czwartek, 31 grudnia 2020

Finisz.

Ostatni dzień tego roku.

Innego. Ale dla nas szczerze mówiąc całkiem dobrego...

Choć nie jest łatwo żyć w covidowej rzeczywistości, widzę wyraźnie, za ile dobra możemy dziękować.

Ostatni tydzień tego roku to dwa prezenty - początek końca remontu poddasza, za jakieś 2-3 tygodnie będzie finisz, nareszcie! Prawie rok na to czekaliśmy i ciągle coś nie wypalało. I w końcu się udało.

No i usg trzeciego trymestru. Wszystko ok, maluch już skierowany łebkiem w dół. Teraz tylko rosnąć... :) Na pamiątkę dostałam fotkę ślicznej buzi przytulonej do pępowiny.

A teraz czeka nas piżama party. Zimne ognie, szampan bez alkoholu :P, babeczki z napisem 2021 (dzieło Gabrysia), dobra muza... I wjeżdżamy w nowy rok.

Nawet sobie z Elką pomalowałyśmy paznokcie, żeby było elegancko ;) Sary akurat nie było i fuks, bo pewnie też by chciała malować sama, a już u Lu skończyło się fioletowymi opuszkami palców xD

Wszystkiego normalnego w nowym!!!

niedziela, 27 grudnia 2020

Święta Rodzina.

Dziś święto Świętej Rodziny. Pięknie się złożyło, że tak tuż po Bożym Narodzeniu, jakby trzeci dzień świąt. I poruszające czytania dla mnie, bo akurat i przywołana historia Sary i Abrahama, no i kolejna opowieść z początku ewangelii Łukasza, o Annie i Symeonie w świątyni patrzących na małego Jezusa. To jedne z tych "moich" fragmentów w Biblii, które jakoś dotykają mnie zawsze tak do głębi. W sumie obie o czekaniu i doczekaniu się... O zachowaniu nadziei do końca, choćby się po drodze wątpiło. I o miłości, która sprawia, że nawet na starość jesteśmy pełni życia i widzimy w drugim człowieku więcej - o ile jesteśmy jej pełni.

To wszystko jakoś bardzo się sprawdza w codziennym życiu, zwłaszcza w rodzinie. Trzeba dużo siły, żeby zachować nadzieję, wstać po raz kolejny tego samego dnia i nie dać się zwątpieniu. I otwartości na drugiego człowieka, który jest tak inny, nawet jeśli najbliższy.

Nasze dni są jak górska rzeka, a my jak kamyki na jej dnie. Nurt czasem boli, ale łagodzi nasze ostre krawędzie... Trwanie razem mimo wszystko, to  zgoda na utratę swojego pierwotnego kształtu, by nie ranić drugiego. Krok za krokiem, rezygnowanie z siebie.

Czasem swój pierwotny kształt traci się dosłownie, jak ja teraz ;) Przeglądam stare świąteczne wpisy... W tym momencie szczególnie poruszają mnie te ciążowe... Że tu święta, a tu albo mdłości właśnie słabną (przy Gabrysiu i Sarze), albo maluch się rusza (Ela i Rafałek), albo myślami już jestem przy porodzie, bo kopniaki bardzo silne (Michaś, no i teraz też tak już mam...). Zawsze to też duże pocieszenie, te czytania o narodzeniu... Najlepiej utkwiły mi w pamięci sny podczas pierwszych świąt w ciąży, gdy budziłam się z ufnością i nowym przekonaniem, że będzie dobrze, mimo wątpliwości... No i te inne święta, tuż po trudnych badaniach, gdy tak bałam się o Elę, że urodzi się chora - też wtedy się czułam, jak Maria na osiołku, daleko od wygody i komfortu.

Nie wiem jak to jest, ale tym razem właśnie od Wigilii nasz maluch zaczął się ruszać niezwykle mocno, jakby sam tańczył na cześć Pana Jezusa, naśladując małego Jana Chrzciciela. I tak przez całe święta... W związku z tym głową jestem już w marcu (oby do niego dotrwać!) i parę razy dziennie się zastanawiam, jak to będzie tym razem... Z jednej strony obawa, a z drugiej chęć, żeby być już po tej radosnej stronie :)  w której można się wpatrywać w twarz swojego dziecka, a nie tylko ją sobie wyobrażać.

