Leje. Już któryś dzień siedzimy w domu, bo nie ma jak wyjść. Na kalosze i taplanie się w kałużach za zimno. Już wolę jakoś przeżyć od rana do wieczora w czterech ścianach i nie walczyć z kolejnymi przeziębieniami. Kiedyś się spinałam, bo we wszystkich genialnych dziecięcych poradnikach pisało, żeby wychodzić codziennie bez względu na pogodę. Już mi przeszło. Ech, zaczął się czas domowy... I tak pewnie do marca. Kwietnia? W każdym razie mam nadzieję, że kiedy nasze najmłodsze dzieciątko przyjdzie na świat, będzie już wiosna :)
W ruch poszły różne kolorowanki i uzupełnianki, które w lecie leżały odłogiem. Nauka literek i cyferek, choć z tym się nam nie spieszy. Jakoś nie mam ambicji wychować małych geniuszy. Wolę, żeby się bawili, uczyć się będą w szkole. Chłopaki mają fazę na samoloty, powyciągali wszystkie modele, jakie mamy i wożą pasażerów po pokoju.
Przed chwilą Gabryś się uderzył w palec i rozpłakał, na co przyleciał Rafałek i zaczął go głaskać po głowie :)
Wcześniej jedliśmy zupę pomidorową i nagle Gabryś odłożył łyżkę i powiedział z powagą:
- Wybacz, mamo, już więcej nie mogę zjeść.
Generalnie mimo zimna na zewnątrz, dom mamy ciepły :) Pewnie, chłopaków rozsadza energia i chyba najlepiej byłoby postawić ściankę wspinaczkową na środku pokoju. Co chwilę to się śmieją i biegają w kółko, to ryczą, bo próbują wyrywać sobie zabawki. A ja zastanawiam się coraz częściej jak to będzie, kiedy dojdzie trzeci rozrabiaka (rozrabiara?). Domowe przedszkole na całego...
Poza tym już gdzieś w środku się cieszę na listopadowo-grudniową serię przyjemności, czyli: moje urodziny, adwent, Mikołajki, święta. Zawsze lubiłam ten czas i cieszę się jak dziecko. Już mimochodem planuję, co kupię chłopakom w prezencie i jak będziemy świętować Wigilię. I pewnie w połowie grudnia będę mieć usg połówkowe i zobaczę znowu Maleństwo. Sasasa. A póki co - przygotowania do katechez trwają...
A mnie rozłożyła grypa, brrrr
OdpowiedzUsuńZgadzam się, ciepły dom to ten pełen rozbrykanych dzieci, szumu, gwaru i śmiechu. Moje dziewczyny właśnie próbują połamać sobie kręgosłupy rżąc jak konie :)
OdpowiedzUsuńO tak, śmiech dzieci rozgrzewa i upiększa dom bardziej, niż najlepszy kominek i nie wiadomo jakie bajery :) A wieczny bałagan sprawia, że dom wydaje się żywy - a nie jak muzeum... Zawsze o takim marzyłam :)
Usuńdotarłam, jestem, dziękuję:)
OdpowiedzUsuńJak dziecko jest gotowe na literki to samo się nimi interesuje - nic na siłę.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam, choć w otoczeniu mam dużo "gorliwych", którzy chcieliby, żeby trzylatek to już umiał czytać, pisać, liczyć, znać dni tygodnia i miesiące i cholera wie co jeszcze. Tak jakby nie było całego życia na nauczenie się tego :D W sumie ten pęd to robienie wyścigu szczurów już w przedszkolu, o podstawówce nie wspominając. Masakra.
Usuńoj tak wyrywanie zabawek sobie to fajna sprawa ale też i dzielenie się jedzeniem jeden karmi drugiego bosko to wszystko Bog stworzył :D
OdpowiedzUsuńNo dokładnie, patrząc na chłopaków stwierdzam, że nie ma to jak rodzeństwo ;) Jeden drugiego pilnuje i pomaga, aż miło patrzeć..
UsuńTwoje wpisy emanują radością i energią. Bardzo się cieszę! Trzymaj się cieplutko i dbaj o siebie (o Was :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń