I dodarło do mnie tak wyraźnie, jak bardzo mogę być wdzięczna. Jest inaczej, już nie romantycznie tylko we dwoje - ale ile fajnych ludzi mamy wokół siebie!
Na przykład ten na tle wody, najstarszy :)
Poza tym jakoś tak ostatnio jesień nawet mi się podoba. Gdyby tylko następowała po niej od razu wiosna - byłoby jeszcze lepiej ;) (Ale kupiłam cebulki krokusów, przebiśniegów i tulipanów. Będzie na co czekać i czego wyglądać za oknami.)
Na przykład ptaki przylatujące do naszej stołówki pod orzechem... Nigdy ich nie ma tyle, co o tej porze.
W sobotę zbieraliśmy się do wyjazdu, przypięłam najmłodszych i już miałam wsiadać do auta, a tu nagle z drzewa spadła mi pod nogi sikorka. Śliczna, niebieska, modraszka. Oczywiście zaliczyłam stan przedzawałowy, bo na początku wyglądało to kiepsko. Ale wzięłam ją na ręce i powoli się uspokoiła, ułożyła skrzydła, nóżki. Musiała się mocno potłuc i przestraszyć, ale na szczęście nie połamała. Dałam jej pić (mina Krzyśka bezcenna - nie zauważył co się stało i nagle myślał, że poszłam do łazienki polewać wodą niebieską maskotkę... potem się zorientował, że maskotka jest żywa i po kropelce pije mi wodę z palca). Odłożyłam ogrodzie w bezpieczne miejsce z dala od psów, kotów i dzieci. Doszła do siebie, odleciała.
Ale bardzo przyjemnie było trzymać w dłoniach takie małe niebieskie stworzonko.
Aha, znowu nad rzeką widziałam zimorodka ostatnio. Śmignął jak błękitna strzała.
I ryjówki (małe stworzonka, ale bez skrzydeł i z długimi ogonami) wprowadziły nam się pod podłogę i robią raban po nocy. Nic do nich nie mam, ale wolałabym bezkrwawo wypłoszyć, tylko jak?
Przed nami październik. Wyciągnęłam "Anię z Zielonego Wzgórza" i czytam.
Dzięki powieściom dla dzieci świat jest bardziej kolorowy :)
A po nocach piszę swoją, czwartą już. Dobrze mieć taki skrawek czasu tylko dla siebie i swoich pasji.
Ładne obrazy kreślisz :)
OdpowiedzUsuńPiękny pejzaż. I jesień na razie niestraszna. A sadzenie cebulek tulipanów jakoś mentalnie przybliża wiosnę :)
OdpowiedzUsuńOj tak :) Dzieciaki już czekają na Boże Narodzenie, a ja na adwent... Tylko ten styczeń i pierwsza połowa lutego tak się dłużą...
UsuńU Ciebie zawsze taki spokój! Niesamowite, przy takiej gromadce :)
OdpowiedzUsuńWiesz, myślę że patrząc z boku, to mam tego spokoju mniej niż przeciętny człowiek :) Ale może właśnie dlatego nauczyłam się go szukać i doceniać :)
UsuńPiękne, refleksyjne zdjęcie :)) Te barwy...
OdpowiedzUsuńSikorki są cudowne, w ogóle uwielbiam ptaki. To musiało być niesamowite, poić takie maleństwo i patrzeć, jak wraca do siebie.
Tak, już kilka razy zdarzało mi się ratować ptaszka i zawsze jest to bardzo poruszające :)
UsuńMasz rację, nasze pasje dodają nam sił.
OdpowiedzUsuńDla mnie to nowe odkrycie, że te pasje też są ważne...
UsuńWcześniej pisanie traktowałam jako taką nic nie znaczącą głupotkę. Niesłusznie, bo w tej sposób wyrażam siebie, więc to zasługuje na szacunek, także mój.
Pięknie! :*
OdpowiedzUsuńA co do pasji i tego, co czytam tu w komentarzach... Ja do dziś walczę, by mojego pisania nikt, łącznie ze mną, nie traktował jak głupotki. Trudna droga, bo w oczach ludzi tylko coś, co przynosi konkretne pieniądze nie jest głupotą ;)
Właśnie, pieniądze... Może dlatego, że pisanie czy bycie mamą nie przynosi pieniędzy, to nie jest traktowane jako poważne zajęcie :P
UsuńJak tam na froncie pisaniowo-dzieciowym?
Przepiekne zdjecie!
OdpowiedzUsuńMojej sasiadce ostatnio o malo nie zleciala na glowe wiewiorka! :D Spadla z galezi tuz za nia. Ale po sekundzie szoku czmychnela z powrotem na drzewo, wiec nic jej sie nie stalo. Tylko my zartujemy teraz czekajac na autobusy dzieci, ze tu trzeba uwazac, bo wali wiewiorkami! :D
Hahahah dobre! :D
UsuńWitaj złotą jesienią
OdpowiedzUsuńJa chyba też muszę sięgnąć na półkę po opowieść o rudej Ani.
Powodzenia w pisaniu książki
Pozdrawiam serdecznie wszystkimi kolorami października