Chłopcy spędzili weekend w Krakowie z dziadkami. Byli w zoo, w ogrodzie botanicznym i wielu innych ciekawych miejscach... i na gorącej czekoladzie w Bonarce ;) Bawili się świetnie.
A my z dziewczynkami - u stóp Babiej Góry. Nie pojechaliśmy się wspinać (zresztą na Babiej jeszcze śnieg), ale wyciszyć. Dziewczyny bawiły się z zaufaną opiekunką, a my mogliśmy trochę pobyć z Panem Bogiem. Po ostatnim czasie bardzo tego potrzebowaliśmy, zabiegani, trochę jednak zestresowani remontem i różnymi sprawami.
Wróciliśmy odświeżeni :)
Warto zadbać o taki czas oderwania się od problemów i wsłuchania się w to, co ważne. Bez biegania za dziećmi, pracą, problemami i codziennymi wyzwaniami.
Babia Góra odcinała się wyraźnie od niebieskiego nieba (pogoda była wymarzona), ciemne skały i łaty śniegu. Szumiała rzeka i wpadające do niej strumienie. Dokoła wszystko kwitło. Myślałam, że będzie zimniej niż w Krakowie, ale okazało się, że przyroda jest na tym samym etapie, co u nas ;) Magnolie, forsycje, drzewa owocowe... Nawet w środku lasu pomiędzy świerkami były pióropusze białego kwiecia. A przy ścieżce delikatne seledynowe listki borówek.
Idealne miejsce na randkę :)
Tak więc słuchaliśmy katechez (w pięknym ośrodku :)) i robiliśmy się coraz spokojniejsi. Patrzyłam na góry i przypominała mi się moja cała historia i te wszystkie cuda, które Pan Bóg zrobił w moim życiu. Znowu byłam wdzięczna i szczęśliwa, a nie zamartwiająca się niepotrzebnie.
Byliśmy z dziewczynkami na spacerze w lesie. Widzieliśmy łąkę pełną jaskrawożółtych kaczeńców. Pan przejeżdżający drogą na traktorze przywitał się serdecznie (kocham tą otwartość tamtejszych ludzi i to, że można wołać "dzień dobry!" do staruszków siedzących przy swoich domach, a oni uśmiechają się i odpowiadają). Potem dziewczyny wrzucały kamyczki do rzeki, a my zapatrzyliśmy się w płynącą wartko wodę.
Następnego dnia wyrwałam się nad rzekę sama. Akurat byłam w eleganckiej czerwonej sukience i czarnych butach na obcasie, po porannej niedzielnej modlitwie. Nie chciało mi się przebierać. Brodziłam sobie w przyjemnie chłodnej wodzie i co jakiś czas zerkałam w stronę dumnej Babiej. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie zauważy i nie dostanie zawału :P Woda wypływała mi z butów w czasie całej drogi powrotnej.
A później był obiad i okazało się, że jestem potrzebna w Krakowie, żeby za dwie godziny powiedzieć świadectwo. Krzysiek wrócił do domu z dzieciakami, odbierając po drodze chłopców, a ja pojechałam ze znajomymi tak jak stałam, w tej czerwonej sukience, tylko z torebką. Potem okazało się, że w torebce oprócz dokumentów i telefonu mam też pieluchy, brudne spodnie Sary i mokre skarpetki Eli :P Nie miałam za to chusteczek, pieniędzy, ani biletu, żeby wrócić do domu. Ale wszystko dostałam ;)
Fajnie, że tak to się potoczyło. Nie zdążyłam się zdenerwować (stresują mnie publiczne wystąpienia), a w całej tej zwariowanej sytuacji czułam tylko wdzięczność do Pana Boga, że mogę o nim mówić innym ludziom. O jego miłości. Taki jeszcze jeden prezent tego weekendu. W sumie to był najlepszy moment, po tym wyjeździe byłam jak telefon podłączony do ładowarki :) Co jakiś czas trzeba naładować baterie.... A potem podać ładowarkę dalej.
Piękny czas!
Właśnie tak:
Wyobrażam sobie Ciebie w tej sukience i butach w strumieniu...
OdpowiedzUsuńTaki czas ładowania, odpoczynku duchowego bardzo jest potrzebny...
Piękna magnolia. Uwielbiam ten wiosenny czas.
OdpowiedzUsuńRozmarzyłam się... tak pięknie napisałaś i opisałaś i jeszcze ta nastrojowa - piękna muzyka.
OdpowiedzUsuńGóry... mam kawał drogi, byłam dwa razy na wycieczce szkolnej, raz zabrał mnie ze sobą brat ale już pierwszy pobyt - ten szkolny sprawił, ze je pokochałam. Małe górskie kościółki również maja swój wyjątkowy klimat - nastrój...
Jan PAweł II również kochał góry - spacerując po szlakach czy na polanie lub w ogóle na łonie natury czuć obecność Boga - czuć Jego, Jego miłość, dobroć.. Wy jeszcze mieliście możliwość słuchać pięknych katechez... Wiosna, góry, słowa Boże, Bóg.. jak pięknie... rozmarzyłam się ♥ Tęsknię za górami, chciałabym to przezyć...
Tak, zawsze w górach myślę o JPII i o księdzu Tischnerze, to też ich szlaki :) W górach do Boga jakoś bliżej...
UsuńKsiędzu Tischnerze? Nie słyszałam o Nim ;)
UsuńCzyli weekend spędzony w jak najbardziej udanym stylu
OdpowiedzUsuńto prawda, ładować akumulatory trzeba!
OdpowiedzUsuńO rety... Cudowny czas. I tak ładnie to opisałaś. Aż widzę Was z dziewczynkami w tych górskich pejzażach. A przede wszystkim Ciebie, jak brodzisz w rzece w czerwonej sukience. Idyllicznie :) Pozytywnie zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuń:)) To prawda, było tak pięknie i wzruszająco, jak w jakiejś Narni :D Aż trochę kiczowato, ale ja lubię takie klimaty ;)
UsuńNo ze Ty wlazlas do gorskiej rzeki (lodowatej zapewne) boso! W kwietniu! Brrr... :D
OdpowiedzUsuńHehe to był ciepły dzień, słońce grzało mocno, a woda była chłodna, ale nie lodowata :)
UsuńJaki ten nasz świat jest piękny...
OdpowiedzUsuńRzadko tu zagladam a czesto interesuje mnie co sie u Was dzieje. Czy masz fb? Moglabys wyslac do mnie zaproszenie? Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńHttps://facebook.com/consilka
A mogłaby$ napisac co to za swiadectwo? O czym mowilas? Powiedz tez nam :D
UsuńOj nie mam fejsbuka, brak mi czasu na życie w sieci ;) Nawet teraz mam o czym pisać, ale przysiąść nie ma kiedy... Może pod koniec tygodnia będzie chwilka :)
UsuńPozdrawiam ciepło :)
Piękna magnolia!
OdpowiedzUsuńMasz racje, trzeba co jakiś czas naładować baterie. Super, że miałaś udany weekend :)
Kochana!
OdpowiedzUsuńPięknie spędzony czas i o to chodzi:)
Pozdrawiam najserdeczniej:)