I dobrnęliśmy do kolejnego piątku. Przed nami weekend. I chyba niedzielne świętowanie imienin chłopaków, bo właśnie dotarło do mnie, że to już :) Przyszło mi do głowy, żeby zrobić tort i jakoś go anielsko ozdobić, a co! Takie nasze rodzinne święto.
Dość szybko po tym imieninki Sary (9 października) i Eli (5 listopada). Jakoś tak jesiennie nam wyszły imieniny dzieci, w odróżnieniu od wiosennych urodzin :P Ciekawe, kiedy będzie świętował Maluszek... To jeszcze zagadka. Choć jeśli jest dziewczynką, to oczywiście - 26 lipca. I też będzie zabawnie, bo 25 lipca są imieniny Krzyśka, a 27 - moje. Byłoby super :D No ale zobaczymy, jak to wyjdzie. Na imię dla chłopca jakoś nie mamy pomysłu. Jak jednemu z nas się coś podoba, to drugiemu nie. Nic to, poczekamy, najwyżej będziemy myśleć szybko na wiosnę :P
Mdło mi dalej. Najgorzej wieczorami. Dużo czytam, żeby nie myśleć o tym.
Ostatnio sobie kupiłam przy okazji zamawiania zaległych podręczników dla chłopaków "Niemożliwy manuskrypt" Agnieszki Grzelak. Wydanie piękne, aż się nie mogłam powstrzymać przed głaskaniem okładki :P Myślałam, że mi zejdzie na nią kilka miłych wieczorów. A tu lipa. Tak mnie wciągnęła, że siedziałam cały dzień od rana... i skończyłam po południu. Niby ponad 400 stron, ale jak wessie, to nie puści ;) Bardzo polecam. Fantastyka, ale dość nietypowa i intrygująca (i dobrze, bo "ograną" fantastyką już jestem szczerze zmęczona, a jakoś dużo jej wychodzi ostatnimi czasy). Ma klimat.
Co poza tym... Michaś na suwaczku ma już rok i 7 miesięcy. Ech. Dokładnie pół roku temu stawiał pierwsze kroki. A teraz śmiga jak torpeda. Wszędzie włazi. Ma fazę na naśladowanie. Tyle że nie naśladuje mowy (Sara w tym wieku papugowała każe słowo), ale gesty. Wydmuchuję nos? On robi to samo, w dodatku genialnie oddaje ruchy. Coś się wylało? Już wie, co ma zrobić, leci po szmatkę i ściera. Rozkręca tacie narzędzie. Próbuje używać komputera. Rozładowuje zmywarkę - bardzo profesjonalnie ;) Sam odstawia talerze i kubki do zlewu po posiłku, a po spacerze daje buty na półkę. Mało tego, zanosi też to, co zostawiło starsze rodzeństwo :P Taka pomoc! A jak już wszystko ogarnie, biegnie z rozłożonymi rączkami, żeby wpaść komuś w ramiona na przytulasa ;) Jak się nie schylisz, to będzie obejmował kolana, też nie problem.
A starszaki dzielnie wstają rano, jak na razie bez marudzenia. Sami się ubierają (no, trochę pomagam Sarze), robią sobie śniadanie, przygotowują prowiant do śniadaniówek. Mam czas się ogarnąć przed wyjściem i nawet coś zjeść czasem w locie. Nie jest źle. Jakoś zleciał ten pierwszy miesiąc - na początku było ciężko, teraz już przywykamy. Po powrocie odrabianie zadań, nawet nie muszę przypominać. Tylko te wieczory coraz dłuższe i chłodniejsze dni... Jeszcze kwiaty kwitną w ogrodach, więc mi tak nie żal, ale jak przekwitną i zwiędną, zmrożone - będzie szkoda...
I oglądam już marcinki, zwane przeze mnie uparcie michałkami. Jakoś mi bardziej ta nazwa pasuje. Śliczne, fioletowe michałki. Bo na Michała kwitną, we wrześniu, no! Przynajmniej u nas. W Krakowie wszystko zakwita szybciej.