wtorek, 12 września 2017

O tym co u nas i jak myknęliśmy w góry.

Dziś od rana leje i siedzimy z Sarą w domu. Wczoraj posprzątałyśmy po weekendowym szaleństwie, więc dziś możemy sobie siedzieć na dywanie obłożone książkami, pić zieloną herbatkę z opuncją i generalnie - odpoczywać. Ostanio znów było ciepło i słonecznie, ciągle gdzieś spacerowałyśmy, coś załatwiałyśmy, także fajnie tak sobie nic nie robić przez jeden dzień.

Nie wiem, jak w pozostałych częściach Polski, ale u nas tego roku pogoda naprawdę udana i niewiele było momentów, w których deszcz zmuszał do siedzenia w czterech ścianach. Tak sobie wspominam i widzę, ile kilometrów zrobiłam odkąd przyszła wiosna. A mam nadzieję na jeszcze, zanim spadną śniegi. Bo spacer po mrozie to jednak średnia przyjemność, a w ośnieżone góry też mnie jakoś nie ciągnie (że niby narty? brr, w życiu!). Ja lubię ciepło i zieloność, sezon zimowy to jednak połykane jeszcze bardziej niż dotychczas książki i kubek czegoś ciepłego. I czekanie na wiosnę i pierwsze krokusy...

Póki co do śniegów i krokusów daleko, kasztany spadają nam na głowy z trzaskiem. I topole gubią swoje pożółkłe liście. Ale reszta przyrody jeszcze się trzyma - niby zaraz przyjdzie jesień, ale można się jeszcze nacieszyć zielenią drzew i zapachem traw. Końcówka lata. Słuchamy jeszcze tych samych piosenek, które umilały nam podróż nad morze. Codziennie oglądam zdjęcia z wyprawy i grzeję się wspomnieniami. Dzieci też wspominają. Wspólne wycieczki jednoczą rodzinę, podobnie jak modlitwa.

Właśnie w niedzielę mieliśmy kolejny wspólny wypad, tym razem w pobliskie góry. Podjechaliśmy do Myślenic i stamtąd poszliśmy zielonym szlakiem na górę Chełm. Mieliśmy dojść aż do schroniska na Kudłaczach, ale dzieciaki nie dały rady, a i pogoda zaczęła się psuć, nie ryzykowaliśy. Niemniej bardzo fajnie było przejść po linowym moście nad Rabą, by potem zanurzyć się w cieniu drzew. Taka niepozorna górka, rzut beretem od nas, a tak przyjemnie się szło. Krzysiek niósł Sarę, od czasu do czasu pozwalając jej przejść trochę samodzielnie. Starsze dzieci dzielnie wspinały się po korzeniach i kamieniach (momentami było bardzo stromo), zbierały szyszki, liście i gałęzie. Mnie udało się znaleźć i podzielić między nich ostatnie maliny i jeżyny. Bardzo podobały mi się ukryte w leśnej głuszy stare drewniane chaty, które mijaliśmy w pewnej chwili. Czy ktoś tam jeszcze mieszka? Tak bardzo chciałabym ukryć się na jakiś czas w takim domku... Kiedyś tyle dobrych chwil przeżyłam właśnie w takich miejscach, brakuje mi tego. No nic to. Na szczycie wdrapaliśmy się na wieżę widokową. Chłopcy przełamali strach i wspięli się sami, Elę pod koniec musiałam nieść, ale zeszła sama. A potem zjedlismy wypasiony obiad w karczmie przy wyciągu. Sara zajadała ze mną żurek i pierogi ze szpinakiem, a reszta towarzystwa frytki i kurczaka w panierce (spróbowałam, niech się KFC i wszystkie Maki chowają). Dawno mi tak nic nie smakowało, polecam ;) A potem, gonieni przez ciemne chmury, zeszliśy na dół, zahaczając jeszcze o plac zabaw. Cóż, mam nadzieję na jeszcze jeden taki wypad w tym sezonie, może się uda. Pięknie było :)

I co poza tym, już za dwa tygodnie imieniny chłopców, obiecałam że im kupię duży model klocków Cobi, statek widmo. Strasznie im się spodobał i obiecali się nim dzielić :) I chociaż jesteśmy fanami Lego, to jednak muszę przyznać, że niektóre modele i rozwiązania Cobi są ciekawsze. A cena niższa ;)

No dopsz, młoda protestuje, trzeba ją położyć spać i zrobić obiad. Dziś łazanki (my z Krzyśkiem  je uwielbiamy, a dzieci nie znoszą - no ale zjedzą w przedszkolu/szkole, więc mogę poszaleć). Kapusta na mnie czeka, ciao :)

6 komentarzy:

  1. och macie super że te góry tak blisko :D też uwielbiam wchodzić i wspinać się mam nadzieję że za rok poszalejemy w tym roku było tylko morze:/ ale jeszcze rok się nie skończył a mąż ma wczasy rehabilitacyjne do wykorzystania węc kto wie może jeszcze jakiś szczyt nam sie uda zdobyć :D ja tam lubie jesień choc u nas pogoda ostatnio deszczowa i ponura siedzimy w domu ale ostatnie dwie niedziele bylismy na turniejach Mateusza fajne wypady choć gdyby nie pogoda namówiłabym męża na zwiedzenie atrakcji Rawskich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe tylko morze :D Dla nas to największy wypas. No ale tak to jest, że się tęskni za tym, co daleko ;)

      Usuń
  2. A ja wlasnie czekam na mroz, snieg i narty. ;)
    Chcialabym mieszkac w miejscu, gdzie byloby tylko lato i zima, ewentualnie jakas (pozna) wiosna, ale zadnej jesieni! ;) Poki co, wrocilo do nas lato, jest cieplo i pieknie, ale wiem, ze juz za kilka tygodni bede psioczyc na jesienne smutki i szaruge. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym chciała, żeby ciepło jeszcze wróciło :)

      Usuń
  3. Och, ja też bym tak myknęła w góry :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już żałuję, że do letnich górskich wypraw tyle trzeba będzie czekać...

      Usuń