poniedziałek, 18 grudnia 2023

Magia świąt.

No nie, magii nie czuję żadnej :)

Za to cuda, które dzieją się wokół widzę jak na dłoni. To nie czary, to "tylko" Pan Bóg ;)

Wiecie, dawno nie miałam tak trudnego adwentu. I to nie jest tak, że problemy minęły.

Łohoho, o nie, zawieszenie trwa w najlepsze.

Ale jakoś tak właśnie w tych trudnościach "poczułam" obecność.

Niby mówi się, że Bóg to nie kiełbasa i czuć go nie trzeba.

Cóż, kiedy czasem on sam stara się, by można było go dotknąć.

Właśnie w tym "podgórkowym" i hardkorowym adwencie nadchodzą święta, które już teraz zmieniają coś we mnie. Bo jak dobrze jest iść przez noc ciemną (Jana od Krzyża było niedawno!) i wiedzieć, że na końcu ciemnego tunelu czeka światło.

Dzieci też współpracujące, również czekają... W zapachu szarlotki i pierniczków, w dźwiękach świątecznego jazzu, przy kolejnej grze planszowej... Coś się w nas rodzi.

Lubię nasz dom. Nie ściany i dach, choć też. Ale te śmiechy, czasem sprzeczki, obrazki przywieszone na lodówce, stos prania wiecznie do poskładania, Trufla przemykającego po pokojach na parterze. Sterty książek na parapecie kuchennym. I duży stół w salonie, przy którym dzieje się wszystko to, co najważniejsze.

Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy z tego, ile niszczą, nie doceniając rodzin i domów pełnych dzieci.

A o tych świętach w domu dużej rodziny mówię na przykład TUTAJ. Zapraszam ;)


12 komentarzy:

  1. O postaram się posłuchać.
    Po najmniejszej nocy gdzieś pojawia się światło... Choc czasem czekanie trwa i trwa bez konca...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, a ostatecznie zawsze zwycięża największe Światło :)
      Uściski w końcówce adwentu!
      Riv

      Usuń
  2. Tak, bardzo smutny jest ten antyrodzinny klimat, widoczny w niektórych mediach i w necie. Mam nadzieję, że jako matka wielodzietna nie spotykasz się z niechęcią w realnym życiu, ale raczej z życzliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj różnie to bywa, a ostatnio ktoś zaatakował nas bardzo mocno.
      Ale może właśnie w tym cierpieniu Bóg przychodzi jeszcze bardziej, a raczej to my bardziej się otwieramy.
      Pozdrawiam ciepło!
      Riv

      Usuń
  3. Kiedyś uderzyła mnie informacja, że przed Panem Bogiem będziemy musieli zdać sprawę z naszej otwartości na życie. Pan Bóg w swym planie dla każdego małżeństwa przewidział konkretną ilość dzieci.
    Ja jak się żeniłem myślałem o dwóch, max trzech dzieciach. Obecnie mamy czwórkę i nie mogę się doczekać kiedy będzie kolejne (choć nie jest łatwo, bo najstarsze jest niepełnosprawne, co wiąże się z dużą ilością wizyt u lekarzy i w szpitalach, ale Pan Bóg czuwa nad wszystkim i daje siły, trzeba tylko częściowo zrezygnować "z" / tudzież ograniczyć "siebie" dla innych).
    Filozofowie od dawnych wieków jednogłośnie twierdzili, że najgorszy byt jest lepszy niż niebyt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otwarcie na życie jest piękne i zawsze dziwiły mnie antykoncepcyjne głosy niektórych katolików. Z drugiej strony myślę, że to nie jest tak, że Bóg przeznaczył komuś liczbę dzieci, bo dał nam wolną wolę i wolność w decydowaniu o liczbie potomstwa. Bardzo porusza mnie to, że robi z nas współpracowników, a nie niewolników i dostosowuje się też niejako do naszych decyzji. Dlatego jest trochę jak w tej ewangelii, że jedni wydadzą taki plon, a inni taki. Grunt, żeby go wydać, a nie schować :)
      Pozdrawiam
      Rivulet

      Usuń
    2. Nie bardzo rozumiem stwierdzenie "dostosowuje się też niejako do naszych decyzji".
      Bóg daje nam wolną wolę w decydowaniu, ale z tych decyzji będziemy musieli zdać sprawę na Sądzie Ostatecznym.
      W spowiedzi powszechnej wszak modlimy się: "zgrzeszyłem myślą, mową i zaniedbaniem".. zaniedbaniem w stosunku do obowiązków swojego stanu, a dla przypomnienia podstawowym obowiązkiem małżonków jest zrodzenie i wychowanie potomstwa w wierze katolickiej.
      Moim zdaniem rodziny wielodzietne w dzisiejszych czasach nie są "modne", ponieważ będąc rodzicem trzeba się niejako ofiarować, będąc rodzicem rodziny wielodzietnej trzeba się jeszcze bardziej ofiarować. Jest to trudne dla współczesnego człowieka, który często w centrum stawia siebie.
      Sam nasz Pan Jezus Chrystus ofiarował się w pełni za nas, a przecież wcale nie musiał.

      Usuń
    3. To oznacza, że nie ma jednego planu na nasze życie i nigdzie nie jest zapisane, jak ono ma wyglądać. Życie jest dynamiczne, tak jak Bóg. Jakiej decyzji byśmy nie podjęli, On może zrobić z niej coś dobrego, jeśli będziemy się go trzymać (a jeśli nie, to też może, bo może wszystko, a nasze zbawienie nie zależy od naszych uczynków, tylko jego miłosierdzia... co oczywiście nie znaczy, że mamy robić wszystko na opak, ale też nie musimy się bać sądu, jeśli kochamy Boga). To trochę jak z powołaniem – co byś nie wybrał, możesz być szczęśliwy, jeśli tylko oddasz to Panu Bogu. Są takie momenty, kiedy masz do wyboru kilka dróg i to nie jest tak, że któraś jest gorsza. Jeśli nie oznacza wejścia w grzech, to nie jest. Dobrze jest przyjąć, że Pan Bóg szanuje nasze decyzje i nie punktuje nas za odejście od jakiegoś z góry ustalonego planu.
      Riv

      Usuń
  4. Rok temu przeżywałam czas odchodzenia jedynego Brata, teraz każdy dzień przepełniony jest tamtym czasem...cierpienie jest wielkim Nauczycielem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przytulam... Kilka dni temu była pierwsza rocznica przejścia na drugą stronę naszego przyjaciela. Nie sposób sobie nie przypominać.
      Rivulet

      Usuń