A teraz... Świętujemy dalej :)

czwartek, 24 grudnia 2020

Już.

I  już... W domu ciemno, światełka świąteczne pogaszone, żeby dzieci zasnęły - ale one jeszcze rozmawiają. Michaś też się przetacza po łóżku, choć dawno powinien chrapać w najlepsze. Za dużo emocji :)

Jakimś cudem zdążyliśmy ze wszystkim. Sprzątaniem, gotowaniem, ogarnianiem spraw przedświątecznych... Tylko nie zdążyłam kartek wysłać z życzeniami, ale trochę się bałam iść na pocztę. W tym roku smsy...

Od rana w domu kolędy, głownie Golców, Arki Noego i Eneja. Czyli na ludowo i wesoło :P Ale też mimo deszczu za oknem i ogólnego rozgardiaszu, a także paru spięć i kłótni, był to radosny dzień. Może dzięki temu, że dzieci są starsze, a te młodsze się dostosowują i naśladują, no i też przez to, że to kolejna nasza domowa Wigilia... Choinka rano została ubrana (robiłam tylko zdjęcia, dzieciaki ubrały same :)), dania przygotowane, domek uprzątnięty. Wczoraj pomyte okna zapaćkane na świeżo przez Michała - nie ma jak nowiutkie smugi palców do podziwiania na szybach! A ozdoby, które okazały się czekoladowe, zostały przez Miśka namierzone i w dużej mierze napoczęte po kryjomu, dopóki się nie zorientowaliśmy :P Mimo niepozornej minki, młody potrafi broić równie szybko jak Elka w tym wieku. Nawet głos ma podobny, jak się zdenerwuje :D

A potem ewangelia, życzenia przy opłatku, kolejne dania... Przerwa i deser. Na końcu prezenty. Fajnie było, zwłaszcza przy dzieleniu się opłatkiem... I ta kolejka do taty :) Bo ja to raczej przytulas i już, Krzysiek się bardziej starał ;)

To był dobry dzień, a dzieciaki są przeszczęśliwe. Teraz przed nami świętowanie :) Już się nie mogę doczekać świątecznej mszy i kolęd <3

Narodził się...

Dużo dobra dla Was :*

poniedziałek, 21 grudnia 2020

Coraz bliżej...

 

Gdzieś ostatnio przeczytałam, że końcówka adwentu jest trudna, bo ma się tyle na głowie, że ciężko czuć radość.

To ja chyba jakaś dziwna jestem, bo mimo zmęczenia cieszę się bardzo...

A czy uda nam się zrealizować nasze plany porządkowo-kulinarno-niewiadomojakie, to już naprawdę sprawa drugorzędna.

Cieszą mnie czytania adwentowe, zwłaszcza ewangelia... Tu Miriam czekająca, tu Gabriel fruwający między rodzinami, tu Elżbieta nie zważająca na konwenanse, czy malutki Jan Chrzciciel skaczący sobie w brzuchu mamy.

Cieszą okazje do okazywania wdzięczności i dzielenia się radością, mimo trudności. Ten moment, kiedy Miriam biegnie w góry, żeby pobyć ze swoją krewną, to chyba najlepszy model tego, co w tym czasie powinno się robić - biec do drugiej osoby. Nawet w czasie covidowym się da.

To, co my sobie wkładamy na głowę, te wszystkie obowiązki i wizje, że święta powinny być takie i takie, chałupa ma błyszczeć, na stole ma być pierdyliard dań itede... Ja nie wiem, skąd się w ludziach biorą takie pomysły i taka chęć zepsucia sobie tego czasu frustracją oraz zmęczeniem. Serio, to chyba jakiś przepis dla dorosłych, jak uczynić ze świąt najbardziej upierdliwą, stresującą imprezę wszechświata. A my mamy być jak dzieci i gapić się z ufnością na malucha w żłobie, choćby wszystko wokół się waliło.

Bo ten maluch to już dawno nie jest maluch i teraz przychodzi, żeby nas podtrzymać <3 Fajnie, że w ferworze walki pościerałam kurze na półkach w kuchni, ale on i tak widzi chlew w moim sercu. I do tego chlewu przychodzi, znowu.

