piątek, 4 września 2015

Rafałek. Pierwsze zajęcia w przedszkolu i pierwsze szwy.

Piątek. Za nami pierwsze dni w przedszkolu w tym sezonie. Jak nam minęły?

We wtorek chłopcy pojechali razem. Gabryś zrzędził od rana, że nie chce mu się wstawać i że ma już dość przedszkola. Rafałek był przejęty, trochę przestraszony, ale jechał chętnie. Wieczorem przyjechał zachwycony. Cały rok czekał na to, żeby tak jak Gabryś mieć swój plecaczek, zeszyt z pochwałami i naklejkami, swoich kolegów i panią. I wreszcie jego marzenia sie spełniły :) Tak więc nasz nowy przedszkolak zachowuje się zupełnie inaczej, niż jego starszy brat. Gabryś w zeszłym roku przez pierwszy tydzień siedział przy swoim stoliku i nie odzywał się do nikogo. Cóż, każdy z nich jest inny. Starszy potrzebuje się przyzwyczaić do nowej sytuacji i z boku obserwować ludzi, żeby potem się już dobrze czuć i bawić. Młodszy wchodzi w nieznane jak w masło, a poznawanie nowych osób sprawia mu przyjemność. Ciekawe, że dwoje braci tak bardzo może się różnić. 

Swoja drogą, tylko ze względu na charakter Rafałka posłałam go tak wcześnie do przedszkola. Gdyby nie był taki otwarty na innych, posiedziałby w domu jeszcze rok, tak jak Gabryś. I tak mi dziwnie, że nie ma go ze mną w domu. Myślę, że nie ma co wypychać dzieci na siłę do przedszkola - takie maluchy dobrze się czują i rozwijają w domu, z bliskimi. Nie potrzebują dodatkowych bodźców - co nieraz niektóre osoby próbują wmawiać (dodam, że najczęściej są to osoby, które dzieci nie mają, albo dawno je odchowały i już nie pamiętają, jak to jest - bez komentarza).

Następnego dnia, w środę, kiedy odebrałam chłopców i zapytałam, jak było, Rafałek odpowiedział ze łzami w oczach: "Płakałem...". "A jednak - pomyślałam - w końcu na niego tez przyszedł kryzys i tęsknił za domem". Zapytałam więc, dlaczego płakał. Na to odezwał się Gabryś: "Zrobił awanturę przy wyjściu, że nie chce jechać do domu, tylko woli zostać w przedszkolu".

Także tego... Mam nadzieję, że nikt nie pomyślał, że nasz dom to jakaś patologia i dlatego młody nie che wracać :D

W czwartek Rafałek chętnie pojechał sam, bez brata. Gabryś miał w tym czasie zajęcia z logopedą i też ładnie sobie radził, pani go pochwaliła. Po południu czekaliśmy na Rafałka i byłam ciekawa, jak sobie poradzi w przedszkolu bez pomocy braciszka. Ale też było dobrze. Także chrzest bojowy młody ma za sobą :)

Dzisiaj za to Gabryś pojechał sam...

Wczoraj wieczorem podczas zabawy na podwórku Rafałek upadł do tyłu tak nieszczęśliwie, że rozciął sobie głowę. Ja w tym czasie z Elą siedziałam w kuchni i przygotowywałam obiad. Nagle usłyszałam okropny płacz, wybiegłam na schody. Rafałek podszedł do mnie jakoś dziwnie, cały zapłakany. Objęłam go i zobaczyłam, że z tyłu głowy leci krew. Wzięłam go szybko do kuchni, żeby przemyć ranę i zatamować upływ krwi. Po chwili wszystko było czerwone... Ale udało się powstrzymać strumień krwi i Rafałek pojechał z Krzyśkiem szybko do szpitala. Oczywiście nie obyło się bez szycia. Także młody ma pierwsze szwy, do zdjęcia za tydzień. Na szczęście poza tym czuje się dobrze.

W ogóle Rafałek reaguje inaczej na takie zranienia, podobnie jak inaczej reaguje na ludzi. Gabryś chyba by się zapłakał (ma ewidentnie inny próg bólu i bardziej wszystko przeżywa). Rafałek wrócił do domu ze szpitala tanecznym krokiem i zabrał się za jedzenie kolacji, a potem poszedł spać. Tak jakby szycie głowy było codzienną, normalną czynnością i nie było się czym przejmować. Trochę niecodziennym widokiem była jego zbryzgana krwią koszulka (wyglądał, jakby wrócił z planu "Wiedźmina", albo czegos takiego...). No i my na samo wspomnienie zakrwawionej głowy mieliśmy miękkie nogi :P Rano Rafałek też się dziwił, kiedy pytałam go, jak się czuje. Młody ewidentnie ma w sobie coś z Rambo i nie będę zaskoczona, jeśli wystąpi w kolejnej części "Expendables"...

Tak więc pierwszy tydzień za nami. Ja póki co dochodzę do siebie po wczorajszych emocjach i czuję się, jakby mnie kombajn przejechał :P Ale ogólnie poza tym było ok.

Ela nawet nie marudziła, że braci nie ma i berz problemu na nich czekała. Tylko mnie w pierwszych dniach trochę się nudziło. Już we wtorek po kilku godzinach pobytu w domu z jednym dzieckiem napisałam do Krzyśka: "Musimy się chyba postarać o bliźniaki, bo umrę tu z nudów". No ale jak widać śmierć z nudów mi nie grozi. Nawet chodząc do przedszkola, chłopcy potrafią nam dostarczyć niezłych emocji :)

7 komentarzy:

  1. No to się działo! Dużo zdrowia życzymy. I tak późno te pierwsze szwy, u nas były wcześniej ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. No to u nas identycznie- Lila to twardzielka i dusza towarzystwa. Eliza wrażliwa na najmniejsze zadrapanie i początkowo wycofana... I z jednych rodziców :)

    O rany, no to mieliście przygodę- ja dziękuję :(
    Dobrze, że wszystko ok. No i z dwojga złego, jeśli w ogóle mogę tak napisać- jeśli to się miało Wam przytrafić, to może dobrze, że na tego z braci trafiło... Ale oby już więcej bez takich atrakcji!

    Bliźniaki? Nie no, to już nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy dzieciakach wiele się dzieje, ale czymbyłby nasz świat bez nich ?? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzielne chłopaki :) Oby przedszkole im się podobało jak najdłużej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, te różnice charatkteru takie jak u nas, Tymon tez jest z poczatku lekko wycofany, a Tola jak w masło :)
    Gratulacje dla Rafałka, dzielny Chłopak :)

    Oooo tak, z tym wypychaniem przez inne osoby naszych dzieci do przedszkola, jak ja to dobrze znam. I podzielam w 100% Twoje zdanie!

    A historia na podwórku mrożąca krew w żyłach :( Dobrze, że to tak się skończyło, choć strachu masa, co? Ale dzielny Chłopak z niego, Twardziel Wam rośnie :)

    Czekam na bliźniaki w takim razie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. My ruszamy do przedszkola od października - oj co to będzie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. u mnie też chłopaki są różne :D starszak zamknięty w sobie Arcio otwarty. najadłaś się strachu dzielny synuś nie ma co :D brawa za odwagę....

    OdpowiedzUsuń