Jesień ma w sobie coś kojącego, jak ten moment przed snem, kiedy można (przynajmniej w teorii ;)) zaszyć się pod kołdrą z książką i ciepłą herbatą obok. Tyle tylko, że ja takich plasterków nie potrzebuję i wszystko we mnie tęskni za letnią aktywnością.
Dziś mój podstarzały telefon nagle bez ostrzeżenia wyświetlił sierpniowe zdjęcia z wakacji, których uparcie "nie widział" po upadku na ziemię jakoś na początku września. I siedzę tak sobie z książką przy porannej kawie, sięgam po komórkę, a tam radosny komunikat - "odnaleziono kartę SIM!". I bach, zdjęcie kąpiących się dzieci w rzece w Nieznajowej, błękit i zieleń, polna droga, woda oraz las...
Biorąc pod uwagę, że za oknem sójki i sikorki wyjadały resztki rozgniecionych orzechów pod szarym pochmurnym niebem, przypomnienie tych wakacyjnych przeżyć prawie złamało mi serce.
No nie, nie jestem jesieniarą. W życiu. Lato chcę i wakacje... Nawet miałam zamiar zacząć pisać kolejną wakacyjną książkę dla dzieciaków, tak jak poprzednie utkaną z tęsknoty i dobrych wspomnień. Ale nie, tym razem będzie zimowo, adwentowo-bożonarodzeniowo. Pisząc o tym czasie też można myśleć o tylu pięknych rzeczach i jakoś przetrwać jesień.
A co do książek... To muszę wspomnieć nieśmiało, że moje marzenie o wydaniu przestało być tylko marzeniem. Coś się dzieje ;) Ale na razie ciiii! Będzie konkret, to napiszę więcej. Jeśli zachowaliście w sobie dziecko i lubicie wracać do powieści z dzieciństwa typu "Dzieci z Bullerbyn", "Ania z Zielonego Wzgórza" czy "Tajemniczy Ogród" (moje miłości książkowe :) i cykl o Narnii, oczywiście), to myślę, że Wam się spodoba. A Waszym dzieciom, wnukom, chrześniakom - jeszcze bardziej :)
Zawsze marzyłam o tym, żeby pisać książki i jestem niesamowicie wdzięczna Panu Bogu, że dał mi siłę i cierpliwość, by w codziennym zabieganiu znaleźć na to czas.
Za nami dobry małżeński weekend, bez starszych dzieci, na rekolekcjach. Dobrze czasem odetchnąć...
A teraz wtorek, który pewnie rychło stanie się piątkiem. Odkąd wakacje się skończyły, czas gna jak szalony.
Ale - jeszcze w zielone gramy... Jest dobrze.
Ach, bardzo czekam :).
OdpowiedzUsuńJakoś tak jesiennie i u nas... choć było dużo słońca w dzień.
<3
UsuńA u nas jakoś ponuro... Szkoda, ja słońcolubna jestem :)
Super, czekamy!
OdpowiedzUsuńPs. Nie wiem jak ogarniasz pisanie książki przy szóstce dzieci :D
Dzięki :)
UsuńCóż, mnie zawsze najlepiej pisało się wieczorem i w nocy... Więc da się. Ale i tak nie jestem takim hardkorem jak Kaszubka, przynajmniej 5 godzin muszę spać, bo inaczej nie żyję :P
Wydaje mi się, że aby pogodzić pisanie i rodzinę i nie czuć, że jedno z drugim na tym traci, to rzeczywiście pozostają tylko noce :) Pisałam w ten sposób swoje bzdurki w liceum, na studiach, gdy pracowałam, przyzwyczaiłam się :) Wymiękam tylko przy niemowlakach, bo przy nich i tak zarywa się noce ;p
UsuńNo właśnie,inaczej się pisało po nocach na studiach (odsypiałam potem czasem do południa...), a inaczej teraz, gdy o szóstej trzeba wstać ogarnąć starsze dzieci, w środku nocy jeszcze wstawać do maluchów, a potem pilnować szalonego dwulatka (dziś z samego rana wylał turkusowy atrament na nową podłogę w kuchni). Także ten...