Takie tam myśli, tuż przed.

Nie mogę się doczekać tego świętowania po drugiej stronie, kiedy nikomu genialnemu inaczej nie przyjdzie już do głowy, żeby bąknąć: "i po świętach" :P

czwartek, 17 grudnia 2020

Jest blisko.

Tydzień do Wigilii...

Trzy dni robocze do ferii świąteczno-zimowych...

Dziś wieczorem nagle decyzja o kolejnych zaostrzeniach i lockdownie.

Trochę mam zawias. Jak inne te święta od poprzednich, jak dużo się zmieniło...

Ale...

W tych wszystkich trudnościach,

w samotności,

w maseczce ściskającej twarz,

w zapachu płynu do dezynfekcji,

w strachu o najbliższych,

w domowym bałaganie,

w odłamkach stłuczonej lampy, które trzeba szybko pozamiatać,

w kolejnym dniu edukacji zdalnej,

w zmęczeniu i braku światła,

w wariujących dzieciach,

a także w dzieciach, które akurat są grzeczne i pomagają,

w ciasteczkach zrobionych przez Gabrysia,

w kanapkach i herbacie Rafałka,

w świątecznych ozdobach dziewczynek,

w uśmiechu Michałka,

w kopniakach malutkiej,

w pracy i zagonieniu Krzyśka,

w rozmowach z bliskimi tylko przez telefon,

w lęku o jutro,

w kolejnej porcji prania,

no i w brudnych naczyniach wkładanych do zmywarki po raz enty tego dnia,

a także w każdym westchnieniu, radości, zwątpieniu...

...Pan Bóg jest blisko!

niedziela, 13 grudnia 2020

Trzecia niedziela adwentu i "Cud Bożego Narodzenia".

Za nami leniwa niedziela...

To znaczy może nie taka leniwa. W sensie dla kogoś, kto nie ma dzieci, pewnie byłaby to niedziela totalnie wyczerpująca i pozbawiająca sił :P Well, wielodzietność uczy umiejętności odpoczywania w niesprzyjających warunkach i brania tego, co się ma.

Leniwie było, bo nigdzie nam się nie spieszyło. We mszy udało nam się uczestniczyć już wczoraj późnym wieczorem - i bardzo dobrze, bo dzięki temu ta trzecia niedziela adwentu mogła rzeczywiście być niedzielą radości, a nie rozmemłania i gonienia w piętkę. Był czas na powolne śniadanie na raty, wspólną modlitwę, na smażenie naleśników oraz słodkich fasolowych kuleczek (nowość w naszym menu), na czytanie i oglądanie bajek... I takie tam. Również ogarnianie librusów, odpisywanie na maile i tego typu zajęcia, których nie trawię - nie lubię długo siedzieć przed ekranem. To dla mnie takie odmóżdżające... :P Pewnie gdybym musiała, to bym przywykła... Choć Krzysiek nie raz za dzień pracy przed kompem płaci migreną - zwłaszcza w poniedziałki, po przerwie.

Na znajomych blogach dużo teraz informacji o pięknych książkach dla dzieci o tematyce bożonarodzeniowej. Muszę przyznać, że przez przypadek i nam się trafiła pozycja, która mnie zauroczyła. Dzieci oczywiście również ;) "Cud Bożego Narodzenia" autorstwa Julianny Wołek (którą nawiasem mówiąc znam osobiście i nawet nie wiedziałam, że coś takiego napisała :D). Dawno nie czytałam czegoś tak mądrego. Książka przypominała mi trochę "Małego Księcia"... 

Generalnie do książek o tematyce świątecznej staram się mieć dystans, bo często na ładnej okładce się kończy. A zawartość zazwyczaj przekazuje nie tego "ducha świąt", którego ja chciałabym przekazać dzieciom. Nie szukamy magii, świecidełek i śnieżynek, tylko prawdy o narodzeniu Pana Jezusa. Tego zwykle teraz w świątecznych książkach dla maluchów brakuje. W tej książce jest, w dodatku podane w sposób jednocześnie delikatny i celny. Bardzo dobra pozycja, nie tylko dla dzieci... Dla dorosłych również. A najlepiej czytać razem i wspólnie komentować każdy rozdział. Może się przecież zdarzyć, że to dziecko trafniej odczyta sens, niż rodzic ;) 

Przykład?

