wtorek, 30 kwietnia 2013

Majówka już w kwietniu.

Długi majowy weekend przedłużyliśmy ku mojej radości bardzo. Wczoraj Wilkołak wziął wolne i mamy go przez tydzień dla siebie :) Cieszymy się strasznie, bo ostatnio znów raczej się mijaliśmy, a dzieci to taty prawie nie widywały. Ale tak to jest, musiał zostawać w pracy po godzinach...

Postanowiliśmy nie marnować czasu i dzisiaj pojechaliśmy razem najpierw do Parku Lotników (dużo zieleni, place zabaw i biegające po drzewach wiewiórki, naliczyliśmy pięć), a potem do Muzeum Lotnictwa Polskiego. Nie wiem, który z moich trzech chłopaków był bardziej zachwycony oglądaniem samolotów ;) ale przyznam że i mnie się strasznie podobało, polecam. We wtorki wstęp wolni, hihi. Naoglądaliśmy się przeróżnych modeli, na Gabrysiu największe wrażenie zrobiły śmigłowce. Mi się podobał moment, kiedy mogłam wejść do wnętrza samolotu :) Z tym, że weszłam z Gabrysiem, który chyba się przestraszył, że zaraz polecimy i od razu chciał wyjść. Rafałek też uważnie wszystko oglądał, a po dwóch godzinach łażenia po alejkach i hangarach, zasnął.

Potem okazało się, że to nie koniec atrakcji na dziś. Wracając zahaczyliśmy o dworzec i stamtąd wróciliśmy do domu pociągiem. A w domu, jako że byliśmy już bardzo głodni i zmęczeni, zamówiliśmy ogromną pizzę. Ech, życie jest piękne ;)

piątek, 26 kwietnia 2013

Niemalże wakacyjna sesja na tarasie u dziadków :)

Muszelki :)
Oglądamy kwiatki.
Gabryś, piasek i obrus z Boliwii.
Jak widać, myślami jesteśmy już na wakacjach...
I nawet zdążyliśmy się opalić.
Dobrze nam :)

czwartek, 25 kwietnia 2013

Trochę o wiośnie i wychowaniu.

Wiosna kojarzy mi się z kruchością. Ostre słońce, mocny wiatr zrywający się nie wiadomo kiedy, ciemne burzowe chmury... Do tego delikatny, zielony puszek, powoli wypełniający szarość ziemi. Wszystko to sprzyja raczej chwiejnym nastrojom... Owszem, jest wielka radość - na przykład wczoraj, kiedy zauważyliśmy białe kwiaty na drzewach. Ale z drugiej strony dziwny smutek. Bo to wszystko i tak minie, bo tak łatwo zniszczyć te cuda. I człowieka dopada nagle melancholia...

Na szczęście na melancholię mam niezawodne sposoby, takie jak: długi spacer, zmywanie góry naczyń i machanie łopatą w ogródku.

Ech, wiem, co mnie najbardziej dołuje w ostatnim czasie. Obserwacja innych dzieci na placach zabaw, na ulicach. Owszem, cała masa jest naprawdę fajnych, zadbanych, niewinnych. Ale w sumie każdego dnia widzę przynajmniej jedno, które przeklina w niewybredny sposób (wyrażenia typu "rusz dupę" czy "zasrany" w ustach czterolatka, no litości...) i ogólnie jest ewidentnie niedopieszczone. Lub dokładnie na odwrót, dzieciaków rozpieszczonych, wychuchanych i niemożliwie samolubnych też jest na pęczki. Patrząc na nie zaczynam się bać, co to będzie za te dwadzieścia lat, gdy dorosną.

Ciekawe, jakie wrażenie my sprawialiśmy, kiedy byliśmy w ich wieku?

No i rola telewizora - nie trzeba długiej obserwacji by stwierdzić, które dziecko spędza dużo czasu przed ekranem i jakie bajki ogląda. Bo skąd niby w dzieciakach taka agresja? Z powietrza? Naprawdę się cieszę, że u nas w domu nie ma telewizora i chłopcy umieją się bawić nie niszcząc niczego oraz nie próbując zatłuc gołębia patykiem (true story, taki obrazek widziałam ostatnio).

