Przyszedł czerwiec… Ciepły, słoneczny, pachnący jaśminem i
różami. Świętowaliśmy urodziny Gabrysia jeszcze z maluszkiem w brzuchu. Potem
zaczęło się nerwowe odliczanie. Bo ileż można czekać? I w końcu nadszedł ten
dzień, a właściwie noc…
11 czerwca 2016 roku równo dwie godziny po północy przyszła
na świat nasza druga królewna, Sara Emilia. Przyszła gwałtownie i niespodziewanie,
bo chociaż na skurcze czekałam już od dawna, to jednak…
Było tuż po północy, a ja powoli szykowałam się do pójścia
spać i zastanawiałam, kiedy wreszcie zobaczę moją dziewczynkę (parę godzin
wcześniej wysyłałam zrzędliwe smsy do znajomych, skarżąc się, że mi się już
dłuży oczekiwanie). I nagle poczułam się jakoś dziwnie… zdenerwowana. Jakby coś się miało wydarzyć. Tuż przed
pierwszą przyszedł pierwszy skurcz. Jakiś taki mocny się wydał. Potem szybko
następny… i następny. Moja pierwsza myśl? „Błagam, nie teraz, chciałam się
wyspać…” :P
Zadzwoniłam do rodziców, że zaraz przywieziemy im dzieci i
pojedziemy do szpitala. Obudziłam Krzyśka, który już chrapał od jakiegoś czasu.
I zaczęłam szybkie pakowanie – swoich rzeczy, torby dla dzieciaczka, no i
plecaka z ubrankami naszej trójki. Kiedy wychodziłam z domu, odeszły mi wody…
Krzysiek pobił rekord na trasie, podrzuciliśmy dzieciaki do dziadków, a potem
szybko do najbliższego szpitala. Czułam, że czasu mamy coraz mniej. Dobrze, że
była noc i ulice puste, więc gnaliśmy szybko – gdyby był dzień i korki, to
pewnie dziecko przyszłoby na świat w samochodzie :P Podjechaliśmy szybko pod
SOR, a tam gdy tylko zobaczyli, w jakim jestem stanie, szybko zawieźli mnie na
wózku na porodówkę (ech, ten wiatr we włosach, gdy gnaliśmy szpitalnymi
korytarzami…).
Była za piętnaście druga, kiedy zostałam przyjęta do
szpitala. Położna i pielęgniarka w szoku, bo widziały, że zaraz urodzę, no i
się pytały, czemu czekaliśmy z przyjazdem tak długo. I zdziwienie, kiedy
powiedzieliśmy, że wcale nie czekaliśmy i przyjechaliśmy od razu… Oczywiście
nie było już czasu na takie atrakcje, jak lewatywa, zakładanie wenflonu czy ktg
(hurra!!! wkurzają mnie wszystkie trzy ;)) . Usiadłam na fotelu, przyszły bóle
parte i już za pierwszym podejściem mała wyskoczyła z brzucha. Była godzina
druga, piętnaście minut po przybyciu do szpitala.
I to był ten moment, kiedy straszliwy ból (akcja była
krótka, ale bardzo intensywna i wyczerpująca…) zamienił się w szaloną radość J Bo nagle miałam na
brzuchu małe, ciepłe ciałko, słyszałam wrzask malutkiej (ale się darła, jak
żadne z naszych dzieci!), no generalnie docierało do mnie, że skończyło się
dziewięć trudnych miesięcy czekania. Sarunia dostała 10 punktów Apgar, ważyła
3290g i mierzyła 52cm. Zaraz po ważeniu dostałam ją z powrotem i tak leżałyśmy
przez 2 godziny, ciesząc się sobą (ona od razu zaczęła jeść jak rasowy ssak J). A Krzysiek
przysypiał na fotelu obok :D I tak schodziły z nas emocje.
Kolejne dwa dni były oczywiście bolesne, no ale i tak było mi
łatwiej, niż dziewczynie z którą byłam w pokoju i która dochodziła do siebie po
cesarce. To był jej trzeci poród, dwa poprzednie były naturalne i stwierdziła,
że wprawdzie ból podczas naturalnego jest koszmarny, to jednak jest to pikuś w
porównaniu z tym, co się dzieje już po cięciu cesarskim. Także w sumie to
miałam szczęście, że znowu udało mi się urodzić naturalnie. I to bez żadnych
znieczuleń i wspomagaczy J
A teraz jesteśmy już w domku i cieszymy się sobą. Radość
dzieciaków jest ogromna, ciągle chcą być przy Sarze, głaszczą ją i całują.