"A ty, mamo, też przecież myślisz, że najważniejsze w świętach jest sprzątanie i porządek, tak jak ta pani, prawda?" - nie, ja akurat TEGO zdania nie usłyszę, ale pewnie wiele rodziców mogłoby usłyszeć. Do mnie za to docierają inne prawdy. A także inne trudności z przyjęciem Dzieciątka i przeżyciem świąt w sposób głęboki, a nie powierzchowny.

Bardzo Wam polecam! Książkę można kupić na stronie magazynu "Kreda", czyli TUTAJ :) Jeśli jeszcze nie macie, zamawiajcie szybko! Dla siebie, dzieci, chrześniaków, wnuków - to świetny prezent na ten czas.

Aha, w tym wypadku okładka jest równie cudna, jak zawartość. Ja nie mogę oderwać wzroku:

środa, 9 grudnia 2020

Zrobiliśmy pierniczki!

Wreszcie się zebrałam i zrobiłam ciasto na pierniczki!

Ela błagała o to od ponad tygodnia, ale... czas jakoś tak zleciał :P

A potem wyjęłam foremki, chłopcy przygotowali blachy...

Robiliśmy w szóstkę. Michał też pomagał.

Wszystko było w mące (mój rękaw swetra nadal jest). Zwłaszcza pan M.

Wałkowaliśmy, wykrawaliśmy, układaliśmy.

Gabryś obsługiwał piekarnik.

Sara lepiła wężyki z ciasta.

Rafał stał mi nad głową i robił piernikowe misie, gdy tylko był wolny skrawek.

Mnie najbardziej jak zwykle podobały się serduszka.

Ela układała wszystko na blasze.

A potem wyjmowaliśmy.

Nie dekorowaliśmy.

Zjedliśmy wszystko od razu :P

I tu powinny być chociaż zdjęcia pierniczków, ale...

Nie będzie :D

Nie było czasu na robienie pozowanych zdjęć, jak zwykle zresztą.

Tylko parę fotek zrobionych dzieciakom na szybko, ku pamięci. Będą do kolejnego albumu.

No cóż, nie mogłabym mieć konta na instagramie xD

Zresztą fotografie naszego kuchennego bajzlu mogłyby podziałać odstraszająco :P

Ale! Ile było radości!

A teraz siedzę i zastanawiam się - iść wreszcie posprzątać, czy wrobić w to kogoś innego?

Jak to mówią, najważniejsze to mieć wybór :P

A wy? Pierniczkowaliście już?

poniedziałek, 7 grudnia 2020

Grudniowo.

Był Mikołaj :)

Poranek zaczął się bardzo wcześnie - tak wcześnie, że w południe po bardzo późnym śniadaniu ("Mamo, pomożesz mi zbudować ten zestaw klocków?" - i budowałam chyba z godzinę, a w międzyczasie odciągałam Michałka od innych prezentów) zaryłam nosem w poduszkę i zasnęłam na dwie godziny :P A potem obiad i spacer...

Niby starsi wiedzą, że Mikołajowi pomagają dorośli, ale nie przeszkadza im się ta wiedza cieszyć tym dniem. Zwłaszcza że dużo mówimy o prawdziwym świętym Mikołaju i tym, że z nieba daje natchnienie do czynienia dobra. I to myślę warto podkreślać co roku, bo o to w tym dniu chodzi.

Mikołaj przy pomocy bliskich pomocników zostawił przy pięciu łóżkach pięć dużych toreb z prezentami. Radości było co niemiara, bo i klocki Lego dla każdego (jak dobrze, że jest coś takiego jak Lego Duplo, Friends i Technic!) i lalki księżniczki dla dziewczynek, i gra Rafcia, i wymarzone foremki do pieczenia dla naszego pierworodnego - zapalonego cukiernika :) I masa słodyczy :P

W Wigilię będzie skromniej, bo wychodzimy z założenia, że Wigilia jest prezentem sama w sobie. Taki nasz domowy zwyczaj - wiem, że można do tego podchodzić bardzo różnie i robić dokładnie na odwrót :D Ważne, żeby radość była :)

