poniedziałek, 28 czerwca 2021

Cztery miesiące Ani i początek wakacji. Okiem matki wielodzietnej.

No i stało się... Mamy końcówkę czerwca. Zaczęliśmy wakacje. Wcinanie lodów i czereśni, wdychanie zapachu truskawek, takie tam... Gabryś odkrył swoje nowe hobby - robienie dwukolorowych galaretek. Wyglądają obłędnie, a ja jak zwykle się cieszę, że pewne rzeczy w domu robią się już nie moimi rękoma. Jak wiecie, nie jestem typem matki-helikoptera i z przyjemnością pozwalam moim wilczkom na używanie wolności. W granicach rozsądku, oczywiście. A w kuchni mogą szaleć do woli. Może kiedyś im się spełni marzenie i otworzą razem restaurację "U archaniołów" ;)

Żeby nie było, że taki całkiem luz mamy - zapisaliśmy chłopaków na półkolonie, więc wybywają rano, wracają wieczorem... Zajęcia fajne, dziś ich odebrałam całych usasanych. Tyle że to kawałek od nas, więc jest jeżdżenie... I ja trochę już obolała od biegania z wózkiem czy nosidłem, bo przecież ostatnio dużo tego było. Lajf multi-mamy, że się tak językiem celebrytów posłużę. No bo są sexi-mamy, eco-mamy i inne healthy-mamy, to ja będę multi-mamą, a co!

Dziewczyny zażyczyły sobie spokój w domu i żadnych zajęć, także czwórkę mam przy sobie. Nie dziwię im się, przedszkolaki lockdownu prawie nie odczuły i są już zmęczone. A tak to pomagają mi we wszystkim, zwłaszcza w opiece nad młodszą dwójką. Lubię patrzeć, jak Michał lgnie do starszaków, jak wyciąga do nich ręce. I jak Ania wybucha śmiechem, gdy się dla niej wygłupiają i robią dziwne miny.

Właśnie, Ania... Nasza gwiazdka skończyła już cztery miesiące. W tym momencie to naprawdę mam wrażenie, że znamy się od zawsze. A te zdjęcia, na których jest tylko pięcioro dzieci, to jakaś pomyłka :P No bo jak to, bez Ani?! Bez tej pyzuni o szaroniebieskich oczach w kształcie migdałów oraz szelmowskim uśmiechu świat na pewno był uboższy. Jak sobie pomyślę, że jeszcze cztery miesiące temu z hakiem była dla nas zagadką, a równy rok temu (mniej więcej w ostatni weekend czerwca) dopiero się pojawiła jako małe ziarenko - kosmos jakiś! Ania jest nasza, od zawsze! <3 Tęskniłam za nią, zanim jeszcze się pojawiła...

Jak to dobrze, Panie Boże, że dajesz nam dzieci! Nie ma piękniejszych prezentów, niż oczy i uśmiech dziecka. To jak okna do nieba... Dzięki nim widać drugą stronę, tą gdzie strachu już nie ma, ani żadnych łez.

Na koniec napiszę ku pamięci, choć ja nie zapomnę tego momentu... Byliśmy u mojej babci, czyli prababci naszych dzieci. Przez covida praktycznie się nie widujemy, tyle co pomachamy czasem do balkonu, na którym stoi babcia. Dawniej były wspólne obiadki, zabawa w jej mieszkaniu, gdzie jest mega atrakcja, czyli akwarium z rybkami.... Ale teraz nic z tego. Babcia wyszykowała nam prezenty dla dzieci, jak zwykle. Wzięłam Miśka i Anię, weszliśmy na chwilę do środka, tak na próg tylko. Babcia podeszła opierając się na kulach, wyciągnęła rękę do Ani (którą widziała do tej pory tylko na zdjęciach), a ta mała spryciula cap małą łapką za palec! I trzyma, śmiejąc się na całego :) Babcia aż miała łzy w oczach ze wzruszenia, a mnie ścisnęło w gardle. Coś niesamowitego...

A teraz kończę, bo świetlik chyba właśnie wleciał za komputer i muszę go ratować. Uroki życia prawie-na-wsi. Buziaki, życzę Wam pięknych wakacji!

wtorek, 22 czerwca 2021

Upały, moja miłość :)

Siedzę sobie w domku z najmłodszą dwójką. Jest jakieś 30 stopni. W cieniu. W lodówce mam zachomikowane truskawki oraz śmietankę, a w zamrażalniku pudełko lodów ciasteczkowych. Moment perfekcji ;D

To znaczy GDYBYM miała instagrama, to uwieczniłabym ten moment perfekcji pięknie komponując na obrazku lody, truskawki ze śmietanką i może mrożoną kawę w tle. Na pewno w kadrze nie znalazłby się skarpetkowo-praniowy bałagan, zalegający w sypialni na kilku powierzchniach. Ale... jest za ciepło, żeby się nimi zająć :P Właśnie dlatego ludzie znad Morza Śródziemnego wynaleźli siestę.