Chłopcy pomagali przy kąpieli (Rafałek tak to przeżywał, że prawie się
popłakał, kiedy mała zaczęła kwilić w wodzie) i nawet przez chwilę dałam im ją
do potrzymania na łóżku (tu zwłaszcza Gabryś świetnie sobie radzi i zachwyca
przy tym głośno: „Jakie ona ma śliczne małe stópki! Nasza kochana Sarunia!”).
Ela świruje wręcz, kiedy przebieram, przewijam lub karmię małą i chce pomagać
tak gorliwie, że muszę ją powstrzymywać, bo inaczej zrobiłaby siostrze krzywdę.
Ale niesamowicie jest patrzeć, kiedy zbliża swój nosek do noska Saruni i nim
pociera jak mały Eskimosek (to Elusiowy odpowiednik buziaczka). Od poniedziałku
w domu trwa święto i w tym wszystkim nie mam wątpliwości, że kolejny
dzieciaczek do kochania to najwspanialszy prezent dla wszystkich domowników J (a Rafałek już się
pytał, kiedy będzie następny dzidziuś… cóż Rafałku, na razie mama musi
odpocząć).
Jaka jest Sarunia? Tyle czasu się zastanawiałam, kogo mam w
brzuchu, jakie ma oczy, jakie włosy, jaki charakter… No więc jak na razie, Sara
jest spokojnym dzieciaczkiem, który je i śpi. Nawet zasypia bez problemu sama,
położona po karmieniu i odbiciu w łóżeczku, także o dziwo mam dużo czasu dla
siebie i Eli (chłopaki w ciągu dnia w przedszkolu), no i na ogarnięcie domu.
Fajnie, bo mogę się zająć starszą córeczką, która teraz bardzo tego potrzebuje
– niby wszystko super, ale widzę, że przeżywa to, że nie jest już najmłodsza. Po
kilku dniach to minie, ale teraz Eluśka potrzebuje więcej przytulania i
wspólnych zabaw – tak jak kiedyś jej starsi bracia. No a przy okazji korzystam
z tego, że mam teraz wreszcie siłę i mogę posprzątać, ugotować, zrobić zakupy i
generalnie zająć się wszystkim bez zadyszki, nacisku na pęcherz i bólu brzucha/kręgosłupa
:P
Jeśli chodzi o wygląd Saruni, to nadziwić się nie mogę, jak
udało jej się być podobną tak bardzo do każdego z rodzeństwa. Włoski ma
jaśniejsze niż Rafałek i Ela w tym wieku, ale ciemniejsze niż Gabryś. Oczy
ciemnoniebieskie, ciekawe jakie będą za jakiś czas. Szare? Niebieskie? Zielone?
Na pewno nie ciemne, jak u Rafałka. Poza tym nosek, kształt oczu, uśmiech –
takie same, jak u pozostałych. Trudno powiedzieć dokładnie, ale coś sprawia, że
mimo różnic cała czwórka jest do siebie bardzo podobna (na żywo widać to
jeszcze wyraźniej, niż na zdjęciach).
Są kochani, piękni i mimo że czasem jestem zbyt zmęczona, by
o tym myśleć (dziś hałasowali tak bardzo, że rozbolała mnie głowa i miałam
ochotę ich zamknąć na chwilę w pokoju obitym poduszkami i bez klamek :P no w
tym czasie wszyscy chodzimy nabuzowani, jednocześnie szczęśliwi i jeszcze
spięci), to jestem strasznie wdzięczna, że ich mam. Warto było czekać i znosić
trudności tych dziewięciu miesięcy – razy cztery J
A teraz przed nami – lato i wakacje!
Kochana gratuluję Sara jest piękna tak się cieszę 😄
OdpowiedzUsuńGratuluję serdecznie!
OdpowiedzUsuńCzytam Twój blog od dłuższego czasu, do tej pory nie komentowałam, ale dziś okazja jest wyjątkowa. Codziennie sprawdzałam, czy to już, ale wreszcie jest! Sara to piękne imię. Wszystkiego najlepszego dla malutkiej i dla Was wszystkich.
