Wczoraj stuknęła mi 30tka :) Imprezy nie było, za to dzień spędziłam najpierw u pediatry z dziećmi, a potem w domu. I było miło ;) Zmarszczek póki co nie liczę.
Gabryś złożył mi piękne życzenia i bardzo to przeżywał. Chciał mi też zrobić rogaliki czekoladowe, ale tak wyszło, że tego dnia nie jedliśmy słodyczy... Za to kiszonkę w dużych ilościach. Bo chłopcy z przedszkola "przynieśli" owsicę. Tak więc w swoje 30-te urodziny miałam przyjemność odrobaczać całą rodzinę :P W związku z tym tortu i innych przysmaków nie było. Ale obiecałam chłopcom, że odbijemy to sobie w święta.
A dziś mogę powiedzieć, że dostałam prezent urodzinowy. Byłam w szpitalu na wizycie kontrolnej i mogłam przez chwilkę na usg podziwiać naszego fikającego maluszka. Dzidziuś rozwija się ładnie, duży już był na tym ekranie :) Serduszko bije. W rogu niestety dalej rozwarstwienie kosmówki, no cóż - mam nadzieję, że na następnej wizycie za dwa tygodnie już go nie będzie, bo się jakoś zrośnie. Tak jak to było ostatnim razem. Oby... Póki co mam dalej na siebie uważać, polegiwać (hahaha, no staram się :P) i brać luteinę (bleee, mam wrażenie że dzięki jej właściwościom jestem chudsza niż na początku ciąży).
W każdym razie wróciłam w dobrym humorze i z nadzieją. Kupiłam chłopakom dwie książeczki o Franklinie i dwie bombki choinkowe w kształcie ciuchci. Ela jest na etapie oglądania obrazków, więc z książeczek też skorzysta. Swoją drogą muszę pomyśleć, co jej na Mikołaja sprawić. Bo co chłopcy chcą, to wiem aż za dobrze ("Kuuuupisz mi tooooo???").
Mroźnie już i zimowo u nas. Rano biało od szronu lub śniegu. Aż się chce nucić kolędy :) A tu dopiero adwent się zacznie. Ech dobrze, że już taka atmosfera grudniowa, te deszcze i pluchy były strasznie dołujące w tym roku.
No i tak. Czuję się jak koniczynka, która pracuje nad czwartym listkiem :) Z nadzieją wyczekuję czasu, kiedy listek się rozwinie i będzie brykał z pozostałymi trzema na dywanie w dużym pokoju.