Listopadowy dzień. Zwykły.
Rano kawa, chwila pisania książki, bo maluchy śpią.
Potem śniadanie, podczytywanie "Kuzynek" Pilipiuka z dedykacją autora zdobytą na tegorocznych Targach.
Modlitwa jutrznią, która powinna być od razu z samego rana, ale bycie mamą małych dzieci nie pozwala na spokojny rytm.
Myśli krążą między zmywarką i pralką, między obiadem a książkowymi planami. Jutro ma być nagranie w plenerze do telewizyjnego programu "Ziarno" – o mojej zimowej książce. Za dwa tygodnie spotkanie w Macierzance. W międzyczasie tyle innych domowych i szkolnych spraw, o których tu nie będę pisać.
I potem nagle krachhh, najmłodsza przewraca się na buzię. Krew leci, ząb się kiwa.
Takie atrakcje tylko w domu pełnym dzieci. Mimo wszystko robi mi się ciepło, bo żadne z dzieciaków nie zaliczało urazów zębowych. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz, no nie? Czasem trzeba czekać do szóstego dziecka :P
Takie tam... Młoda już nieco lepiej, choć co się wypłakała dziś, to jej. Jeść za bardzo nie może, a jedynka w opuchniętym dziąśle niezbyt stabilnie wygląda. Hura...
Michał, który ją popchnął, nagle bardzo miły i co chwilę stara się jej uprzyjemniać dzień. Może mu to zostanie dłużej niż do wieczora...
A ja marzę o takim spokojnym byciem i pisaniem, jak ze zdjęć umieszczanych czasem przez innych pisarzy. Laptopik, stolik, kawka, kwiatek w tle. A nie krew, pot i łzy xD
Pociesza mnie tylko diagnoza Szustaka w książce o walce Dawida z Goliatem. Dopóki walczył, wygrywał. Klęska przyszła w nicnierobieniu w pałacu, z dala od bitwy.
Cóż, nicnierobienie mi na razie nie grozi. Może dzięki temu wszystko będzie bardziej wartościowe...
Na koniec polecam Wam jeszcze rodzinne opowieści inspirowane takimi właśnie wydarzeniami. TUTAJ :)
I przemiłą rozmowę w Radiu Warszawa. O TUTAJ. Warto posłuchać, bo o samych wartościowych rzeczach. Już w tą sobotę o 13.10 będzie można posłuchać drugiej części. O świętym Józefie między innymi.
U nas też dawno temu najmłodsza zaliczyła wypadek z zębem. Na szczęście mleczak. Ale emocje były. Współczuję.
OdpowiedzUsuńDzięki... Na szczęście potem zostaje tylko zabawne wspomnienie. Zazwyczaj :)
UsuńRivulet
Takie nagłe urazy nie do unikniecia - a za każdym razem ogromny stres.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Niby człowiek się przyzwyczai, a zawsze dzieci czymś zaskoczą :)
UsuńRivulet
Ja bym nazwał upadkiem Dawida, bo po upadku powstał rozumiejąc swój grzech i prosząc Boga o wybaczenie..
OdpowiedzUsuń"To miłosierdzie (...) odnosi się stokroć bardziej do życia duchowego, niż do spraw czysto ziemskich, ono czuwa nad każdym z nas, zawsze gotowe nam pomóc darować przewinienia i zapomnieć je, bylebyśmy chcieli z niego skorzystać i powrócić na drogę przykazań."
O. Woroniecki "Tajemnica miłosierdzia Bożego"
klęską był upadek Salomona, który mimo niesamowitej mądrości, jaką go obdarzył Bóg, upadł i w Piśmie Świętym nie ma mowy by powstał..
To prawda, chociaż konsekwencje grzechu ciągnęły się za nim aż do końca, dotykając także jego rodziny. W tym Salomona.
UsuńO ile historia wybrania Dawida jest piękna, to jednak zakończenie jest dla mnie dość bolesne. Może dlatego, że za dużo wokół takich upadków na całego, które niosą za sobą cierpienie innych i mam jakiś uraz.
Rivulet
To prawda, dużo upadków teraz, a co gorsza brak chęci skorzystania z łaski spowiedzi i powrotu na drogę przykazań.
UsuńZanim dzieci dorosną...
OdpowiedzUsuńZanim... :)
UsuńRivulet
W dzieciństwie byłam mistrzem takich upadków. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż mamy w domu takich domowych mistrzów :D
UsuńRiv
Brawo
OdpowiedzUsuńKomentarz usunęłam na prośbę oburzonych czytelników. Swoje frustracje proponuję wylewać gdzie indziej :)
OdpowiedzUsuń