziowo :) I kwitły jaśminy.

Dziś rewolucja ma się dobrze. Jest wysoka, silna, wysportowana, właśnie słyszę, jak dyskutuje z bratem na podwórku :P

Imprezę urodzinową Gabrysia zrobiliśmy w tą niedzielę. W następną świętujemy zakończenie zerówki Rafałka (piknik rodzinny), a jeszcze w kolejną - urodziny naszej młodszej księżniczki, czerwcowej różyczki. A potem już wakacje...

Gabrysiu! Obyś zawsze wiedział, że masz moc :) I gdziekolwiek pójdziesz, jeśli tylko otworzysz się na Pana Boga, to on będzie Cię wspierał. Z nim nawet cierpienie może okazać się czymś dobrym. A radość z  nim - to kawałek nieba już tu, na ziemi.


I pamiętaj, że zawsze będę Cię kochać :* Nigdy nie trać nadziei i pokoju w sercu.

Tak to minęło... Połowa drogi pierworodnego do pełnoletności. Patrzę na Michałka i tak mi się przypomina, jak to było latem 2010... Bardzo podobny dzidziuś. Tylko ja byłam wtedy inna, dopiero na początku nowej drogi. W pewnym sensie to też moje dziewiąte urodziny, to wtedy urodziłam się tak naprawdę jako mama (jednak ten moment, kiedy mogłam mieć przy sobie, zobaczyć już tak na własne oczy moje pierwsze dziecko - wyjątkowy! i niezapomniany). Niepewna siebie, zdecydowanie mniej cierpliwa (oj, tu mnie wyćwiczyli! bardzo się zmieniłam pod tym względem), ale co ważne - zakochana w swoim małym synku (chociaż bardzo się pilnowałam, żeby tata synka nie poszedł w odstawkę i udało się, zawsze był tym pierwszym, a po nim dzieci). A potem było coraz więcej tej miłości, a wraz z nią wzrastały też pewność siebie, cierpliwość... I po prostu radość z bycia mamą.

Jak dobrze, że są z nami nasze dzieci, że mogły się pojawiać po kolei. Najpiękniejsze dary <3 Moje pięć gwiazdek z nieba :)

Dziś byłam z Elusią i Miśkiem (oraz Sarą w roli osoby towarzyszącej :P) na szczepieniu. Lu trochę przestraszona, ale nawet nie zauważyła ukłucia - zaraz było po wszystkim. Michaś oczywiście w ryk, ale szybko pocieszyłam go mlekiem i zasnął. Mój klusek, już 7 kilo waży i składa się z wałeczków ;) Plus szare (na razie) oczy i uśmiechnięta buzia :) Ze wszystkich najbardziej przypomina mi Gabrysia i Lu (migdałowy kształt oczu i podobne rysy), choć z pozostałej dwójki też coś ma. No i ten swój dołeczek ;)

W połowie czerwca minie rok, odkąd Michałek zaistniał na świecie. Jako mały okruszek, wymodlony, wytęskniony... By po roku zmienić się w małego wielorybka :)