O Boże. Wchodziłam tu codziennie, czekając na tę niezwykłą wiadomość o pojawieniu się małego człowieczka. Gratuluję, gratuluję, gratuluję! Cieszę się, że akcja porodowa trwała krótko i bez komplikacji. I że wszystko jest dobrze. Że obie jesteście zdrowe. Że reszta dzieci zadowolona (to końcowe wspólne zdjęcie - rewelacja, aż coś w sercu się ściska). Wprawdzie się nie znamy, ale modliłam się za Was.
OdpowiedzUsuńPS My też już czekamy na trzeciego szkraba :)
Dziękuję i gratuluję Wam z całego serca :)) Też będę pamiętać o Was w modlitwie, niech się maluszek rozwija zdrowo :*
UsuńA jednak!!! Gratulacje :-) :-)
UsuńGratulacje! Gratulacje! Niech Pan Bóg błogosławi Sarze i całej Rodzinie :)
OdpowiedzUsuńDzięki :D
OdpowiedzUsuńAleż się wzruszyłam. Jak pięknie. Niech Wam Malutka rośnie w łasce u Boga i ludzi.
OdpowiedzUsuńWidzę podobieństwo do Eluni i do Ciebie.
Ucałowania
Boże błogosław!
OdpowiedzUsuńNo i się popłakałam :) Wielkie gratulacje dla Was i dużo zdrówka :) Cudowni jesteście!
OdpowiedzUsuńGratulacje. Przeżycia miałaś niesamowite.
OdpowiedzUsuńGratuluje z calego serca, corcia sliczna kruszynka:-):-):-)
OdpowiedzUsuńO jejciu! Rozpłynęłam się. GRATULACJE!
OdpowiedzUsuńSuper. Wchodziłam od dłuższego czasu i czekałam na wiadomość. A jak zaczęłam czytać to myślałam, że mała ma na imię Róża:) Pozdrawiam i życzę dużo siły.
OdpowiedzUsuńGratulacje Rivulet ! :)
OdpowiedzUsuńKochana Gratuluję :)
OdpowiedzUsuń"nie dziś, chciałam się wyspać" - padłam po prostu :D Gratuluję szczęśliwego rozwiązania.
OdpowiedzUsuńGRATULACJE :)) Jaka cudowna, prześliczna Królewna!!! Ahh wspaniałe macie dzieci..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Gratulacje!!! Ale się uryczałam czytając ten wpis... :)
OdpowiedzUsuńwwwooooow! śliczna! gratulacje!
OdpowiedzUsuń<3
No u Was to już powinnam się przyzwyczaić, że normalnie i zwyczajnie być nie może. Gratuluję Wam serdecznie. Sara dostała piękne imię!
OdpowiedzUsuńcuuudddoooowwwnnniiieee! Co za wspaniały wpis!
OdpowiedzUsuńGRATULUJĘ!
piękne dziecko, piękne imię, piękny poród... PIĘKNIE :)
:*
Fantastycznie! Serdeczne gratulacje !!!
OdpowiedzUsuńWspaniała nowina!!!! Gratulacje!!! Córeczka słodka, bardzo podobna do rodzeństwa. A taki szybki poród to wspaniała rzecz!!!
OdpowiedzUsuńSarunia! Gratulacje i obfitego błogosławieństwa Bożego dla was wszystkich!
OdpowiedzUsuńGratulacje !!! Zdjęcie całej CZWÓRKI urocze :))
OdpowiedzUsuńgratulacje! Mala cudna :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Niech Was Pan błogosławi i strzeże. Piękny opis i sama prawda o miłości. Czekałam na ten wpis z utęsknieniem.
OdpowiedzUsuńGratuluję. Blog czytam od dłuższego czasu i z niecierpliwością czekałam na wiadomość. Pozdrawia
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńDziękujemy wszystkim za dobre słowa :) :*
OdpowiedzUsuńpiękny śpioszek niemowlęcy. Pozdrawiamy wraz z Lenką! ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję! Slicznotka niech się zdrowo chowa! Zdjęcie całej czwórki. .. wzruszające, piękna macie rodzinkę!
OdpowiedzUsuńGratuluje! Przegapilam
OdpowiedzUsuń