UsuńTe sójki w orzechach, ach, jesiennie mi się zrobiło :) Właśnie tę melancholię i tę tęsknotę za latem też lubię w jesieni. Ale nie znoszę przeziębień u dzieci! To jedyny minus ;)
OdpowiedzUsuńUściski! :*
Napisałaś "nieśmiało wspomnę" "nieśmiałe marzenie", a ja powiem: dość nieśmiałości! Twoje książki podbiły serce moje i moich dzieci, nawet Marcin ostatnio zasłuchał się, gdy czytaliśmy, masz niesamowity talent, co widać już w tym blogu, od początku powtarzałam, że one muszą być wydane, że się uda, wierzyłam w to! Więcej śmiałości! Będzie super! :*
O rzeczywiście, zrobiłam powtórzenie w jednym zdaniu :D Akurat ten fragment pisałam z Michałem skaczącym po głowie i wymuszającym puszczenie piosenki "Szczeka piesek". Tak to jest, jak się pisze w dzień :D i wychodzi nieśmiała nieśmiałość, blah.
UsuńA z tą śmiałością to masz rację, byleby nie przegiąć w drugą stronę :D
I dzięki za słowa wsparcia!!!
Mam dziwne wrażenie, że od przegięcia w drugą stronę uchronią nas kochani mężowie i bardzo zatroskane o stan naszego ego dzieciaczki. Taki wylany atrament na nową podłogę (serio? o rany!), foch o brak kolegów na osiedlu lub gorączka w nocy lub wiersz na pamięć skutecznie sprowadzają na ziemię. Zresztą, ta niepewność zawsze pozostanie. Strach przed opinią i oceną. Ale wiesz, jakie było czytanie na Mszy świętej w dniu premiery? O charyzmacie danym od Boga. Bóg nam to podarował. Teraz trzeba to mądrze i na Jego chwałę wykorzystać.
UsuńDzięki Dusiu, masz całkowitą rację :)
UsuńSerio, dalej mam niebieskie palce... Misiek nie tylko ma oczy Elki, ale też jej odklepane pomysły realizowane w kilka sekund :P
Jeśli kiedyś będę miała wnuki, to na pewno kupię im Twoje książki. A i sama jestem ich ciekawa :). Co do jesieni, to dla mnie najgorsza jest końcówka sierpnia, kiedy uświadamiam sobie, że lato naprawdę odchodzi. Mam wtedy gdzieś w środku takie tąpnięcie i żal.Teraz powoli się przystosowuję i trochę zapadam w hibernację z kubkiem kawy dla towarzystwa.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńOj mam to samo... Przełom sierpnia i września to koszmar, a w tym roku było jeszcze gorzej,bo jakoś od razu zimno się zrobiło...
Dobrze, że jest kawa i dobre książki... Tak na marginesie, mnie od popadnięcia w totalną depresję o tej porze roku ratuje często "Blask Corredo", zwłaszcza dwie ostatnie części ;) Są genialne!
Dziękuję:)
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńI mnie dzień umyka za dniem.
Dni coraz krótsze, popołudnia i wieczory wypełniony smakiem herbatki Lapacho i książkami🍵🤗📚
Pozdrawiam serdecznie całą Twoją rodzinkę, miłych dni życząc oraz zdrówka nade wszystko🍂🍁💖😊🍀🌞
<3 dziękuję i ściskam jesiennie :)
UsuńWydajesz książkę? Już teraz gratuluję i czekam na wieści!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że każda pora roku ma w sobie coś pięknego, kiedy umiemy to dostrzec, a Ty tę cenną zdolność posiadasz :)
Dziękuję :*
UsuńJa też już czekam na książkę 😊 jak czytam Twoje wpisy na blogu, to jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak pięknie opisujesz rzeczywistość, to dar😊 pozdrawiam! Magda G-O
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :))
UsuńJa tez nie jestem jesieniara. W sumie to nie jestem tez "wiosniara". :D Po prostu nie lubie tego czasu przejsciowego, gdzie niewiadomo czy zimno jest, czy cieplo. Dla mnie musi byc albo slonce i upal, albo snieg i mroz. ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś też tak miałam :) A potem przekonałam się do wiosny, za dużo dobrego mi się przydarzyło w tym czasie, żebym jej nie lubiła :)
Usuń