Niektórzy od Mikołaja dostali rodzeństwo :) Co prawda z dwudniowym wyprzedzeniem, no ale... Pierwsze z dzieci, o których w wakacje pisałam, że rosną w brzuszkach swoich mam, już się urodziło. Drugie wykluje się jakoś przed świętami, a potem - czekamy z Kaszubką na naszą kolej. Dotarło do mnie, że w zasadzie za 3 miesiące to już będzie maluch donoszony i mogę spokojnie rodzić. 3 miesiące! Niby dużo (zwłaszcza biorąc pod uwagę dolegliwości końcówki), a z drugiej strony - zleci! Zwłaszcza że grudzień generalnie ma to do siebie, że gna jak szalony, szczególnie gdy się ma gromadkę dzieci w domu.

A potem styczeń, luty... i już!

Oby się to szczęśliwie potoczyło... Sprawdzałam w kalendarzu, Wielkanoc wypadnie 4 kwietnia... Może uda się chrzest? Nie ma co gdybać, zwłaszcza w obecnej sytuacji, ale marzyć można :)

Wczoraj po obiedzie Michaś zmęczony mikołajkowymi wrażeniami zasnął, Krzysiek zaszył się w kuchni robiąc ciasto, a ja wzięłam starszą czwórkę (i bardzo kopiącą w środku Aneczkę) na spacer. Było bardzo ciepło i przyjemnie, pachniało ziemią... Dotarło do mnie, że kiedyś tam przyjdzie znów wiosna... A póki co cieszyliśmy się spacerem, w zasadzie już po zmroku. Dzięki temu na ulicach było pusto i szliśmy bez maseczek. Jak mi tego brakowało! Potem dzieciaki świrowały na pustym placu zabaw, w słabym blasku oddalonych latarni. Ależ był klimat ;)  A później gdy wracaliśmy, trąbiąc przejeżdżał w samochodzie ktoś przebrany za Mikołaja - jakie dzieciaki miały miny :D

Jeszcze dwa i pół tygodnia zajęć przed nami, a potem miesięczna przerwa!

Dobrze, że Krzysiek może wziąć dużo wolnego i pomóc. Bo mnie to już raczej ciężko będzie. Ale w sumie to się cieszę, że trochę odsapniemy. A potem może jakoś trochę normalności wróci?

Kto wie...

środa, 2 grudnia 2020

Zima :)

W pierwszą niedzielę adwentu jesień spakowała się i cicho odeszła. Obudziliśmy się w innym, jasnym świecie. Szybko zjedliśmy śniadanie i poszliśmy lepić bałwany, póki śnieg się nie stopił. Na pobliskiej łączce powstała cała bałwanowa kolekcja tudzież dwie liczne bałwanie rodziny :D Były też bitwy na śnieżki. A w naszym ogródku powstał klasyczny Olaf z marchewkowym nosem. Udało mi się znaleźć w lodówce odpowiedni kształt :P

Poranki zimne i oszronione. Dziś znowu biało, tym razem od mrozu, wszystko pokryte białymi igiełkami. Było trochę po siódmej, gdy szłam rano wąskimi uliczkami, nucąc sobie pod nosem zasłyszaną wcześniej w radiu piosenkę. W ogrodach zmarznięte róże całe w bieli. Podobnie ostatnie wymięte astry, chryzantemy, ogniki. Po jesieni zostały tylko wspomnienia. I kopczyk brązowych liści pod naszą magnolią.

Już w niedzielę Mikołaj przyjdzie... Nadal cieszę się na ten dzień jak dziecko.

A poza tym zaczął się adwent. Szczerze mówiąc mam nadzieję, że będzie to czas przytulenia. Cisza, wyrzeczenia, pytania - to wszystko już było. Jakoś nie potrzebuję po tym roku nauk, rekolekcji, niczego poza bliskością. I obietnicą, że będzie dobrze i że jesteśmy w dobrych rękach.

Niech będzie biało i ciepło w sercu już teraz... Przygotuj nas do radości i ufności.

Takie widoki podobają mi się bardziej, niż jesienne bogactwo kolorów.