W sumie to się cieszę, że jednak nie zostałam nauczycielką, pewnie za bardzo się przejmuję. Strach pomyśleć co by było, gdybym tak zaczęła się schizować losem kilkudziesięciu uczniów :D A tak, zostanę przy swoich dzieciakach. Ile ich będzie nie wiem, ale raczej nie więcej niż 10 - więc dobrze na tym wychodzę ;)

A tak w temacie wychowania pozostając, polecam krótki tekst o jednym z moich ukochanych nauczycieli. Takim, co to mało mówił, ale dużo dobrego robił. Uwielbiam takich facetów! (między innymi dlatego kocham mojego ;))

niedziela, 21 kwietnia 2013

Poruszenie na placach.

Jeśli mieszkasz w mieście i w niedzielę podczas spaceru zobaczysz grupkę ludzi z banerami wzywającymi do nawrócenia, zatrzymaj się :) To co usłyszysz, będzie pocałunkiem od Pana Boga. Specjalnie dla Ciebie.

Na placach na całym świecie trwa teraz cykl niedzielnych katechez na ulicach. Dla ludzi spoza Kościoła, wątpiących itd. Mieliśmy dziś szczęście już drugi raz z kolei być na takim spotkaniu i dzielić się swoim doświadczeniem działania Boga. Chłopcy też nie narzekali, bo przez godzinę mogli sobie hasać po zielonym skwerku.

Na filmiku powyżej można zobaczyć, jak to wyglądało w Warszawie. W Krakowie zapraszamy m.in. na plac przed kościołem Franciszkanów, pod słynnym papieskim oknem.

Namarie!

czwartek, 18 kwietnia 2013

Z zimy do lata :D

Za takim dniem mogłabym tęsknić całe życie... Upał jak w lecie. Chłopcy po raz pierwszy w tym sezonie w krótkich spodenkach, koszulkach z krótkimi rękawami, czapkach z daszkiem. Ciasteczka :) Byliśmy na lodach, szaleliśmy na placach zabaw. Opaliliśmy się, mnie aż spiekło.

Teraz chłopaki śpią, ja czekam na mego lubego i robię sobie obiad na kolację. Pieczarki w roli głównej. Dobrze, że nie jestem na diecie ;)

Życie jest piękne!


wtorek, 16 kwietnia 2013

Ciepło... :)

Wreszcie jest ciepło, a na niebie nie ma ani jednej chmurki. Heaven, I'm in heaven... Znowu żyjemy na zewnątrz domu :P Czyli włóczymy się od rana do wieczora. Gabryś obskakuje nowe zabawki na placu zabaw (dorósł do większych zjeżdżalni itp. więc korzysta). Rafałek jest zafascynowany piaskownicą i kiedy zdejmuję z niego ciuszki po powrocie, na podłodze tworzy się miniaturowa Sahara. 

Trochę się martwiłam, że chłopaki będą mniej "uspołecznieni" niż dzieciaki chodzące do żłobków i przedszkoli. Ale na szczęście okazało się, że jest ok. Gabryś musiał się chwilkę przyzwyczaić do obecności nieznanych dzieci (jest bardzo ostrożny), a potem już bardzo ładnie się bawił z innymi. W ogóle zagaduje wszystkich i zrobił się bardzo kontaktowy. Także jestem z niego dumna :) A Rafałka bardzo ciągnie do innych, bo jednak jest przyzwyczajony, że zawsze ktoś obok niego jest. W końcu nikt tak go nie rozśmiesza, jak starszy braciszek (naprawdę największą głupawkę Sasulek osiąga tylko w obecności Gabrysia).

Dziś Rafałek miał szczepienie. Bałam się trochę, że będzie wrzeszczał (ostatnio obwieszcza swoje potrzeby głosem nieco zbyt donośnym...), ale poszedł w ślady brata i po krótkim wykrzywieniu buzi - zaczął się śmiać. Także tradycji stało się zadość...

A ja... Zamieniłam szary, zimowy płaszcz na wiosenny, czerwony. Zielony szalik na kwiecistą chustkę. Brązowe trapery na... brązowe półbuty :P Z ulgą pożegnałam czapkę. W ogródku zasadziłam trochę kwiatków. I jestem szczęśliwa.

środa, 10 kwietnia 2013

Pierwsze kroczki :)

Za oknem wreszcie słońce. I zaczyna się robić cieplej. Jeszcze trochę i zimowe ciuchy pójdą do szafy. Uff... Już myślałam, że ta zima będzie trwać do czerwca.

