Szpital jest już historią, od 2 tygodni jesteśmy znowu w domku, w komplecie. Choć w komplecie w pewnym momencie byliśmy i w szpitalu, bo Gabryś wylądował na oddziale obok z rotawirusem i siedział tam z Krzyśkiem 3 dni. Razem raźniej :P No ale już jesteśmy zdrowi i mam nadzieję, że rozpędzimy się do lata i już takich zonków nie będzie. Kiedyś przecież musimy odpocząć i nabrać sił.
Było jeszcze trochę zawirowań rodzinnych, no ale cóż... Grunt, że mam Krzyśka i dzieci. I że Bóg nam coraz bardziej pokazuje, że jesteśmy wolni i nie musimy spełniać oczekiwań naszych rodziców - ani nikogo innego.
Także coraz bardziej i pełniej możemy czuć się rodziną :)
A na zdjęciu nasze kochane skarby...
Ze skarbem po lewej można już porozmawiać na wiele tematów, co więcej, trudno tego uniknąć - gada teraz prawie bez przerwy ;) Najbardziej ekscytują go pojazdy, zwierzątka, kulinaria i... zjeżdżalnie. Poza tym doskonali swe zdolności związane z kibelkiem i jest z tego bardzo dumny. Podobnie jak z tego, że jest już ekspertem od opieki nad małymi dziećmi i to on podaje pieluszkę, kiedy trzeba dzidziusia przewinąć, albo nakręca mu karuzelkę w łóżeczku. Gdyby tylko udało się go przekonać, że wkładanie Rafałkowi palca do oka nie jest dobrym pomysłem... Cóż, na razie ćwiczę refleks.
Skarb po prawej się zaokrąglił, dobił do 6 kilo i powoli zaczyna się zajmować obserwacją świata, coraz bardziej świadomą. Sprawia wrażenie, jakby chciał jak najszybciej dogonić Gabrysia i się z nim pobawić. Miał ledwie miesiąc, kiedy zaczął trzymać główkę prosto. A od jakiegoś czasu kiedy się naje i jest w dobrym humorze, patrzy mi w oczy, uśmiecha się i mnie zagaduje. Aż się ciepło robi na sercu na dźwięk tego gruchania i pisków.
No i nie ma chyba piękniejszego na świecie, niż oczy moich skarbów.
Naprawdę.
Pozdrawiam,
poruszona i szczęśliwa
Rivulet