W pokoju działa moja nowa zabawka - dyfuzor zapachowy od Gosi ze Starego Pianina. Pierwszy raz wygrałam coś w blogowym konkursie! I od razu taki trafiony prezent! Sasam się jak świstak na Milkę. 

Na pierwszy ogień poszedł zapach kojarzący mi się z wakacjami w Beskidzie Niskim - jałowiec. W życiu by mi do głowy nie przyszło szukać takiego olejku, nawet nie wiedziałam że taki istnieje. A tu proszę :) Czuję się znów jak mała dziewczynka siedząca w oknie drewnianego domu, patrząca na stare jabłonie, poskręcany krzew jałowca oraz las w oddali. Za każdym razem, gdy stamtąd odjeżdżałam, obiecywałam mojemu ulubionemu wiśniowemu drzewku, że wrócę. Przyszedł czas, że nie wróciłam... Ale ciągnie mnie w te okolice strasznie i cieszę się, że tego roku znów pokażę je moim dzieciom.

Kończymy powoli rok szkolny... Drugi już trudny, pandemiczny. Mam nadzieję, że wypoczniemy - my, dzieci, nauczyciele. Należy nam się chwila oddechu.

Ale zanim to nastąpi, to jak zwykle mam wrażenie, że wszystko dzieje się naraz i nie ogarniam. Zakończenia, pożegnania, ostatnie wycieczki... Wczoraj pierwsze zebranie przyszłej klasy Lu. Moja najstarsza córeczka idzie do szkoły, sniff sniff... Ponoć jest bardzo uzdolniona muzycznie i mam jej znaleźć jakieś zajęcia dodatkowe. Ba, gdyby nie covid to przez ostatnie półtora roku chodziłaby na balet... Może od września będzie bardziej normalnie i znów się uda znaleźć coś ciekawego dla dzieci. Rafał całą wiosnę uczestniczył w zajęciach i turniejach szachowych, bardzo go to cieszy. Ale pozostałym też by się przydała jakaś odskocznia, hobby. Poza wrotkami i rolkami, które teraz głównie absorbują nasze dwie gwiazdy. I rowerami chłopaków.

A teraz kończę, bo najmłodsza gwiazdka zawodzi, że jej gorąco i jest głodna ;) Dobrej końcówki czerwca Wam życzę! Też tak się cieszycie najdłuższymi dniami w roku? Jak dla mnie - ten miesiąc mógłby trwać i trwać. Zwłaszcza że u nas w Krakowie już zakwitły lipy... <3

poniedziałek, 14 czerwca 2021

Pięć gwiazdek na torcie i historia magnolii.

Środek czerwca... W powietrzu unoszą się już zapachy lata. Przed nami zakończenia roku szkolnego i... lipcowe szaleństwa. Wiosnę uważam za skończoną, odeszła zdmuchnięta jak świeczki na naszym ostatnim torcie. Sara  zgasiła pięć płomyków na srebrnych gwiazdkach i wjechała w nowy etap. 

Wjechała dosłownie - na wrotkach. Kupiłam jej eleganckie biało-różowe i jest szał :) Do tego dostała kask i ochraniacze od chrzestnych, także ten. Szykuje nam się ciekawy czas. Bo Ela też już się dopomina, żeby z nią iść na rolki. A chłopaki szaleją na rowerach. Gabryś ma w środę egzamin na kartę rowerową. Są emocje ;)

A ja w tym wszystkim staram się jednak zwolnić, odpocząć, zregenerować siły po całym trudnym pandemicznym roku szkolnym... Jest to o tyle łatwiejsze, że w tle moja ukochana pora roku. Wkrótce zakwitną lipy. Będę wybierać trasy spacerów tak, by chodzić koło lipowych alejek... Poza tym - dużo lodów, truskawek i czereśni ;) I zachwycanie się makami, chabrami oraz rumiankami na polach. Dopiero co w lutym rodziłam Anię z taką właśnie tapetą przed nosem i mimo skurczów byłam w stanie się nią zachwycić. No to doczekałam się jej na żywo. Jupi!

W ogrodzie zmarzła mi magnolia. Zostały suche gałązki. Z bólem serca poszłam ściąć, mając w pamięci pierwsze czytanie z tej niedzieli, to o suchym drzewie, które może stanie się zielone... I co? Większość gałęzi musiałam uciąć, ale pień tuż przy ziemi - zielony, a na nim maleńkie świeże listki! Aż mnie ciarki przeszły. Nie wiem, czy coś z tego będzie, ale taki znak od Boga: widzisz, kochanie, dla mnie nie ma sytuacji martwej i bez wyjścia. Nawet z zeschłego drzewa mogę wyprowadzić życie. A co dopiero z ludzi, w których dawno coś umarło.

wtorek, 8 czerwca 2021

Ach, ten czerwiec :)

No i piękny długi weekend za nami...

Najpierw Boże Ciało, czwartek. 3 czerwca, jak 11 lat temu... Pamiętam, byłam w szpitalu, modliłam się w kaplicy o poród naturalny, bo Gabryś mimo oksytocyny podawanej raz po raz, nie chciał się urodzić. Ale się bałam! Już po urodzeniu dowiedzieliśmy się, że było małowodzie i łożysko niewydolne. Pan Bóg naprawdę mocno się wtedy musiał o nas troszczyć, bo następnego dnia urodziłam szczęśliwie zdrowe (choć ciut małe, bo mimo donoszenia tylko 2500-gramowe) dziecko.

Każda ciąża, poród i te pierwsze miesiące po nim to walka, stres, zmaganie... Ale też doświadczanie wyjątkowej opieki. Teraz też...

Tegoroczne Boże Ciało świętowałam zupełnie inaczej. Piękny słoneczny dzień, ciepło i zielono. My w komplecie, wystrojeni. Dzieciaki podczas mszy o dziwo spokojne - bałam się, że będą się co chwilę wiercić i pytać, kiedy procesja. Bo po procesji mieli obiecane lody w Good Loodzie :P

Jakoś tak wyszło, że szliśmy zupełnie z przodu. W dodatku wypatrzyliśmy dwie znajome rodziny, jeszcze bardziej "dzietne", niż nasza, więc było rodzinnie i wesoło. A Sara załapała się nawet na koszyczek z kwiatami (którego sama nie ogarnęłam, bo płatki i tak by nam zdechły w aucie podczas jazdy - ten kościół dość daleko od nas) oraz wianek ;)

Potem długa posiadówa przy lodach w cieniu drzew, pizza u znajomych, a wieczorem - przygotowania do sobotniej eucharystii z chrztami. Mamy to szczęście, że wiele rzeczy możemy przygotować sami, pieśni, wstępy do czytań, kwiaty itd.

Piątek, 4 czerwca. Wzrusz. No co będę więcej pisać... Gabrysiu kochany, niech Cię Bóg prowadzi i strzeże od zła. Pamiętaj zawsze, że Cię bardzo kochamy :* I że jestem dumna, że mogę być mamą takiego fajnego faceta!

Sobota, 5 czerwca. Od rana przygotowania, goście, szykowanie strojów... Wieczorem chrzest Ani <3 Przy chrzcielnicy udekorowanej różowymi kwiatami, z dużą muszlą świętego Jakuba zamiast dzbanuszka do polewania główki. Z nami na pewno byli święci i aniołowie, śpiewający i cieszący się jak nie wiem co :) I może to dobrze wyszło, że dopiero teraz ten chrzest, choć pierwotnie miał być w Wielkanoc, potem w święto Zesłania Ducha Świętego... A wyszło w oktawę Bożego Ciała, gdy wokół kościołów pełno płatków pachnących kwiatów. My też spokojniejsi, bo Aneczka z małej kruszynki zamieniła się w roześmianą gwiazdeczkę...Trzymając ją nad chrzcielnicą już się nie bałam, tylko byłam wdzięczna. Ona też przystrojona w biało-kremową falbaniastą sukienkę wyglądała cudnie - tak jak powinna tego dnia ;) Jakoś tak się złożyło, że od obojga chrzestnych otrzymała ikony w prezencie - od chrzestnego Annę trzymającą małą Miriam na kolanach, a od chrzestnej Annę oraz Klarę modlące się razem przed obliczem Jezusa (nie ma jak spersonalizowany, wykonany samodzielnie prezent! jest mega!!!). Także ten... Doczekaliśmy się :) Dodatkową radością było to, że do komunii mogli już przystąpić obaj nasi starsi chłopcy. Dziewczyny też były bardzo przejęte i na pewno będą to pamiętać. A Michaś - jest na zdjęciach, kiedyś mu opowiem, jak to było...

No i niedziela, 6 czerwca. Najazd Hunów :D Żart, ale dzieci w domu było razem 17, a dorosłych 3 sztuki. Daliśmy radę, świętowaliśmy urodziny naszego pierworodnego oraz córeczki znajomych. Ona też już ośmiolatka, a dopiero co odwiedzałam ją i jej mamę w szpitalu tuż po porodzie... Wzdych, wzdych.

Przed nami odpoczynek... Tfu, tfu, skasuj... Przed nami urodziny Saruni <3, wycieczki szkolne chłopców, zakończenie przedszkola Elusi oraz inne atrakcje...

Odpoczynku nie ma, ale i tak jest pięknie ;)

A czereśnie już zaczynają się czerwienić... Idzie lato!