wtorek, 24 czerwca 2014

O słodkościach, naszych małych sukcesach i strachu.


W tym zdjęciu ze strony http://slodkiezapomnienie.blogspot.com się zakochałam :) I podczas długiego weekendu zrobiliśmy bezę, korzystając ze znalezionego tam przepisu. Niestety nasze zdjęcia zrobione komórką jakoś nie chcą się zgrać na kompa. Ale szczerze - jak tylko wyzdrowiejemy, to biegnę po truskawki do sklepu i robimy jeszcze raz. Niebo w gębie...

Ano właśnie, bo chorzy jesteśmy. W czwartek jeszcze wybyliśmy do Łagiewnik na eucharystię i odwiedzić mojego brata... A następnego dnia już wszyscy smarkaliśmy i kaszleliśmy. I tak jest do dziś. Dobrze, że Ela tradycyjnie jest odporna i nic sobie z chorób nie robi (i mam nadzieję, że tak już zostanie...).

W sumie niewiele straciliśmy, bo pogoda ostatnio u nas jakaś średnia i nie bardzo widać, żeby lato było. Dzięki temu te kilka dni spędziliśmy razem w domu, nie szalejąc nigdzie... I wreszcie trochę odpoczęliśmy. Dzieci miały dużo czasu, żeby się wieszać na tacie, przynosić mu książki do czytania, słuchać jego historii (Krzysiek do opowiadania bajek podchodzi bardziej poważnie niż ja i dobrze się do tego przygotowuje).  A ja w niedzielę wzięłam Elę na spacer, żeby odetchnęła trochę innym powietrzem. Byłyśmy na Jarmarku Świętojańskim pod Wawelem, oglądałyśmy rycerzy i ich namioty :) Chłopakom kupiłam drewnianą szablę do kompletu (dwa miecze już mają, a teraz przyszła faza na piratów). Pospacerowałam trochę z śpiącą w wózeczku królewną, poszłam na Planty i do Franciszkanów na mszę. Kiedy wróciłyśmy wieczorem do domu, okazało się że chłopaki w międzyczasie zrobili ciasto cynamonowe :) W ogóle dużo działaliśmy przez te kilka dni w kuchni hehe. No dobry czas to był.

Wczoraj po raz pierwszy Krzysiek czytał Gabrysiowi taką poważniejszą książkę. Aż muszę o tym napisać, bo jakoś mnie to poruszyło... Z prostych dziecięcych książeczek wreszcie zmierzamy ku książkom, gdzie mniej jest obrazków, a więcej treści. I tak nasz najstarszy po raz pierwszy zetknął się ze światem Narni, a konkretnie "Siostrzeńcem czarodzieja". Coś mi się wydaje, że będę mogła się podzielić moją fascynacją Astrid Lindgren już niedługo :) Cóż, dzieciaki często widzą, że czytamy książki, także mam nadzieję, że też się czytaniem zarażą.

Rafałek kolekcjonuje nowe słówka. Ostatnio śniło mi się, że mówi już pełnymi zdaniami. Może już niedługo faktycznie tak będzie... Powtarza rewelacyjnie to, co usłyszy. Pewnie, że tworzy na razie "swój" język, ale nieźle mu idzie. Nawet mniej przekręca słowa, niż Gabryś na tym etapie. Ostatnio załapał: księżyc, beza, ciuchcia, alarm i... "ojej!" :)

A Ela chichocze :) Wystarczy, że bracia ją zagadują, a ona się śmieje. Jak ją połaskoczę pod bródką to też rechocze. Moja mała żabka :))

Tylko ja mam kolejny, trzeci już supełek w żołądku - supełek strachu o kolejne dziecko. Nieraz budzę się w nocy i nie mogę zasnąć, bojąc się, co się może stać. Że tak łatwo mogę je stracić... Najbardziej w tym momencie martwię się o mojego wiecznie poobijanego rozbójnika, dwulatka. Pewnie, te myśli nie są dobre i nie od Boga pochodzą, ale... czasem nic nie mogę poradzić. Tylko próbować się modlić.

W tym temacie polecam przeczytać TĄ HISTORIĘ. Ja ryczałam...

12 komentarzy:

  1. Przeczytałam historię i ryczę...To wszystko działo się obok mnie, w moim mieście...

    Ściskam Was mocno Choruszki :*
    Nie dajcie się podłemu choróbsku.
    Dzieci są cudne, rosną tak szybko i każdego dnia zaskakują nas czymś nowym :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Omomom, zdjęcie takie apetyczne, że ślinka cieknie. Ja w tym roku też się przymierzam do bezy, ale jakoś się jej boję :) No nic- spróbować upiec nie zaszkodzi. Zdrówka Kochani!

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam połączenie truskawek, mascarpone i bezików :)
    tylko u mnie króluje wersja uproszczona, w pucharkach ...

    dużo zdrowka dla was!

    OdpowiedzUsuń
  4. Apetyczne ciacho, a pogoda taka w kratkę, że jakieś paskudztwo zawsze się przypałeta

    OdpowiedzUsuń
  5. więc znalazłam cię Rivulet. Pięknie piszesz, masz dzieci:) kupujesz krzaczki!!!, lubisz ciasto i poezję!!! Człowiek z rodu Józefa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi i też używam tego określenia :) Zapraszam ;)

      Usuń
  6. każda mama nosi w sercu takie supełki, grunt by się temu lękowi nie poddać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za ten link, naprawdę - mimo wszystko - budująca, piękna historia...

    Riv mam prośbę, odezwij się do mnie na maila (sole79@op.pl) bo mam sprawę, a nie chcę pisać publicznie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dużo zdrówka :** !
    Ciasto kuszące :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  10. Matko odkąd zobaczyłam to ciasto to o niczym innymnie myślę :)
    Jutro lecę po truskawy i działam chociaż jetsem pełna obaw czy mi to cudo wyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń