Wchodzę do pokoju. Elula siedzi, obłożona zabawkami i poduszkami. Na mój widok uśmiecha się szeroko.
- Mamamamamama!
No ładnie. Dopiero co czekałam na jej narodziny, a ona już do mnie gada i czaruje. Prawie słyszę, jak świszczy w uszach przepływający czas. Kolejny schodek za nami.
- Mamamamamama!
No ładnie. Dopiero co czekałam na jej narodziny, a ona już do mnie gada i czaruje. Prawie słyszę, jak świszczy w uszach przepływający czas. Kolejny schodek za nami.
- Co tam, Elusia? Bawisz się grzechotkami?
- Blwwwww! Glugluglu, gwwwww - odpowiada zadowolona Ela, a ślina ścieka jej po brodzie.
Skończył się etap pisków i krzyków... Już niedługo usłyszę prawdziwe "mama" :)
***
Rafałek siedzi przy stole i majstruje coś z klocków z zafrasowaną miną.
- Co to jest? - pytam, patrząc na tajemniczy stożek.
- Lakieta! - odpowiada młody.
No tak, co innego mógłby zbudować... Na ciuchcię to wszak nie wygląda.
- A dla kogo to rakieta? - drążę temat, bo a nuż będę musiała się przygotować na rychły wylot na księżyc.
- Eluli!
- To Ela tym poleci?
- Tak. Sięzyc!
- Poleci na księżyc? A nie będzie się bała?
- Nieeeeee. Ona miła!
Tak. Dla Rafałka "miły" oznacza wszystko: od fajnego, przez dobrego, na odważnym kończąc. "Miłe" są też wszystkie groźne stwory, których Rafałek się nie boi (tak twierdzi, pokazując np. na krokodyla w książce).
- A ty też polecisz rakietą?
- Tak! Duzą.
- Dużą? Sam taką dużą polecisz?
- Nie... Ja i Plaple. Lazem! Lakietą taką duzą. Polecimy!
Co to za wycieczka na księżyc bez brata :)
Urzeka mnie to, że - mimo iż często lecą wióry w trakcie kłótni - nasza trójka tak o sobie myśli.
***
Popołudnie. Idziemy naszą uliczką. Jest już ciemno, zapalają się latarnie. Dywan mokrych liści tłumi odgłos kroków. Pcham wózek z dwójką maluchów, obok podskakuje mój pierworodny z plecaczkiem na plecach. Czapka znowu przesunęła mu się na bok.
- Co tam dziś robiliście w przedszkolu? Tańczyliście?
- Uczyliśmy się dziś nowych kroków. O tak! I jedliśmy jabłko na deser, i ciasteczka z pestkami dyni.
- A bawiłeś się z kimś?
- Tak, z Łucją i Tereską, i Arturem, i Dominikiem... I innymi dziećmi. I zgubił się w sali magnetofon. A tutaj popatrz, pani mi przykleiła naklejkę z pieskiem!
Mój malutki Gabryś... Taki już duży :) Dobrze za nim tęsknić cały dzień, ale jeszcze lepiej móc z nim w końcu porozmawiać.
Tak u Ciebie odpoczywam :))
OdpowiedzUsuńPięknie tu.
hehe fantastycznie dzieciaczki szybko rosną też to zauważam Aruś mówi też już pełnymi zdaniami...kiedy to zleciało no i chyba się udaje z majteczkami co Areczku wybierasz jak pojedziemy po Mateuszka Majteczki czy pampersa wybiera pampersa a potem zero wpadki :D to jest to super :D
OdpowiedzUsuńKochane Maluchy :)
OdpowiedzUsuńKochane takie dialogi. I dzieci. Znalazłam zdjęcie Drugiego i Trzeciego jak siedzą na zboczu w trawie. TAACY mali! Eh, za szybko te dzieci rosną...
OdpowiedzUsuńSłodkie maluchy :)
OdpowiedzUsuńJak miło obserwować takie chwile
A u nas Jachol na szczęście jeszcze nic nie mówi. nie wiem jak sobie poradzę z kolejnym źródłem dźwięku :D.
OdpowiedzUsuńsłodkie :)
OdpowiedzUsuńnaszemu jeszcze trochę do gadania ;)
:) Cudowne te Twoje słoneczka:)
OdpowiedzUsuńWzruszające są takie dialogi. A matczyne serce rośnie i roztapia się z miłości!
OdpowiedzUsuńU Ciebie jak piszesz o dzieciach to nawet jak masz nerwa to ciepło i spokój płynie.Fajnie :)
OdpowiedzUsuń