Od niedzieli nasze Rafalątko uczy się chodzić. Najpierw były dwa kroczki do mnie, potem cztery... W poniedziałek ubrałam go na spacer, a potem poszłam się ubrać sama do przedpokoju. Patrzę, a tu Sasulek na własnych nóżkach tupie do mnie. Przeszedł cały pokój. A potem sam trochę pochodził po podwórku. Normalnie serce rośnie :) Jeszcze tylko trzeba go będzie odstawić i drugi chłopaczek odchowany! A ja wreszcie będę mogła gdzieś wyskoczyć zupełnie sama na dłużej, hehe. Już mi się to marzy...

Poza tym Rafałek ma fazę na mówienie "mama" w kółko (rozklejam się za każdym razem ;)). I wydzieranie się, kiedy tylko znikam mu z oczu. Ale już to przerabiałam przy Gabrysiu, więc po prostu czekam aż minie. A Gabryś stara się nauczyć braciszka nowych słówek i tylko słyszę w tle "Powiedz: ptaszek. Powiedz: Gabryś. A to jest rybka." Tak więc wspólne oglądanie książeczek ma już dwie fazy - najpierw pokazywanie obrazków małemu, a potem czytanie starszemu.

Co poza tym? Tęsknię za górami... Jak tylko będzie się dało, to jedziemy w Gorce. Razem z chłopakami :)

A tu coś pięknego, zalinkowanego ostatnio przez Celta (dzięki!!!). Idealnie pasuje do tego czasu przedwiośnia...

sobota, 6 kwietnia 2013

Może mało widoczna...

...ale jest! Kiedy tylko wychodzę z domu, albo choćby uchylam okna, słyszę śpiew ptaków. Taki oszałamiający, radosny. Na spacerach pokazuję chłopcom małe bazie i pączki. Gabryś dziś miał oczy jak spodki, kiedy mu tłumaczyłam, że z tych małych kropek zrobią się zielone listki. Tak więc, mimo zimna i powracającego uparcie śniegu - czuję już wiosnę. I krew szybciej krąży w żyłach, a myśli już nie takie ponure. Przydałoby się jeszcze tylko trochę słońca... Na razie rozgrzewam się winem, zapachem perfum i poezją :)

W powietrzu wieją upojenia szumy,
Spod zasp śniegowych, spod lodowych płyt.
W młodzieńczym szale piękności i dumy
Ziemia odsłania swój dziewiczy wstyd.

Pól się zielone śmieją obietnice

I prężne sokiem, nagie ciała drzew
Liśćmi się kryją, jak pierwsi rodzice,
Gdy dreszcz rozkoszy obudził w nich krew.

Leopold Staff, Wiosna

wtorek, 2 kwietnia 2013

Skąd się wzięły moje dzieci :)

To już osiem lat minęło od jednego z najmocniejszych wydarzeń w moim życiu. Pamiętam bardzo dobrze tamtą wiosnę, kiedy Bóg zawołał mnie jeszcze raz, wyraźnie. Najpierw zobaczyłam "Pasję", potem film o Gandhim, który mną wstrząsnął, a potem... umarł Jan Paweł II. I to przeważyło. Poszłam na katechezy. Weszłam do wspólnoty. Poznałam mego obecnego męża :) Gdyby nie tamte wydarzenia, moich synków nie byłoby na świecie. Tyle zawdzięczam Karolowi <3

Kim był dla mnie Wojtyła, że tak bardzo poruszyła mnie jego śmierć? Chyba dalekim ideałem. Ale nie interesowałam się za bardzo ani jego nauką, ani życiem. Bliski stał się dopiero po śmierci. To umieranie było taką mocną katechezą dla mnie. Wyraźnym wskazaniem, że Bóg jest, że na ziemi mieszka się krótko, że trzeba patrzeć w stronę Nieba i tam iść. Potem zaczęłam czytać jego encykliki, homilie, poezję... Bardzo wzruszyło mnie rozważanie o małżeństwie - "Przed sklepem jubilera". Byliśmy z niespełna rocznym Gabrysiem na jego beatyfikacji w Rzymie. Na kanonizację też byśmy chcieli pojechać. O ile nie będę w kolejnej ciąży ;)


Pamiętam jak dziś... Do zobaczenia w Niebie :*