Szaro
za oknem. I we mnie też szaro, dużo planów poszło się bujać z powodu
naszych chorób. Krzysiek leży z anginą i zapaleniem oskrzeli, więc...
nie pójdę na koncert, nie pójdę na piwo, nigdzie nie pójdę. Zasmarkane
dzieciaki jakoś ogarniam, choć ciężko, ale jak tak wszyscy padają i ja
sama na antybiotyku (zatoki), to mam ochotę wywiesić białą flagę. I
przespać ten czas.
Ale nic to, trzeba przeczekać. Jeszcze wyjdzie słońce.
Wczoraj u Matki Czworokątnej wypatrzyłam piękny wiersz, który idealnie odzwierciedla to, co czuję. Pozwolę sobie spisać ku pamięci...
Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata
za niepewność wśród jego pewności
Bądźcie pozdrowieni
za waszą czułość w nieczułości świata
za niepewność wśród jego pewności
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie innych tak, jak
siebie samych
Bądźcie
pozdrowieni
za to, że odczuwacie niepokój świata
jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie
za to, że odczuwacie niepokój świata
jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie
Bądźcie
pozdrowieni
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
za wasz lęk przed bezsensem istnienia
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
za wasz lęk przed bezsensem istnienia
Za
delikatność nie mówienia innym tego, co w nich widzicie
Bądźcie
pozdrowieni
za waszą niezaradność praktyczną w zwykłym
i praktyczność w nieznanym
za wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
za waszą niezaradność praktyczną w zwykłym
i praktyczność w nieznanym
za wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego
Bądźcie
pozdrowieni
za waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
za wasze zachłanne przyjaźnie i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami
za waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
za wasze zachłanne przyjaźnie i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami
Bądźcie
pozdrowieni
za waszą twórczość i ekstazę
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno
za waszą twórczość i ekstazę
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno
Bądźcie
pozdrowieni
za wasze wielkie uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
za to, że niepoznanie się na waszej wielkości
nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po was
za wasze wielkie uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
za to, że niepoznanie się na waszej wielkości
nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po was
Bądźcie
pozdrowieni
za to, że jesteście leczeni
zamiast leczyć innych
za to, że jesteście leczeni
zamiast leczyć innych
Bądźcie
pozdrowieni
za to, że wasza niebiańska siła jest spychana i deptana
przez siłę brutalną i zwierzęcą
za to, że wasza niebiańska siła jest spychana i deptana
przez siłę brutalną i zwierzęcą
za
to, co w was przeczutego, niewypowiedzianego, nieograniczonego
za
samotność i niezwykłość waszych dróg
bądźcie
pozdrowieni nadwrażliwi
Kazimierz Dąbrowski, Posłanie do nadwrażliwych
Tak
to czytałam i oczy robiły mi się coraz większe. To jest to... I
konieczność uspokajania siebie, bo zachód słońca, bo płatki śniegu, bo
bażant w trawie - jest tak piękne, że aż boli. Oddychaj, oddychaj,
oddychaj.
Kiedyś
mówiłam, że nadwrażliwość jest trochę jak dotykania świata ręką bez
naskórka (wiem, lepiej sobie tego nie wyobrażać :P). Ostatnio mogłam się
przekonać, jak to jest mieć jedną wielką ranę na palcu. I faktycznie,
porównanie okazało się całkiem trafne. Gdy czegoś przypadkowo dotknęłam, czułam
ból aż do łokcia. Ale jednocześnie zaczęłam się poruszać inaczej,
zwracać uwagę na otoczenie, nie gestykulować rękami. Musiałam być wyrozumiała dla własnej dłoni przez kilkanaście dni - i dobrze mi to
zrobiło, bo generalnie ciężko mi przychodzi bycie dobrą dla samej
siebie. Lubię swoje ciało, ale jednak przyłapuję się na tym, że traktuję
je czasem jak robotnika (niewolnika?), który musi zrobić swoje, bez
względu na konsekwencje.
Trudno być dobrym dla innych, kiedy nie jest się dobrym dla siebie. O tym często muszę sobie przypominać.
A
tak z innej beczki, oglądałam dziś z dziećmi "Dzwonnika z Notre Dame".
Pamiętam, jak na tej bajce byłam w kinie jako mała dziewczynka i bardzo
mi się podobała... I dalej mi się podoba, ale ze smutkiem myślałam, jak wiele się zmieniło przez te dwadzieścia lat z haczykiem. Bajka o złym człowieku,
który chciał zabić małe dziecko tylko dlatego, że jest chore? I
oszpecony główny bohater, który okazuje się być cudownym człowiekiem?
Takim, którego życie jest bardziej wartościowe i piękne od życia wielu
zdrowych, silnych ludzi? Hmm... Bardzo nienowoczesna opowieść. Dziś
pewnie zrobiono by akcję pod katedrą "Frollo jest ok".
To prawda, ze wrazliwcom zyje sie trudniej... Ale o ile piekniej i mocniej! :D
OdpowiedzUsuń"Dzwonnik z Notre Dame" - też lubię tą bajkę. Chociaż bardziej wolę jej książkową wersję autorstwa Victora Hugo - "Katedra Notre Dame w Paryżu". Dużo zdrowia życzę :)
OdpowiedzUsuńOj tak, wrażliwcy mają zdecydowanie trudniej w tym szalonym świecie...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
ciało jak robotnika.. hah też tak mam i jeszcze nie umiem chorować, ciągle mam wrażenie że powinno być gorzej, a jak zdrowieje to się dziwie jak mogłam funkcjonować ;)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńJestem nadwrażliwcem od zawsze. Nie jest to łatwe życie.
Z wiekiem wcale nie jestem asertywna, co budzi mój i bliskich niepokój.
Często jestem przez to "wykorzystywana", min w pracy. Haruję za wszystkich i nie umiem temu zaradzić.
Ale już koniec biadolenia.
U nas świeci piękne słoneczko, jest zdrowe, mroźne powietrze, piję pyszną kawkę, czytam blogi i jest mi cieplej na duszy:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Pozdrawiam bratnia duszo!!!!
OdpowiedzUsuń