piątek, 27 września 2019

Miesiąc za nami... O dziecięcych wyzwaniach.

Wrzesień przyszedł szybko i gwałtownie, zmęczył nas, zmoczył i wyziębił. Zrzucał orzechy i kasztany z drzew, zaczął obrywać liście. I (prawie) sobie poszedł.

To naprawdę szokujące, jak czas biegnie, gdy ma się dzieci. Dopiero co były wakacje! I w morzu się kąpaliśmy, i wrzosy pachniały w lesie lubiatowskim.

A teraz co? Rano naprawdę mi głupio wymagać od dzieci, by wstawały tak wcześnie, jadły szybko śniadanie i wychodziły... No ale wiem, że potem są zadowolone - bo koledzy, bo zajęcia ciekawe. Ileż można siedzieć w domu, przy mamie :)

No i mama też potrzebuje czasu tylko dla siebie. To znaczy ta konkretna mama, czyli ja. Są takie, które uwielbiają mieć dzieci przy sobie i usychają bez nich. A mi tak dobrze i błogo z ciszą, kawką i książką. W sensie że na chwilę, tak być samemu. Bo tak ogólnie to też bez dzieci bym nie mogła :P

Więc z jesienią każdy zaczął jakieś swoje schodki...

Gabryś - trzecia klasa. Ostatnia w edukacji wczesnoszkolnej, za rok to dopiero będzie ciekawie! I już mi żal wychowawcy obecnego, bo jest super :) A poza tym cóż, niby do dziesiątki jeszcze dużo czasu, a ja już mam wrażenie, że to nastolatek pod dachem... Inne problemy, inne wyzwania. Przewrażliwienie na swoim punkcie, przebąkiwanie o dziewczynach, świadomość własnego wyglądu ("podoba ci się ta fryzura? dobrze mi w tych spodniach?"). Jeszcze nie jest dryblasem z sypiącym się wąsem, ale... zaczynam czuć, że tak kiedyś będzie :P I to szybciej niż później. Omg O.o

Rafcio pierwsza klasa, zaczęła się szkoła! Zadowolony. Pierwsze lekcje pływania na basenie. Znów treningi piłki nożnej. Żeby nie było - starszy też trenuje i pływa. U Rafika jednak jakoś tak spokojniej póki co, może to ja tak nie przeżywam, bo pierwszą klasę przerabiałam już, dwa lata temu. Pierworodni mają bardziej przekichane :P Jednak dobrze mieć przy sobie spokojnego rodzica. Co nie znaczy, że się nim nie przejmuję/zajmuję. Owszem, ale inaczej. Tylko wyciągam z niego, jak tam z kolegami, czy ktoś nie dokucza... Boję się przemocy w szkole, a takie problemy są w zasadzie wszędzie. Na razie mówi, że dobrze się czuje w klasie.

Elka - tej to się nie chce wstawać rano... Wielki foch codziennie. Pięcioletni. Więc jak się uprze, to nie ma zmiłuj. Trzylatka łatwiej do czegoś przekonać, bo zaraz zapomni i myśli o czymś innym. No ale poza tym lubi się bawić z dziećmi (gdy zostaje w domu, to zaraz kwęka, że jej się nudzi). Pokazywała mi swoje prace plastyczne. Uczy się piosenek, tańców. Trzeba będzie ją posłać na jakąś gimnastykę albo balet, tylko w normalnych godzinach, szkolnych. Bo wieczorem to moim zdaniem dzieci powinny mieć czas dla siebie w domu, a nie latać po zajęciach.

Sarcia, nasz świeżo upieczony przedszkolaczek. Dalej rano zrywa się z łóżka, ubiera szybko i wcina śniadanko, a potem - do przedszkola! Dziś nawet zaproponowałam, żeby się wyspała rano i została w domu (nie chciało mi się jej ubierać i szykować czwartego śniadanka, przyznaję... mój piątkowy kryzys). A gdzie tam! Popatrzyła na mnie zdziwiona, przebrała się, zjadła kanapkę z masłem orzechowym. I poszła. Popołudniami jest zmęczona i naładowana emocjami, więc bywa kapryśna, jak nie ona. Musimy być wyrozumiali. Ale generalnie - zadowolona i chce chodzić (jak Eluśka w tym wieku), więc niech korzysta. Dzieci w grupie w większości znajome, mają rodzeństwo w grupie Lusi i klasach naszych chłopaków. Sami swoi, także jest łatwiej.

I Misiaczek. Ten uczy się w domu :) Jeszcze nie raczkuje, ale pewnie niedługo zacznie. Leżąc na brzuchu podnosi się elegancko, silny jest. Dziś nawet byłam go zaszczepić, więc był ważony - 9610g. Kawał chłopa. Do jedzenia pierwszy :P Fajny jest. Taki już nasz. Znaczy zawsze był nasz, zresztą nawet jak go nie było, to było marzenie o nim, o naszym Michałku <3 Ale teraz to już jest piąty aktywny element naszej domowej układanki. No, siódmy, licząc mnie i Krzyśka. Ale jeśli chodzi o dzieci, to już przestaje być takim maluszkiem, z którego nie wiadomo co będzie. Patrzę na zdjęcia dzieci w tym wieku i one już wtedy wyglądają jak one, jeśli wiecie, o co mi chodzi :D Rosną potem, pewnie, ale te charakterystyczne rysy już są. Tak więc Misiek jest już całym sobą :P Siedem miesięcy skończył. W niedzielę ma imieninki, w święto archaniołów. No, nie on jeden ;) Ale on ma pierwszy raz!
I tak to u nas wygląda... Karuzelka się kręci. Nic dziwnego, że miesiąc minął jak z bicza strzelił. Brakuje mi tylko kurnika, albo psa do wyprowadzania :P I krowy, o!

4 komentarze:

  1. Oj kręci się kręci. Aż mi się nie chce wierzyć, ze to już koniec września - pewnie też przez to, że urlop mieliśmy we wrześniu.
    Nowe wyzwania miewają dzieci w każdym wieku ;)>

    Tak swoją drogą nikt z nas nie pamięta, że angielski "teenager" to jest od 13 lat dopiero. Zatem te nasze polskie nastolatki postarzamy przedwcześnie nieco...

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozbawiło mnie to "wyglądają jak one" bo zawsze też tak mówię oglądając stare zdjęcia:)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach ten czas leci, pędzi do przodu.... pędzi i pędzi, dni mijają, dzieci dorastają, szykują się do szkoły a potem jeszcze dalej.... A człowie kcelebruje te chwile, cieszy się każdą... Ale jaka radość w sercu i w domu wesoło. Zycie.. prawdziwe rodzinne :) Kiedy Was czytam, oglądam, widzę zdjęcia uśmiecham się i serce moje się cieszy.... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Każda mama potrzebuje czasu dla siebie :) i książki też potrzebuje ;)

    OdpowiedzUsuń