niedziela, 23 czerwca 2024

Gorączka czerwcowych nocy :P

Tia, brzmi romantycznie, a prawda jest taka, że od dwóch tygodni leżę i nie mam siły na nic. No doprawiłam się... Gorączka, zatoki zapchane, ból gardła, utrata głosu, takie tam... Dostałam wreszcie antybiotyk i baaardzo bym chciała, żeby wreszcie postawiło mnie to na nogi. Bo tu kurcze wakacje się zaczęły, a ja nie mam siły na nic i dostaję zadyszki nawet po wyprawie do łazienki :P

W sumie nie powinno mnie to dziwić – tak przypuszczałam, że zimowo-wiosenne problemy się odbiją prędzej czy później i dadzą znać jakąś chorobą. Starałam się dać radę i być silna, ale no. Nie dałam rady ;) Może muszę swoje odchorować, żeby się uwolnić od traumy?

Bardzo liczę na to, że tego lata odpoczniemy i naładujemy akumulatory, żeby wejść w kolejny sezon z nowymi siłami. I poczuciem, że możemy żyć tak jak chcemy, odważnie i na całego.

Tymczasem doszła do mnie paczka z książkami... Pewnie ucieszę się nią bardziej, gdy już dojdę do siebie, ale wrzucam fotę ku pamięci:

Piękna powieść o szalonej mamie wielodzietnej mającej w domu pięciu mężczyzn i oczekującej na narodziny córeczki. A w niej:

dużo humoru, czasem ciętej ironii, kilka mocnych sylwetek kobiet (w tym jedna wredna teściowa ;)), kot-przybłęda, Kraków widziany oczami kogoś, kto mieszka w nim od dziecka, Karol Wojtyła przemykający się dębnickimi uliczkami we wspomnieniach, Wisława Szymborska robiąca zakupy w nietypowym sklepie hydraulicznym, szum wiślanych fal tuż pod Wawelem... I oczywiście tęsknota za górami :)

Premiera w lipcu, ale polecam już teraz :) Gdyby ktoś chciał egzemplarz z autografem, piszcie w komentarzach lub łapcie mnie na messengerze.

Jeśli nie umrę od kaszlu, to prawdopodobnie odpiszę :P

Wszystkiego dobrego na progu lata!

środa, 12 czerwca 2024

Zapach miodu w bukowych pniach...

Zapraszam na wędrówkę śladami naszej ekipy... Gdzie "Skrzydła Hani" spotykają się z "Na końcu świata" i na żywo uzyskują zupełnie nowy wymiar...

Sercu bliski Beskid Niski i Pogórze. I poczucie, że wróciłam do siebie 🙂 Okej, to samo mam między innymi w kochanym Beskidzie Wyspowym, na Podhalu i na Kaszubach, ale tutaj coś woła mnie szczególnie. Są różne piękne końce świata, ale ten jest najbardziej mój. Pewnie dlatego, że taki dziki. Nie lubię uporządkowanych miejsc 🙂
Nocowaliśmy blisko miejsca, gdzie rozgrywa się akcja "Skrzydeł Hani". Piłam wodę, która pachniała jak podczas wakacji w dzieciństwie, patrzyłam na ten sam las, choć z drugiej strony góry. Dzieci wspinały się na drzewa tak podobne do tych, na których sama zdzierałam kolana i łydki.
Widzieliśmy miejsca opisane w "Na końcu świata". Wysowa, Kwiatoń, Klimkówka, Gorlice, Biecz z daleka... Muszę przyznać, że co chwilę łapałam się na myśli: "A mogłam to opisać! No, teraz bym to dodała! Ojej, jaka szkoda, że wtedy tego nie wiedziałam!".
Tak to jest 🙂 Nie da się napisać wszystkiego. A jak już się napisze, to lepiej do tego nie wracać. I pisać dalej, próbować ująć w słowa to, czego poprzednio zabrakło. Książki są dla czytelników. Ciągłe poszukiwanie dla autorów. I przyjmowanie do wiadomości, że choćby nie wiem jak się starało, to nie uniknie się błędów. Ja, choć piszę o drogich mi stronach, cały czas się uczę. Zwiedzam, dużo czytam... i jeszcze tyle nie wiem!
Najważniejsze, żeby powieść poruszyła serce. I (w przypadku moich) skłoniła do ruszenia w podróż. Po kraju, ale także w głąb siebie ❤

@domkiharklowa dziękujemy za gościnę! ❤️❤️❤️
 

poniedziałek, 3 czerwca 2024

Małe rzeczy.

Gdzieś mi mignął w mediach taki obrazek z procesji Bożego Ciała. Czyli jeden z ołtarzy.

I bardzo zapadł mi w pamięć, bo tak sobie myślę, że dla mnie to jest pełnia szczęścia.

Nie gonitwa za spełnieniem, nie scrollowanie informacji, nie bycie w mediach. Nawet nie głoszenie ewangelii, chociaż jest piękne – ale też wyczerpujące i potem trzeba gdzieś odejść i się wyciszyć.

Fajnie jest być żoną, mamą, pisarką całkiem niezłych książek. Ale ostatnio mam w głowie takie przebłyski, że... najlepiej jest być po prostu córeczką Pana Boga. Taką, która nic nie musi. Tylko pije z nim zieloną jaśminową herbatę, cieszy się latem i mówi mu, że czereśnie w tym roku pięknie obrodziły.

Nie wiem, czy rozumiecie, o co mi chodzi. Ale gdy patrzę teraz na róże, jaśminy i te wszystkie cudne kwiatki, takie spektakularne i zwracające na siebie uwagę, to  pojawia mi się wtedy przed oczami obraz małego niebieskiego kwiatka ukrytego w trawie. Właśnie taka chciałabym być. Zawsze lekko w cieniu i z pokojem w sercu. W wolności.

Dziś podczas pobytu z najmłodszą na placu zabaw usłyszałam koncert fortepianowy. Muzyka wylatywała przez otwarte okno i sprawiła, że w jednej chwili poczułam się jak w niebie. Bo był słoneczny czerwcowy dzień, już po burzy. Bo nade mną były gałęzie lipy i czereśni. Bo Ania puszczała bańki mydlane, a ja czytałam sobie "Kameliowy Sklep Papierniczy" (swoją drogą cudowna książka, właśnie taka, jak lubię – niby nic się nie dzieje, ale ile można się dowiedzieć i przemyśleć :)).

I choć chwila była ulotna jak bańka mydlana, to sprawiła, że życie stało się bogatsze o jeden moment perfekcji.

Dlatego chociaż wrzucam ostatnio takie fotki, bo będzie mi miło jeśli sięgniecie po wyjątkowo odprężające "Lato włóczykijów"...

... to jeszcze bardziej będzie mi miło, jeśli po prostu będziecie cieszyć się chwilami.

Za nami Dzień Dziecka.

My świętowaliśmy cztery dni ;)

Warto zostać malutkim w środku i umieć śmiać się głośno, gdy wszyscy wokół nadymają się jak purchawki :)

Uściski!